Rozdział siódmy

1.5K 57 4
                                    

Pamiętajcie o gwiazdce!

– Masz kartę pracy z biologii?

– Mam.

– A zeszyt z matmy?

– Mam.

– Podręcznik?

– Też mam.

– Po co tu jestem skoro wy się będziecie uczyć?

Lucas siedział zirytowany na fotelu i nie wiedział co ma ze sobą zrobić, ale mama kazała mu tu siedzieć.

– Nie wiem, ucz się z nami? – zapytałam retorycznie.

– Miałem to samo dokładnie rok temu. Pamiętam to wszystko.

– W takim razie z czego składa się DNA?

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.

– No właśnie.

– Ale po co mi to wiedzieć? – zapytał.

Przewróciłam oczami na jego durne zachowanie i wróciłam do odrabiania karty pracy.

——–

Cornel

– Jak minęła wam nauka? – zapytała mnie moja mama.

– Normalnie – wzruszyłem ramionami.

– Było dość podejrzanie cicho – zmrużyła oczy.

– I co z tego? – zapytałem.

– Wy zazwyczaj nie jesteście cicho – stwierdziła, po czym podeszła do jednej z szuflad i wyjęła jakąś kopertę.

– Co to jest? – zapytałem jej, a ona jedynie podeszła do mnie i wręczyła mi tajemniczą kopertę.

– Przyszło do ciebie dzisiaj. Nie patrzyłam co to, szanuje prywatność moich dzieci – powiedziała po czym, zaczęła grzebać coś w papierkowej robocie.

Moja mama pracuje w wydawnictwie. Mimo, że może się to wydawać łatwa praca, wcale taka nie jest. Jest dużo różnych dokumentów, umów i różnych innych papierów.

– Okej? Dzięki – odparłem niepewnie. Nie mam pojęcia co to może być. – Idę do siebie – powiedziałem i poszłam w stronę swojego pokoju.

Opadłem na łóżko i zacząłem rozrywać kopertę. Wypadła z niej jakaś karteczka. Widziałem, że coś tam jeszcze jest, ale najpierw zajmę się karteczką.

Niedługo się zobaczymy.

L.L

Zdziwiony zmarszczyłem brwi, co to za inicjały. Nie kojarzę nikogo o owych inicjałach.

L.L?

Postanowiłem zobaczyć dalszą zawartość koperty. Wyjąłem z niej zdjęcie. Było na nim dziecko, a dokładniej dziewczynka. Miała brązowe, kręcone włosy i czerwone oczy, gdyż tak wyszły na zdjęciu. Zdjęcie na pewno było zrobione w czasie świąt, za dziewczynką znajdowała się choinka. Z tyłu fotografii również znajdował się napis.

Czwarte urodziny naszej kochanej córeczki.
12-25-2000

Czyli dokładnie dzień świąt. Tylko o co chodzi? Czyja to córka? Tak wiele pytań przychodzi mi do głowy, a tak mało odpowiedzi. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.

– Cornel? Co znajdowało się w liście? – zapytała zza drzwi.

– Jakieś ulotki, mamo. Nic ważnego – skłamałem.

Nie chce jej tym martwić, póki nie wiem o co chodzi. Postaram się dowiedzieć co to za inicjały i czyja to córka.

– W porządku – odparła, po czym słyszałem tylko oddalające się kroki.

Podszedłem do szafy, która znajdowała się w moim pokoju i schowałem kopertę na dnie szuflady, tak aby nikt jej nie znalazł.

Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem widok, na który zamarłem.

Ivy.

Blondynka stała i przebierała się, to już drugi raz kiedy przyłapuje ją na przebieraniu bez zasłoniętej żaluzji. Miała na sobie czerwony, koronkowy stanik, ale zbyt długo nie popatrzyłem, gdyż dziewczyna założyła bluzkę. Po chwili odwróciła się w stronę okna i kiedy mnie zauważyła na chwilę zamarła, ale po chwili było widać jak jej brwi się marszczą, co oznacza, że jest wkurzona.

Śmieszne, znam ją kilka dni, a znam już taki szczegóły o niej.

Szarpnęła za żaluzję, która została agresywnie zasłonięta i zniknęła za nią.

Znów masz przesrane.

Przynajmniej na chwilę zapomniałem o tajemniczym liście.

——–

Ivy

– Luke! Ty popaprańcu! – krzyknęłam wkurzona na brata, kiedy wylał na mnie sos pomidorowy.

– Ivy, słownictwo – mama zwróciła mi uwagę.

– Tylko powiedziałam prawdę – zaczęłam się tłumaczyć. – Nie moja wina, że ten idiota jest taki tępy, że nawet nie potrafi zjeść sosu.

– Zgadzam się – potwierdził mój tata, ale kiedy zobaczył wzrok mojej mamy, od razu ucichł. Lecz nie na długo. – Dlaczego w tym domu rządzą kobiety?

– Masz coś do kobiet? – zapytała moja mama. – Jestem dojrzałą i sto razy mądrzejszą kobietą od ciebie – stwierdziła.

– Akurat z tym się nie zgadzam – mruknął tata, ale nie słuchając ich dalej poszłam do swojego pokoju żeby się przebrać.

Nie zwracając na nic uwagi, wyjęłam czystą koszulkę z szafy i zaczęłam się przebierać. Nagle przypomniałam sobie o jednym, ważnym detalu.

Żaluzja.

Z zamiarem zasłonięcia jej odwróciłam się w stronę okna, ale widok, który tam zastałam w ogóle mnie nie pocieszył. Cornel stał w oknie i dosłownie się ślinił na mój widok. Przez chwilę przepłynęła przeze mnie fala zawstydzenia, ale przy nim jestem o dziwo pewna siebie. Czuję jak sobie się czerwona, ale nie z zawstydzenia, a z złości. Podeszłam do okna i jednym dość agresywnym ruchem opuściłam żaluzje w dół.

Wal się Cornel.

Zeszłam z powrotem na dół, gdzie nadal siedzieli rodzice i Lucas. Mama widząc moi grymas zmarszczyła brwi.

– Co ty taka wkurzona? – zapytała.

– Cornel – odpowiedziałam krótko.

– Co Cornel?

– Podglądał mnie jak się przebierałam – na samo wspomnienie czuję obrzydzenie.

– Oh..

– No co? Chłopczyna jest młody jak zobaczył cycki to co mu się dziwić – tata wzruszył ramionami. – Ja już widziałem dużo razy cycki, ale jak zobaczę twojej mamy.

– Tato!

– Graham, do cholery! Nie musisz się dzielić naszym życiem intymnym, naszym dzieciom! – mama krzyknęła na niego

– Dokładnie – mruknął zdegustowany Lukel i wypluł spaghetti, które miał w buzi na talerz.

– Luke, nie pomagasz – jęknęłam i wyszłam z kuchni.

Banda debili.

Dom wariatów.

I nie wiem co jeszcze...

JLQalive

Twitter: jlqalivewatt

Cursed WindowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz