Rozdział dwudziesty szósty

901 38 9
                                    

Ivy

Droga powrotna minęła nam znacznie krócej, jednak nie znaczy to, że nie pokłóciłam się z Cornelem.

W trakcie drogi Cornel zatrzymywał się co najmniej dziesięć razy, albo chciało mi się siku, albo kłóciliśmy się. Oczywiście kłótnie przeważają.

Stanęłam przed moim domem. W ręce miałam torbę z moimi rzeczami, które jakimś cudem Cornel sprowadził do hotelu.

- Dzięki za wycieczkę, potrafisz być znośny - pożegnałam się z nim, mając uśmiech na twarzy.

- Widzimy się na bankiecie - mrugnął do mnie okiem po czym zniknął za drzwiami swojego domu.

Jaki bankiet? Jak zawsze jestem na bieżąco.

Przekroczyłam próg domu i od razu zostałam zasypana pytaniami.

- Jak było? - zapytała mnie mama.

- Mam nadzieję, że nie zostanę dziadkiem - mruknął mój tata.

- Ty w ogóle gdzieś byłaś? - zapytał mnie Lucas.

- Tak, fajnie, że zauważyłeś moje zniknięcie - uśmiechnęłam się ironicznie.

- Cornel mówił ci coś już o bankiecie? - mama zabrała głos.

- Tylko wspomniał nic dokładniej nie wiem - odpowiedziałam.

- W piątek w urzędzie miasta odbędzie się bankiet i wraz z Roy wybieramy się na niego - zaczęła tłumaczyć moja mama. - I ty wraz z Cornelem idziecie jako para.

CO?

- Mamo za przeproszeniem, ale czy ciebie pojeba- - zaczęłam.

- Ivy! - krzyknął mój tata

- Stwierdziłam fakt - odpowiedziałam.

Kiedy myślę, że będę musiała przez cały bankiet chodzić z Cornelem za rączkę to odechciewa mi się. Z resztą nigdy nie lubiłam imprez tego typu, zawsze wszyscy do mnie podchodzili i udawali jakby mnie znali.

„Pamiętam jak kiedyś zmieniałam ci pampersa"

„Pamiętasz kiedy przywaliłaś głową w słup"

„To ja twoja ciocia kochana, dałam ci piętnaście lat temu cukierka i prawie się udławiłaś"

Miło ze strony ludzi, że próbują nawiązać jakiś kontakt ze mną. Mimo to kiedyś faktycznie na bankiecie usłyszałam takie teksty i do tej pory pamiętam minę mojej mamy, która sama nie wiedziała o co chodzi.

Wtedy też całkowicie przypadkowo wylała czerwone wino na białą sukienkę „cioci" Grety, czyli tej od cukierka. Ciocia wtedy się prawie popłakała, gdyż sukienka mało nie kosztowała, a ja z tatą prawie się popłakaliśmy ze śmiechu.

- Po pierwsze, nie lubię bankietów. Po drugie, nie lubię Cornela. Po trzecie, nie chce mi się. Po czwarte, nie chce znów poznawać moich pseudociotek. Po piąte, Cornel, ja i bankiet to nie jest dobre połączenie - zaczęłam tłumaczyć rodzicom, może zrozumieją, że nie chcę tam iść szczególnie z nim.

Ostatnio Cornelowi odwaliło. Opowiada mi o jakiś walniętych sytuacjach zanim się tutaj przeprowadził. Odkąd tu jest dostaje listy, a on w końcu mi powiedział, że on też. Wypad do wesołego miasteczka i pocałunek na kole diabelskim.

Nie, nie, nie

Jeszcze się zakocham... nie, w nim się nie da.

- Ivy, nie wywiniesz się z tego - odrzekła mama.

No to po mnie.

-------

Po raz ostatni przeglądam się w lustrze. Długa, jasnoniebieska suknia, idealnie opina moje ciało. Białe szpilki, włosy wyprostowane. Można stwierdzić, że wyglądam pięknie.

Cursed WindowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz