5. Młodszy brat.

1.6K 54 9
                                    

Wygrała.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, w szczególności jeśli mowa o niej, ale z ciężkim bólem serca muszę to w końcu przyznać. Alex Henderson odniosła zwycięstwo. Nie jest mi z tą myślą zbyt dobrze, ale jedyną osobę, którą mogę za to winić jestem ja sama.

Schrzaniłam po całości i nie mogę się tego wyprzeć. Odwieczne marzenie, które mogłam spełnić, właśnie przeleciało mi koło nosa, tylko na chwile się zatrzymując, abym mogła je powąchać, niczym kwiaty w kwiaciarni. A później odleciało, od tak.

Leżąc na kanapie w salonie zastanawiałam się co teraz pocznę ze swoim życiem. Do niedawna niemal każdy dzień wyglądał tak samo. Chodziłam do szkoły, w umówione dni do studia, a resztę tygodnia spędzałam z przyjaciółmi. Teraz zostanie mi tylko szkoła. Na dodatek będę rzadziej widywać się z Moosem i Mack, gdyż oni będą przesiadywać w studiu i ćwiczyć choreografię.

Mi jedyne co zostało to zaprzyjaźnienie się z tą kanapą.

- Czeka nas świetlana przyszłość.

Spojrzałam na ekran telewizora, w którym leciała plotkara. Trafiłam na scenę, gdzie Blair, jak zwykle kłóciła się z Chuck'iem. Kochałam ich całym sercem i, jak dla mnie, byli ship'em idealnym, tak teraz wyjątkowo mnie irytowali. Jeszcze przez chwile wpatrywałam się w ekran, ostatecznie zła wyłączając serial.

- Mitchie idź z Carson'em na trening.

Znikąd pojawił się tato. Stanął nade mną i spojrzał na mnie jednoznacznym spojrzeniem, który jasno pokazywał, że nie była to prośba, a rozkaz. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że teraz muszę wkupić się w jego łaski, a Diego obrał sobie za cel spędzanie czasu z bratem, gdyż już od kilku dni nic innego nie każe mi robić, jak go pilnować.

Westchnęłam, po czym posłusznie wstałam i łapiąc telefon ze stolika kawowego, udałam się do przedpokoju. Carson stał już ubrany. Na ramieniu spoczywała jego duża i, zapewne, ciężka torba treningowa, a w ręku trzymał kij od hokeja. Widziałam, że nie było mu lekko w utrzymaniu bagażu, bo co chwila wykrzywiał twarz w grymasie bólu.

- Dawaj, młody. Idziemy - zarządziłam, gdy tylko założyłam buty.

Oboje opuściliśmy dom. Schowałam dłonie w kieszenie bluzy i spojrzałam na brata. Jego ciemne włosy, co chwila podskakiwały w dosyć zabawny sposób, przez co wpadały mu na czoło i zasłaniały widoczność. Szedł przede mną dosyć powolnym krokiem, co było zasługą torby. Zrobiło mi się go wyjątkowo szkoda. Zawsze jeździł z tatą na treningi, więc nie musiał się martwić dźwiganiem.

- Pomóc ci z tą torbą? - zaproponowałam po jeszcze kilku minutach patrzenia, jak się z nią użerałam. - Wydaje się ciężka.

- Mitch, z naszej dwójki to ja jestem tym silniejszym, więc nie zadawaj mi takich pytań. - powiedział wyjątkowo złośliwie, przez co sama się zezłościłam. Poczułam się urażona. - Ale możesz przytrzymać kij, troszkę mi przeszkadza.

Wzięłam od niego wspomnianą rzecz. Nie był wcale ciężki, ale plątała się młodemu pod nogami, przez co mógł się przewrócić i zrobić sobie krzywdę.

Gdy dotarliśmy na halę od razu skierowałam się na trybuny, podczas kiedy Carson skierował się do szatni. Przysiadłam na samej górze, chcąc trochę podpatrzeć. Nigdy nie byłam na treningu młodego, więc nawet nie wiem, jak gra.

W trakcie oczekiwań na wejście drużyny na lodowisko wyjęłam telefon. Wybrałam numer do Mack, która odebrała po trzech sygnałach.

- Co tam? - rzuciła luźno.

- Nie chce ci się przyjść na lodowisko? - zapytałam z nadzieją.

Czekało mnie półtorej godziny nudy z dziesięcioma procentami w telefonie. Muszę sobie jakoś umilić ten czas.

To dance your dream [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz