Nawet nie wiem, kiedy maj tak szybko minął. Pamiętam, jakbyśmy wczoraj świętowali urodziny Mack, a już jutro miał być pierwszy czerwca, a co za tym idzie festyn i co roczny bal miasteczkowy. Tak, jak dzisiaj, tak i jutro szkoła zrobiła nam wolne, byśmy mogli odpowiednio się przygotować na to wydarzenie. A co jak co, dzień jutrzejszy zapisze się do historii. W końcu będziemy świętować jubileusz.
Od rana Walker nie daje mi spokoju. Wypisuje do mnie z zapytaniami jaką zakładam sukienkę, a później czy pójdziemy do centrum handlowego na zakupy, żeby jakąś kupić. Nie mogłam jej odmówić, wszystkie kreacje jakie miałam nie pasowały na tę okazje. A nie oszukujmy się, wszyscy będą wyglądać jak najlepsze gwiazdy Hollywood idące po czerwonych dywanach. To jest nasz pierwszy taki bal, musimy więc jakoś wyglądać.
Wcześniej nie czułyśmy potrzeby, by na nie uczęszczać. To prawda, chodziliśmy na festyn i korzystaliśmy z atrakcji, które zorganizowała rada miasta, ale byłoby to na tyle. Na te bale nie wszyscy mieszkańcy Westport mogli wejść. Głównie zapraszano największe szychy oraz osoby, które coś zrobiły dla miasta. Ani mój tato, ani rodzice Walker czy Foley'a nie byli nikim ważnym. A nawet jeśli by byli, nie poszlibyśmy i tak.
Teraz jednak jest inaczej. Mackenzie idzie ze względu na Kai'a. Ich związek co raz bardziej kwitnie i w końcu widać tą chemię między nimi. Każdą chwile spędzają w swoim towarzystwie i to jest jak najbardziej w porządku, chociaż czasami łapią mnie chwile, w których czuje uściski zazdrości. Szybko jednak one mijają, bo za każdym razem się za to kartce i przypominam, że powinnam cieszyć się ich szczęściem.
W każdym bądź razie, oczywistym stał się fakt, że Mack pójdzie ze względu na Kai'a, który pojawi się w ratuszu, przez swojego ojca, który jest dobrym znajomym Pana Perez'a, naszego burmistrza.
A ja idę, bo, cóż... Austin się mnie o to zapytał. Chociaż wiele razy dopadły mnie wątpliwości i chciałam rzucić to wszystko w cholerę, tłumacząc się jakąś słabą wymówką, nie zrobiłam tego. Mimo, że ostatecznie myślałam, iż nigdzie nie pójdę, przez sytuacje i napięcie, jakie wisiało między mną a chłopakiem. Wszystko jednak odeszło w zapomniane, kiedy od dwóch tygodni nic innego nie słyszę od Perez'a niż to, że mam pamiętać o balu, na który idziemy razem. Nie miałam serca się wycofać, wiem jakie to dla niego ważne.
A poza tym będziemy całą paczką, więc wszystko pójdzie dobrze.
Zbiegłam na dół, widząc wiadomość przyjaciółki, że czeka pod domem. Tata oraz Carson znowu pojechali do cioci Roth, a ja jak zwykle odmówiłam wizyty u tej kobiety. Za każdym razem, jak tylko słyszę jej imię, przechodzą mnie ciarki. Zaprzysięgłam sobie, że moja noga więcej nie postanie w jej domu i tego się trzymam. Nie było mnie tam od tych feralnych wakacji i niech tak pozostani.
- Masz już plan, jaką chcesz? - zapytała mnie, gdy ruszyłyśmy w stronę centrum.
Pokręciłam głową, głośno wzdychając.
- Ani jednego. Nawet żadnej wizji.
- Mogłabyś założyć jakąś białą - zmrużyłam oczy, uważnie jej słuchając. - Podkreślałaby twoją opaleniznę.
Uśmiechnęłam się na ten pomysł, bo naprawdę nie był głupi. W ciągu tego miesiąca kilkanaście razy wyszliśmy na plaże, przez co moja karnacja uległa delikatnej zmianie. Oliwkowa cera zmieniła się w brązową czekoladkę i właśnie tak wyglądałam, a każdy komplementował mój nowy wygląd. Byłam z siebie dumna.
- Zobaczymy jeszcze - wzruszyłam ramionami, w głowie jednak zapisując ten pomysł. - A ty? Wiesz już co zakładasz?
- Muszę znaleźć sukienkę pod kolor krawatu Kai'a - przewróciła oczami. - Uwierz, będzie to trudne, bo jego matka postanowiła mu kupić jakiś błękitny szajs.
CZYTASZ
To dance your dream [ZAKOŃCZONE]
Ficção AdolescenteMitchie Torres od zawsze kochała taniec ponad wszystko. Razem z dwójką swoich najlepszych przyjaciół, Moosem i Mackenzie uczęszcza do studia ,,to dance your dream", w którym przygotowują się do ważnych zawodów. Wszystko układa się tak jak powinno, d...