Po wyjściu Cassie posprzątałam kuchnię, choć trwało to znacznie dłużej niż zwykle. Leżąca w dalszym ciągu na stole koperta skutecznie mnie jednak rozpraszała. Mimo wielu podejść do otwarcia jej, za każdym razem tchórzyłam, rzucając przy tym siarczystą wiązankę i przeklinając swój strach.
- Kurwa - warknęłam pod nosem, gdy po raz kolejny odrzuciłam od siebie kopertę, a ta wylądowała na drugim końcu łóżka. Róg zamknięcia był już solidnie zdezelowany, a papier na brzegu stracił swoją ostrość. Teraz miał taką teksturę, jak urwany brzeg kartki.
Choć nurtowało mnie pytanie o zawartość przedmiotu, nie umiałam zebrać się w sobie na tyle, aby w końcu ją poznać. W końcu to było coś co, zgodnie z zapowiedzią Liliann, miało zmienić diametralnie mój pogląd na sprawę małżeństwa z jej synem. Zdecydowanie nie był kimś z kim chciałam wchodzić w jakiś bliższy związek, a matka chłopaka wyglądała na bardzo zdeterminowaną, aby doprowadzić do tego ślubu. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że aby osiągnąć ten cel, byłaby nawet w stanie iść po trupach. A jeśli, biorąc pod uwagę nastawienie kobiety, to co znajdowało się w środku było tylko ckliwym kłamstwem, mającym zamydlić mi oczy?
Wściekła na całą tą sytuację podeszłam do mojego starego biurka i wcisnęłam kopertę do szuflady. Wydawało mi się to najlepszym wyjściem. Następnie wróciłam na łóżko i ułożyłam się na nim wygodnie. Cholera, ta puchata narzuta nie była chyba zbyt dobrym pomysłem, bo była zdecydowanie zbyt magnetyzująca. Czułam się jakbym leżała na chmurce i ani mi się śniło wstawać. Szybko jednak zmieniłam zdanie, gdy przekręcając głowę w bok, dostrzegłam na zegarku, że dochodziła jedenasta.
Nie miałam co prawda szczególnych planów na następny dzień, jednak niekoniecznie widziało mi się rozstrajać sobie zegar biologiczny. Mimo wolnego lubiłam chodzić wcześniej spać i tak samo wcześnie wstawać. Zwłaszcza teraz, zimą, gdy promienie słoneczne były wręcz luksusem, starałam się wykorzystywać każdą wolną sekundę, aby nacieszyć się słońcem. Zbyt duże jego braki sprawiały, że byłam cały czas śpiąca i markotna.
Zabrałam ze sobą czarną, bawełnianą piżamę, której brzegi obszyte były koronką, po czy udałam się do łazienki. Napełniłam wannę do połowy wodą, dolewając w międzyczasie trochę płynu do kąpieli, aby utworzyła się piana. Włosy związałam w niedbały koczek, pozbyłam się ubrań i weszłam do wanny. Wypuściłam ze świstem powietrze, gdy poczułam, jak ciepła jest woda. Nie trwało to jednak długo i już po chwili przyzwyczaiłam się do temperatury.
W łazience siedziałam tak długo, dopóki woda do reszty nie wystygła. Gdy z niej wyszłam, wszystko w pomieszczeniu było zaparowane. Dochodziła północ, gdy wreszcie kładłam się do łóżka. Zwykle nie potrzebowałam wiele, aby zasnąć, ale tym razem długo przewracałam się z boku na bok, w oczekiwaniu na sen. Ten jednak nie nadchodził...
Pieprzona koperta
Podniosłam się do siadu i choć pokój oświetlało jedynie światło księżyca, bez problemu odnalazłam wzrokiem szufladę biurka i utkwiłam w niej spojrzenie. Wpatrywałam się tak w nią kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt sekund, a potem zrezygnowana opadłam ponownie na materac, wydając z siebie bliżej nieokreślony, ale bardzo sfrustrowany dźwięk. Zakryłam się kołdrą po sam nos i wcisnęłam twarz w poduszkę. Nie wiem ile tak leżałam, ale w końcu po długiej walce z sobą, aby w końcu zignorować dziwne uczucie związane z kopertą, odpłynęłam.
* * *
Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam, gdy do moich oczu dotarły ostre promienie słońca. Syknęłam cicho na to nieprzyjemne doznanie i naciągnęłam kołdrę na głowę. Nienawidzę tego porannego oślepienia. Chwyciłam leżący pod poduszką telefon, aby zobaczyć która jest godzina. Jednak od razu rzuciło mi się w oczy coś innego.
CZYTASZ
Not Today
RomanceLayla i Ethan to dwoje młodych ludzi, których rodzice postawili przed faktem dokonanym. Nie od dziś wiadomo, że ludzie sobie przeznaczeni nie spotykają się w odpowiednim miejscu, czasie ani okolicznościach. Tak jest i tym razem. Rodzą się między nim...