Rozdział piętnasty

1.2K 57 8
                                    

Przypominam o gwiazdce!

Wstałam niewyspana, co jak na ostatnie dni było dość normalne. Wykonałam wszystkie poranne czynności po czym zeszłam do kuchni, gdzie była już moja mama, ale Lucas już nie.

- Gdzie ten idiota? - pytam mamę, a ona marszczy brwi.

- Jaki idiota? - spojrzała się na mnie podejrzanie.

- Miałam na myśli mojego wspaniałego, cudownego, pomocnego i kochanego brata - uśmiechnęłam się sztucznie, ale mama zgromiła mnie wzrokiem.

- Ivy, tak się nie mówi to twój brat, ale muszę przyznać, że czasami zachowuje się jak idiota - przerwała na chwilę, a ja się zaśmiałam. - Z resztą twój ojciec też. Ale teraz tak na serio, wrócił wczoraj w nocy z jakiejś imprezy. Nie wiem czemu mężczyźni w tej rodzinie nie mają żadnego wyczucia do alkoholu, chleją bez umiaru. Ma takiego kaca, że nie mógł z łóżka wstać, a teraz znów śpi.

- Wygrana po meczu musi być nagrodzona imprezą - zaśmiałam się. - Cieszę się, że nie poszłam.

- Jaki mecz? - zapytała mnie mama.

- No wczoraj był mecz koszykówki - odpowiedziałam i spojrzałam się na nią dziwnie, trochę głupie pytanie zadała.

- Matko jedyna do czego to doszło, mój własny syn się mnie wstydzi - mama nagle zrobiła się wielce zrozpaczona. Naprawdę ten pajac nic jej nie powiedział o meczu? - Powiedział mi, że mają trening, a potem imprezę. Ivy, to żałosne zachowanie. Musisz mi obiecać, że będziesz mi mówić o swoich meczach z siatkówki.

- Obiecuję mamo, ale weź już tego grzyba nie przeżywaj. Poza tym było mało rodziców. Od Cornela i Brandona też nikt nie przyszedł - chciałam ją jakoś udobruchać, ale nie wiem czy dam radę.

- No chociaż tyle. Na stole są naleśniki jedz i zmykaj na autobus bo nie będę marnować na was paliwa. Szanujmy się, są rzeczy ważne i ważniejsze - zaśmiała się z własnego żartu po czym zaczęła smażyć kolejne naleśniki.

Moja mama to naprawdę specyficzny człowiek, ale właśnie dzięki temu mam z nią bardzo dobry kontakt. Tak samo jest z tatą, nie wyobrażam sobie życia bez nich.

Zjadłam naleśniki przygotowane przez moją mamę i zaczęłam zbierać się do wyjścia z domu.

- Idę już! - krzyknęłam, będąc już jedną nogą na dworze.

- Pa, pa! - odkrzyknęła mi mama.

Szłam sobie spokojnym krokiem na przystanek. Kiedy już doszłam autobus podjechał. Idealnie.

Droga do szkoły nie była jakaś długa, więc po około dziesięciu minutach byłam już w tym budynku znęcania się nad nastolatkami.

Od razu po wejściu na korytarz zobaczyłam Rose, która wygląda jak siedem nieszczęść. Obok niej stał Brandon, który wyglądał podobnie. Podeszłam do nich i od razu się uśmiechnęłam.

– Wyglądacie jakby przejechał was pociąg i tir jednocześnie – zaśmiałam się, a Rose tylko zmierzyła mnie wzrokiem, który może zabijać.

– Mam dość imprez na ten rok. To za dużo, tam była prawie cała szkoła – ledwo wydusiła z siebie Rose.

– Współczuję osobie, która musiała poniżej sprzątać – na samo wyobrażenie sobie jakie tam mogły być śmieci i inne robi mi się niedobrze.

– To wszystko się działo w domu Masona, więc on sobie sprzątał – pierwszy raz odezwał się Brandon.

– Po prostu do picia alkoholu trzeba mieć rozum, którego wam ewidentnie brak. Nie powinno się chlać bez umiaru – powiedziałam, a Rose jedynie przewróciła oczami.

Cursed WindowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz