Dni mijały, coraz bardziej było czuć zbliżające się święta, spadł pierwszy śnieg, a kawiarnie przyozdobione były lampkami i ozdobami. w chaosie tego wszystkiego byłam ja, starająca się dopiąć na studiach wszystko, aby w okresie Bożego narodzenia nie musieć się niczym martwić. O uciekającym mi czasie przypominała wielka choinka ustawiona w budynku uniwersyteckim tak, że każdy, kto wchodził głównym wejściem, ją widział. Widomo każdego studenta, który chciał mieć spokojne święta. O ile nawet po uniwersytecie było widać, że zbliża się Boże Narodzenie, tak mieszkanie moje i Cassie nie miało zawieszonej nawet jednej lampki.
- Lot na dziesiątą ci pasuje? - zawołam do przyjaciółki przygotowującej śniadanie. Został nam już ostatni tydzień, a potem chwila wytchnienia w rodzinnym gronie. Sobotni poranek nie obył się więc bez świątecznych piosenek, które Cassie puszczała ze swojej świątecznej playlisty.
- Mi tak. Pytanie czy ty dasz radę wstać? - zadrwiła dziewczyna. W całym mieszkaniu czuć było zapach bekonu, sadzonych jajek i tostów, które dziewczyna właśnie przyrządzała.
- Bardzo śmieszne. Ty nie masz profesorów wariatów, którzy przed samymi świętami próbują wysłać cię na samo dno studenckiej egzystencji - westchnęłam. Potwierdziłam rezerwację biletów i opadłam na oparcie kanapy.
- Mimo wszystko powinnaś spać jakieś normalne ilości. Od tygodnia żyjesz bez mała na samej kawie. Jaki to ma sens? Kawa nie zastąpi ci snu - zaznaczyła wyraźnie brunetka. Wiedziałam, że ma rację, ale nie potrafiłam spać spokojnie wiedząc, że mam tylko pięć dni aby wszystko ogarnąć.
- Nie chcę sobie nic zostawiać, tym bardziej, że to ostatni rok - podkreślałam swoje stanowisko. Jednak moje argumenty nijak nie trafiały do dziewczyny i prawdę mówiąc do mnie też coraz mniej. Sięgnęłam po notes i już miałam zacząć się uczyć, kiedy nagle Cassie podeszła do mnie i wyrwała mi notatki z ręki.
- Daj sobie chociaż jeden dzień luzu. Po śniadaniu idziesz spać i nie obchodzą mnie twoje "ale" - zawyrokowała dziewczyna stanowczym głosem. Jej ton zdradzał, że nie mam nawet możliwości się z nią kłócić.
* * *
Ostatni tydzień przed wyjazdem do domu był bardzo ciężkie, jednak te święta miały okazać się jeszcze cięższe. Do świąt został tydzień, a mimo to mama nie rozdawała mi i tacie kolejnych zadań, tylko wszystko odbywało się w znacznie spokojniejszej atmosferze niż co roku. Z początku ucieszyło mnie to, bo mogłam porządnie odespać, ale przyczyna tego spokoju wyprowadziła mnie z równowagi.
- Co? Nigdzie nie jadę - zaprotestowałam. - To równie kretyński pomysł co z tym ślubem!
- Layla, rozmawialiśmy o tym - westchnęła matka, która wyglądała jakby pouczała pięciolatkę.
- Nie mamo, nie rozmawialiśmy. Trzy minuty temu powiedziałaś mi, że spędzimy święta w domu dupka, który pewnie wystawi mnie za drzwi zanim zdążę w ogóle zdjąć płaszcz - syknęłam. Rozpierała mnie złość. W końcu nie ma to jak postawić kogoś przed faktem dokonanym.
- Właśnie, że była taka rozmowa. Mówiliśmy ci, że żebyście zyskali więcej czasu na poznanie się, to będzie kilka okazji gdzie spotkacie się, bo będziecie celowo przebywać na jednej przestrzeni - wyjaśniła kobieta. Mówiła stanowczo, ale jej głos był ciepły.
- W skrócie, zmusicie nas, żebyśmy spędzili ze sobą kilka godzin, ze względu na wasze widzimisię - burknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie do końca. Nie będziemy was zmuszać, po prostu będziecie na jednej przestrzeni i będziemy szczęśliwi jeżeli wtedy ze sobą porozmawiacie i się trochę poznacie - sytuację próbował ratować tata, ale było to ciężkie, bo należałam do bardzo upartych i nieznoszących niesprawiedliwości osób.
![](https://img.wattpad.com/cover/333592418-288-k345127.jpg)
CZYTASZ
Not Today
RomanceLayla i Ethan to dwoje młodych ludzi, których rodzice postawili przed faktem dokonanym. Nie od dziś wiadomo, że ludzie sobie przeznaczeni nie spotykają się w odpowiednim miejscu, czasie ani okolicznościach. Tak jest i tym razem. Rodzą się między nim...