– Jestem Pedri, ten najprzystojniejszy z... ała! Gavira, a w łeb to chcesz?! - wydarł się Gonzalez, odskakując na bok jak poparzony, kiedy Pablo uderzył go w potylicę otwartą dłonią.
– Ja jestem najprzystojniejszy - wskazał palcem na siebie, dumnie unosząc brodę niczym paw. – A ty, jebany debilu, nie podrywaj mojej dziewczyny!
– Może jeszcze zmieni zdanie!
– Szkoda, że ojciec zmienił zdanie, kiedy stara chciała cię...
– Na Boga, zamknijże się, świnia z małpą! A ja jestem Robert, zdecydowanie ten najbardziej zabawny z tych wszystkich cepów - stojący przede mną brunet ujął moją dłoń i pocałował niczym prawdziwy gentelman rodem z ubiegłego stulecia. – Wybacz za nich, nie widzieli się długo i muszą wymienić uprzejmości.
Parsknęłam śmiechem obserwując jak Pablo złośliwie roztrzepuje misternie ułożoną na żel grzywkę swojego kolegi, a ten w odwecie robi dokładnie to samo. Emma przypatrywała się temu z uniesioną brwią, skanując wzrokiem bruneta o imieniu Eric, bez skutku próbującego rozdzielić dwójkę tych oszołomów.
– Ten jest fajny - szepnęła mi na ucho, a w jej oczach pojawiły się dwa kurwiki, które zdecydowanie nie zwiastowały nic dobrego. – Wolny?
– A skąd mam wiedzieć - sarknęłam, kiedy Pedri strzelił Gaviemu z gumy od gaci. – Spytaj, to się dowiesz. Poza tym czy ty przypadkiem nie dalej niż tego ranka mówiłaś, że masz dość facetów?
– Teoretycznie tak, ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, że twój chłopak ma tak przystojnego kolegę - poruszyła zadziornie brwiami, oblizując dolną wargę. – Garcia, będziesz mój.
– Nie osłabiaj mnie, Emma - westchnęłam, bo dobrze znałam ten bystry, zadziorny wzrok, z jakim się mu przypatrywała i osłoniłam dłonią oczy, próbując rozpoznać postać idącą w naszym kierunku. – O mój Boże, czy to...
– Mama! - krzyknął Pablo, uśmiechając się szeroko, a mi aż z tego wszystkiego zrobiło się słabo. – Zdążyłaś!
Rosa Gavira odkąd widziałam ją po raz ostatni nie zmieniła się ani trochę, pomijając już fakt, że chyba podpisała pakt z samym diabłem, ponieważ mimo dwójki dorosłych dzieci i wnuka w drodze na jej twarzy nie można było dostrzec nawet jednej zmarszczki. Była raczej drobną kobietą o typowo hiszpańskich rysach, szerokich biodrach i donośnym, rutynowym dla nauczycielki głosie. Na pierwszy rzut oka wydawała się być nieco wyniosła czy niezbyt sympatyczna, ale był to jedynie wizerunek wykreowany na potrzeby pracy - choć Rosa była prawdziwym aniołem w ludzkiej skórze, to nie mogła pozwolić, by którykolwiek z jej uczniów wszedł jej na głowę - zwłaszcza, że uczyła chemii w jednym z najlepszych prywatnych liceów w całej Katalonii. Tego dnia była ubrana w zwiewną czarną sukienkę w kwiatowy wzór, której lekkość jeszcze bardziej odejmowała jej lat. Jeśli w rodzinie Gavira wszyscy starzeli się w jeden i ten sam sposób, to już zaczynałam zazdrościć tego Pablo, bo ja w wieku dwudziestu jeden lat znalazłam już u siebie pierwsze siwe włosy i coraz poważniej zastanawiałam się nad wstrzyknięciem botoksu w czoło.
– Jak mogłabym to przegapić? - zaśmiała się kobieta, przytulając swojego syna i poklepując po ramieniu stojącego tuż obok niego Pedro. – Fabiola, chodź tu, kochanie!
Podeszłam więc i ja, a jej czułe matczyne ramię oplotło mnie w talii, przyciągając do siebie. Pachniała dokładnie tymi samymi perfumami, które zapamiętałam z dzieciństwa i przysięgam na Boga, że właśnie tak pachniało Celeste. Był to zapach lata, beztroski, wieczornych wycieczek nad wybrzeże - po prostu czegoś, co nazywano szczęściem. Zaciągnęłam się nim, starając się zapamiętać go już na zawsze, bo nie wiedziałam ile czasu było jeszcze dane mi się nim cieszyć.
CZYTASZ
Lato w Celeste | gavi
FanfictionCeleste było terenem zapomnianym przez Boga - niewielką wsią, jakich wiele w południowej Hiszpanii. Położone u wschodniego wybrzeża Andaluzji, zatrzymało się w czasach, gdy Bonnie Tyler śpiewała o tym, co by się stało, gdyby była mężczyzną. Po śmier...