Rozdział 30.

95 1 0
                                    

Oskar poprawił trochę stosunki z bratem i byli w stanie siedzieć w jednym pomieszczeniu razem, ba nawet byli w stanie zamienić pare zdań. Nie ukrywam, było w tym dużo mojej zasługi, ale ja ich tylko popchnęłam ku sobie. Oni musieli zrobić resztę. Byłam dumna z jednego i drugiego.

Dzięki temu właśnie w tej chwili bez żadnych wyrzutów sumienia mogę cieszyć się jednym i drugim, nie raniąc jednej ze stron.

- Dzień dobry - Przeciągnęłam się seksownie na łóżko wtulając się od razu do piersi chłopaka.

- Wyspałaś się? - Zapytał z chrypką w głosie.

W prawdzie moja umowa najmu jeszcze obowiązywała, ale postanowiłam jednak dłużej nie czekać i wprowadziłam się do Oskara.

Dziś był poniedziałek, wiec czeka nas kolejny tydzień w pracy. Dobre z tego, że oboje zaczynamy o tej samej godzinie i w domu jesteśmy prawie równocześnie.

- Poleżmy jeszcze 5 minut. - Wyszeptał tuląc mnie mocniej do siebie.

- Niedługo zostaniesz tatą, stresujesz się?

- Mała.. Nie dziś. - Syczał zaspany

Dlaczego nie? Przewróciłam w głowie oczami.

Jakbym wywołała wilka z lasu, po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał się dźwięk wibracji telefonu na szafce nocnej.

- Halo

- Ona rodzi! - Krzyknął ktoś z drugiej strony słuchawki. Głos był bardzo znajomy.

- Który szpital?! - Krzyknął i wyleciał z łóżka jak oparzony szukając na szybko ubrań. Po usłyszeniu nazwy i adresu szpitala, prawie biegnąc uciekł do łazienki.

W szoku pobiegłam za nim prosząc, żeby na mnie zaczekał na co niezadowolony tylko syknął, żebym się pospieszyła.

Po 10 minutach już pędziliśmy do szpitala - Oskar! Nie przydasz się dziecku martwy! Zwolnij! - Krzyczałam

Na moje słowa delikatnie zdjął nogę z gazu, obdarzając mnie przy tym nieprzyjemnym wzrokiem.

Zaczęłam rozmyślać jak to szybko minęło, dopiero co pluskaliśmy się w gorącym jacuzzi, a teraz pędzimy do szpitala, a zaraz pojawi się na naszych rękach nowe, piękne maleństwo.

Wbiegliśmy na oddział położniczy w poszukiwaniu porodówki i jakiegoś lekarza, który wpuści nas do dziewczyny.

- Dzień dobry, poszukuje znajomej Marta..

- Właśnie rodzi w sali numer 32 - Wskazała ręką.

- Czy możemy, czy mogę tam wejść? - Zapytał

- Nie ma takiej możliwości, tylko jedna osoba.

Czyli kto tam jest? Zaczęłam się zastanawiać. Popatrzyłam na chłopaka, który również wyglądał jakby nad tym myślał.

- Wojtek? - Zapytał retorycznie patrząc na mnie.

- To on do ciebie dzwonił? - Pytałam zdziwiona jeszcze bardziej. - Co oni razem robili?

-A skąd ja mam to wiedzieć. Chodź tam, poczekamy.

Bez słowa, bez ani jednego słowa, w ciszy siedzieliśmy przed salą w oczekiwaniu na maleństwo. Oskar z minuty na minutę denerwował sie coraz bardziej. Nic nie mówił, jego mowa ciała na to wskazywała.

Z sali wyszedł zdyszany Wojtek, jakby to on tam przed chwilą rodził. - Jesteście.. - Wstaliśmy na równe nogi w oczekiwaniu nowin. - Chłopczyk jest zdrowy. - Powiedział ucieszony wtulając się w Oskara.

Do moich oczu nazbierały sie łzy, nie tylko ze szczęście, a z chwili która mi została zabrana. To nie ja urodziłam mu dziecko i w tej chwili jak nigdy przed nie dobijało mnie tak bardzo.

Oskar ścisnął mnie mocno za dłoń, puszczając brata wtulił sie we mnie. Po jego policzkach spływały powolnie łzy szczęście, a po moich mieszanka wszystkich uczuć.

- Zostałem ojcem. - Wyszeptał.

Na jego słowa Wojtek przewrócił szybko wzrok na swoje buty, niby nic takiego, ale wydało mi sie to podejrzane.

Szybko jednak uciekło mi to z głowy.

- Mogę tam wejść?

- Małego teraz myją, a Martę niedługo przewiozą do sali, musimy poczekać. - Odpowiedział, na co Oskar tylko pokiwał głowa.

Jego szczęście, aż z niego emanowało. Cieszyłam sie z jego radości, ale byłam i tym wszystkim przygnębiona. Starałam sie nie dawać po sobie tego poznać. To był jego i Marty dzień, a ja musiałam to wytrwać.

Po kolejnych długich minutach mogliśmy w końcu wejść i zobaczyć Martę, która wtulała w siebie cudowne maleństwo. Ten widok był pełen miłości, szczęście i radości.

- Jak sie czujesz? - Zapytał Oskar siadając na skraju łóżka łapiąc ją za dłoń i wpatrując sie w malca.

Podszedł do mnie Wojtek tuląc delikatnie do siebie. Myśle, że doskonale widzi jak to wszystko do mnie trafia i stara sie po cichu dodać mi otuchy.

Oskar wziął maluszka na ręce i wstał z nim podchodząc do mnie. - Spójrz! - Powiedział ucieszony.

Chłopczyk był bardzo podobny do rodziców, a tak naprawdę do Oskara. Nie można było się tu pomylić.

Widziałam w jego oczach dumę i miłość od pierwszego oddechu chłopca, mimo, ze nie mógł być wtedy z nimi.

                                      ***

Nie mogłam pozwolić sobie dziś na urlop, wiec chwile później uciekłam już do biura. Byłam w stałym kontakcie z Oskarem, ale to nie pomagało mi uspokoić moich myśli.

Po godzinie 16 wyszłam z biura i zastanawiałam się co mam zrobić. Postanowiłam udać się prosto do domu. Nie miałam już ochoty na widok szczęścia Oskara, Marty i.. Wojtka.

Ułożyłam się wygodnie na kanapie w salonie i włączyłam serial. Byłam głupia myśląc, że uda mi się choć na chwile nie myśleć o dzisiejszym poranku.

Około 18 do mieszkania wrócił dalej ucieszony Oskar. Był cały w skowronkach, nigdy takiego go nie widziałam.

- Hej, dlaczego nie przyszłaś do szpitala? - Zapytał z troską siadając obok mnie i całując delikatnie w czoło.

- Głowa zaczęła mnie bolec i nie chciałam tym psuć wam dnia. - Skłamałam z uśmiechem na twarzy.

- Ustaliśmy z Martą wspólnie, że nazwiemy małego.

- Jak? - Zapytałam ciekawa.

- Damian. Podoba ci się?

- Tak, bardzo ładne imię. - Odpowiedziałam z marszu jakby totalnie mnie to nie interesowało, gdzie było zupełnie odwrotnie.

- Co ci się dzieje? - Zapytał ze skrzywiona miną.

- Nic, przepraszam.. To przez tą głowę. Co chcesz na kolacje?

- Ja zrobię, a ty idź może weź prysznic, albo kąpiel. - Powiedział z troska w głosie.

BraciaWhere stories live. Discover now