Epilog

1.3K 96 65
                                    

10 lat później...





– Mamo, bo Iris mnie ugryzła!

Auto przeszedł głośny wrzask, a my z Pablo wymieniliśmy pełne zniecierpliwienia spojrzenia. Przyciszając radio, odwróciłam się, obdarzając siedzące na tylnym siedzeniu dzieciaki zbolałym wzrokiem. Droga dłużyła nam się w nieskończoność i wcale nie dziwiłam się, że po tylu godzinach jazdy miały siebie nawzajem dość.

– Iris, nie gryź brata.

– Ale to on zaczął! - pisnęła nasza córka, oskarżycielsko wskazując palcem na siedzącego obok niej chłopca.

– Leo, nie zaczepiaj siostry.

– Nieprawda! Ona kłamie!

– Gavira, powiedz coś swoim dzieciom - westchnęłam, szturchnąwszy męża łokciem w ramię. – Zaraz się pozabijają, a ty i tak tego nie zauważysz.

– Przecież już dojeżdżamy - mruknął ten, nawet nie racząc mnie wzrokiem. Po jego minie widziałam jednak, że Pablo również miał już dość kilkugodzinnego wysłuchiwania dziecięcych piosenek, szelestu kukurydzianych chrupków i wiecznych awantur o to, które z nich teraz wybiera bajkę.

– Mamo, chcę siku! - wyjęczał Leo.

– Daleko jeszcze? - wsparła go widocznie znudzona Iris, opierając czoło o nagrzaną szybę auta. – Fuj! Leo mnie opluł!

– Leonardo Gavira!

Obejrzałam się za siebie, grożąc mu palcem. Nasz syn doskonale wiedział, że ilekroć tylko używałam jego pełnego imienia kończyły się przelewki, ale był na tyle perfidny, że jedynie zachichotał pod nosem i niczym anioł zatrzepotał gęstymi, ciemnymi rzęsami, które odziedziczył po swoim ojcu. W przeciwieństwie do starszej siostry, jako najmłodsze dziecko w rodzinie był rozpuszczony jak dziadowski bicz, głównie za sprawą swojego chrzestnego, wujka Pedro i jego fantastycznych pomysłów uczynienia z niego światowej klasy piłkarza już w wieku trzech lat.

– Jestem grzeczny - mała kopia Pablo uniosła ręce w górę w geście niewinności, ale kurwiki w jego oczach świadczyły o tym, że zniecierpliwionemu chłopcu w główce odpalił się już tryb gałgana.

– Wytrzymajcie jeszcze dziesięć minut - jęknął Gavi, skręcając w drogę bezpośrednio prowadzącą już do Celeste. – Mówiłem, żeby tym razem lecieć samolotem.

– Marudzisz jakby to miała być wyprawa na drugi koniec świata.

– Z naszymi dziećmi nawet wyjście do sklepu przypomina wyprawę na drugi koniec świata - pokręcił głową z dezaprobatą, wskazując na mijaną przez nas kupę desek zwisającą z gałęzi starego dębu. – Pamiętasz nasz domek?

– Mieliście domek na drzewie?! - pisnęła Iris, przyciskając nos do szyby. – Czemu my nie mamy?!

– Bo jesteście za smarkaci - stwierdził Pablo, źródło wszystkich cwaniackich tekstów naszych dzieci, za co od razu trzepnęłam go w ramię. – Jezu, jak dobrze - dodał z głośnym westchnieniem, skręciwszy w podjazd prowadzący do domu swoich dziadków.

– Siena też jest? - zmarszczyłam brwi, widząc czarne BMW należące do mojej szwagierki.

– Mówiłem ci przecież, że to mały zjazd rodzinny - zachichotał, gasząc silnik.

Jeszcze nie zdążyłam dobrze odpiąć pasów, a Iris już wypruła z samochodu jak poparzona, na złamanie karku biegnąc w stronę stojącej w progu domu Rosy. Piszcząc tak, że siedzący na ganku kot aż uciekł w popłochu wpadła w ramiona swojej babci, a ta podniosła ją wysoko w szczelnym uścisku.

Lato w Celeste | gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz