– Pij, dziewczyno, bo się odwodnisz - zaśmiał się Gavira i położył mi na brzuchu lodowate, wyciągnięte prosto z lodówki turystycznej piwo.
Gdyby nie to, że z nieba znów lało się trzydzieści pięć stopni, leżeliśmy na samym środku naszego starego boiska, a butelka była przyjemnie chłodna, pewnie dostałby przez łeb. Teraz, czując jak po skroni spływa mi pot, przyłożyłam ją sobie do czoła i rozkoszowałam się kojącym mrowieniem, jakie na nim zostawiła.
– Mógłbym tak cały dzień - westchnął, rozkładając się obok mnie na świeżo skoszonej trawie. – Jestem chyba bardziej podekscytowany niż przed jakimkolwiek meczem. Gdybym tylko mógł wydrzeć się na te dzieciaki, poczułbym się pewnie jak Xavi.
– Całe szczęście, że nie możesz.
– Teoretycznie mogę - zmarszczył nos, osłaniając oczy przed blaskiem promieni słonecznych. – Ale wtedy ich ojcowie nakopaliby mi do dupy, a jeszcze nie uciekam tak szybko jak kiedyś. Jezu, jak mnie chłopaki zobaczą po dwóch miesiącach babcinych obiadków, to chyba zabiją mnie śmiechem. Co te kontuzje robią z ludźmi - pokręcił głową z dezaprobatą, ale nawet to nie przeszkodziło mu w otwarciu piwa i wzięciu pierwszego łyka. – Żartuję, całkiem podoba mi się takie życie, a zwłaszcza u boku pięknej kobiety - dodał, poruszając zabawnie brwiami.
– Nie podlizuj się.
– Wcale się nie podlizuję - cmoknął dumnie, przekręcając się na trawie na brzuch. – Pamiętasz, jak pogryzły nas mrówki w dupę?
– Czy to przypadkiem nie było w tym samym miejscu?
– Nie, to było tam - jakby z pamięci wskazał na małe wzniesienie naprzeciko nas. – Spierdalałaś tak, że kolana miałaś wyżej niż uszy.
– To ty piszczałeś, że jesteś zbyt piękny, żeby umierać, pieprzony narcyzie - prychnęłam, rozkoszując się łykiem zimnego piwa. – A pamiętasz, jak gonił cię kogut?
– To akurat wcale nie było zabawne - naburmuszył się. – Hej, sama byś uciekała na moim miejscu! Ja za to pragnę przypomnieć ci, kto wpadł w stóg po same uszy, bo chciał szukać tam małych kotków.
– Chryste, jak to możliwe, że my nadal żyjemy?
– Wciąż się nad tym zastanawiam - uśmiechnął się, spoglądając na skąpane w blasku zachodzącego słońca domy przed nami. – Nie chce mi się wierzyć, że minęło już tyle lat. Zestarzałaś się, Pérez.
– Ty również nie zrobiłeś się młodszy.
– Za to z każdym rokiem piękniejszy - zaświecił oczyma. – A tylko spróbuj się nie zgodzić
– Nawet broda ci zaczęła wreszcie rosnąć, szczeniaku. Zacząłeś się już golić?
– Tośmy się teraz pośmiali - prychnął, dumnie unosząc podbródek. – Ale jestem wywalony z wrotek. Przysięgam, że jeśli nie wstanę o własnych siłach, to zawieziesz mnie do domu na taczce.
Spojrzałam na niego z troską i przesunęłam ręką po jego grzywce, zatapiając w niej swoje palce. Światło chowającego się za horyzontem słońca odbijało się od jego oczu, dodając mu pewnego dziecięcego uroku, w którym się zakochałam. Podparł głowę na łokciach i zamykając oczy, pozwolił mi oprzeć się o jego ramię, cmoknąwszy mnie w skroń. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę bez słowa, dopóki Pablo nie westchnął cicho, przekręcając się na plecy.
– Czasem myślałem, że powinienem napisać do ciebie wcześniej - powiedział w którymś momencie, wodząc palcem wskazującym po wnętrzu mojej dłoni. – Chryste, znalazłem nawet twojego Instagrama i patrzyłem się na twoje zdjęcia jak sroka w gnat myśląc, że nic się nie zmieniłaś, ale byłem zbyt wielką cipką, żeby zrobić coś poza tym. Och, no i miałaś wtedy chłopaka - dodał markotnie.
CZYTASZ
Lato w Celeste | gavi
FanfictionCeleste było terenem zapomnianym przez Boga - niewielką wsią, jakich wiele w południowej Hiszpanii. Położone u wschodniego wybrzeża Andaluzji, zatrzymało się w czasach, gdy Bonnie Tyler śpiewała o tym, co by się stało, gdyby była mężczyzną. Po śmier...