Zanim wyszłam z kawiarni zamówiłam taksówkę, ponieważ pogoda uległa już całkowitemu załamaniu. Lekki listopadowy wiaterek zamienił się w wicher hulający po ulicach Chicago, a w dachy samochodów bębniły lodowate krople deszczu. Stałam przy drzwiach i czekałam aż mój transport podjedzie, aby nie zmoknąć bardziej niż to konieczne. Choroba była ostatnią rzeczą jaka była mi potrzebna.
Po zapłaceniu kierowcy wysiadałam z samochodu i szybko podbiegłam do drzwi budynku o mało nie przewracając się na kilku schodkach, które były przed wejściem. Weszłam do środka i zaczęłam kolejną podróż w górę. Stojąc w windzie miałam wrażenie że jeszcze jedna przejażdżka nią a zacznę chodzić po schodach nawet jeśli musiałabym przejść w ten sposób kilkanaście pięter.
Wchodząc do mieszkania z przyjemnością zarejestrowałam brak płaszcza Ethana oraz okryć jego rodziców, w czymkolwiek przyjechali.
- Powiecie mi może, o co chodzi z tym waszym chorym pomysłem że ślubem? - zapytałam bez ogródek, wkraczając do przestronnej kuchni i zajmując miejsce przy wyspie.
- Wszystko już tłumaczyliśmy - westchnęła mama. - Chcemy połączyć nasze rodziny, a przy okazji też działalności. Hotele Collinsów są dość luksusowymi ośrodkami wypoczynkowymi, ale czemu nie możnaby ich rozszerzyć jeszcze bardzie? Już są tam sektory kongresowe, przyjęciowe i wiele innych. Równie dobrze możnaby do tego dołączyć sektor sanatoryjny. W dodatku dług wobec ich rodziny zniknąłby całkowicie - wzruszyła ramionami kobieta, zaczesując pasemko siwiejących włosów za ucho.
- A tym pewnie miałabyś zająć się ty? - zapytałam retorycznie bawiąc się jabłkiem wyjętym z kosza na owoce.
- Teoretycznie tak. A tata zapewne całą papierkową resztą. W końcu prawo to nie tylko znajomość przepisów i możliwości ich obejścia, a cała masa innych rzeczy o których nie chcę mieć pojęcia - zaśmiała się patrząc na tatę, który ze zmarszczonymi brwiami przeglądał ulotki lokalnych knajp.
- To co zamawiamy? - zapytał kiedy znalazł wreszcie odpowiednie menu i położył je przed nami.
- Własną, na średnim, w składnikach obowiązkowo kurczak - zadecydowałam. - A teraz słucham, czy w waszym pomyśle na ślub jest miejsce na moje szczęście, czy wasze interesy zajęły całe miejsce?
- Do tego bekon - zanotował ojciec na karteczce propozycję od siebie.
- Ty wszędzie gdzie tylko możesz wciskasz bekon - wytknęła mu mama, na co miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Bo jest smaczny! - bronił się mężczyzna. Kochałam rodziców, ale czasem bywali irytujący. Tak jak w tym momencie.
- Dostanę odpowiedź? - zapytałam sfrustrowana, nerwowo stukając pomalowanymi na butelkową zieleń paznokciami o blat.
- Najpierw pizza - zakomenderował ojciec, na co wydałam z siebie męczeński jęk. Przystałam jednak na to, bo z domu wyszłam bez śniadania i moim jedynym posiłkiem tego dnia była szarlotka zjedzona w kawiarni.
Po długiej wojnie na wybranie ograniczonej ilości składników zdecydowaliśmy się w końcu na coś, co wyglądało na dobre połączenie. Czy tak będzie? Niewiadomo, pizza własna była w naszym domu od zawsze ruletką. Albo dołączała do listy chwały, albo pomysł lądował tam, gdzie jego konsekwencje - w kiblu.
W oczekiwaniu na dostawę jedzenia postanowiłam się trochę ogarnąć, więc poszłam do swojego starego pokoju. Zawsze gdy tu wchodziłam dopadały mnie wspomnienia. Tak było i tym razem, gdy tylko rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Najpierw moje oczy trafiły na toaletkę, przy której codziennie szykowałam się do szkoły, ale w lustrze odbijały się zdjęcia stojące na komodzie. Podeszłam więc do mebla i chwyciłam pierwszą z brzegu ramkę.
CZYTASZ
Not Today
RomanceLayla i Ethan to dwoje młodych ludzi, których rodzice postawili przed faktem dokonanym. Nie od dziś wiadomo, że ludzie sobie przeznaczeni nie spotykają się w odpowiednim miejscu, czasie ani okolicznościach. Tak jest i tym razem. Rodzą się między nim...