Prawdopodobnie oboje pożałowaliśmy tej decyzji, będąc już w połowie drogi nad wybrzeże. Wiatr, który pojawił się znikąd, zrywał kaptury z głów i owiewał nasze ciała, sprawiając, że piasek pod naszymi stopami tworzył wiry, których ziarna wpadały prosto do oczu.
– Piździ jak w kieleckim - stwierdził Pablo, a ja spojrzałam na niego spod byka, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. – No co? - zapytał zdziwiony, widząc mój wzrok na sobie. – To znaczy, że jest bardzo, bardzo zimno. Lewandowski mnie tego nauczył, choć dwa dni googlowałem, co to kielecki. Okazało się, że majonez, więc sam nie bardzo to rozumiem, ale buja - wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko.
Pokręciłam głową, parsknąwszy śmiechem. Po tym, jak zaprezentował mi jeszcze kilka słów w języku polskim, a ja nie zrozumiałam żadnego z nich, bycie świetnym poligotą dodałam do długiej listy jego talentów, które zdążyłam odkryć w zaledwie kilka dni.
Fale łagodnie obmywały brzeg, kiedy spacerowaliśmy piaszczystą plażą. Był to drugi raz, gdy byłam w tym miejscu, odkąd tylko wróciłam do Celeste i chyba nadal nie mogłam się nacieszyć widokiem rozgwieżdżonego nieba i spokojnego szumu wody. Powietrze było tu świeże, zupełnie inne niż w Madrycie, gdzie miałam wrażenie, że na każdym kroku duszę się od wszechobecnego smogu i smrodu spalin samochodowych. Odetchnęłam głęboko, wyobrażając sobie, jak świetnie dotleniona będę ostatniego dnia lata, gdy pożegnam się z tym miejscem już na zawsze.
– Wiesz, co lubię w Celeste? - zapytał Pablo niespodziewanie, kiedy od kilku minut bez słowa brodziliśmy butami w piasku. – Znaczy się, oprócz tego, że Celeste to Celeste - to najbardziej w nim lubię - zaśmiał się.
Pokręciłam przecząco głową.
– Lubię je za to, że jestem tu anonimowy. Nie jestem Gavim, tym piłkarzem z Barcelony, nie rozdaję autografów na prawo i lewo, nie robią mi zdjęć z ukrycia jak małpie w cyrku. Uwielbiam to, że mogę poczuć się tu swobodnie, jak normalny chłopak z sąsiedztwa, pójść na plażę, surfować, robić wszystko to, czego nie robię na codzień. Jakby, nie zrozum mnie źle, jestem wdzięczny za swoje życie, za wszystko to, co mam teraz, ale czasem mnie to przytłacza - westchnął, spoglądając na mnie przekrwionymi oczami pełnymi zmęczenia. – Był okres, gdy nie radziłem sobie z... pewnymi rzeczami.
Nie mam pojęcia, jaki genialny proces myślowy zaszedł wówczas w mojej głowie i dlaczego mój rozum stracił połączenie z buzią, gdy bez grama zastanowienia wypaliłam:
– Mówisz o Annie?
– No tak. Annie - skupił wzrok na odległym punkcie, śmiejąc się gardłowo. – Niech zgadnę, Lorraine?
Kiwnęłam twierdząco głową. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak nieprzyzwoitą rzecz zrobiłam, nie powinnam w ogóle o to pytać.
– Przepraszam - szepnęłam cicho, lecz Pablo jedynie wzruszył beznamiętnie ramionami.
– W porządku - powiedział z pozoru obojętnie, lecz jego szczęka była zaciśnięta tak mocno, że nieświadomie musiałam trafić w bardzo czuły punkt. – Nie jest to coś, o czym lubię opowiadać, ale...
– Więc nie opowiadaj.
– Fabiola, właśnie zapytałaś o moją byłą, zatem z jakiegoś powodu musi cię to interesować - rzucił mi rozbawione spojrzenie, a ja poczułam się jak skarcone dziecko w szkole podstawowej.
– Nie chcę być wścibska.
– I właśnie dlatego nieświadomie przyznałaś się, że obgadywałaś mnie z moją kuzynką - odparł półżartem. – Powiedzmy, że brzmi to realistycznie.
CZYTASZ
Lato w Celeste | gavi
FanfictionCeleste było terenem zapomnianym przez Boga - niewielką wsią, jakich wiele w południowej Hiszpanii. Położone u wschodniego wybrzeża Andaluzji, zatrzymało się w czasach, gdy Bonnie Tyler śpiewała o tym, co by się stało, gdyby była mężczyzną. Po śmier...