24. Relacje matki i córki.

1.2K 50 1
                                    

Przygryzłam zębami skuwkę od długopisu, rozgryzając matematyczny przykład, który zadała nam nauczycielka, jako prace domową. Tata wybaczył mi ucieczkę z lekcji, które swoją droga się nawet nie rozpoczęły. Pozwolił mi pozostać w domu, zdając sobie sprawę z mojego stanu. Widział, że nie chciałam tam wracać. Uszanował to. Zadzwonił do sekretariatu i poinformował, że dzisiaj się nie zjawię. Ja w tym samym czasie napisałam do przyjaciół, że jestem w domu i, żeby się o mnie nie martwili.

Foley był na tyle uprzejmy, że wysłał mi zdjęcia z dzisiejszej lekcji, przez co mogłam sobie na spokojnie przepisać. Zrobił to o dziesiątej, a jest szesnasta, dopiero teraz się za to wzięłam. Wcześniej nie miałam głowy do matematyki. W myślach tworzyłam listę wad i zalet mojej dalszej znajomości z Austin'em. Pół dnia przeleżałam w łóżku i zastanawiałam się nad Bóg jeden wie czym.

Ostatecznie postanowiłam nie zakańczać relacji z chłopakiem. Zrobiła się dla mnie na tyle ważna, że nie wyobrażam sobie mojej dalszej egzystencji bez niej. Przyzwyczaiłam się do jego osoby i tych nieśmiesznych żarcików, którymi rzuca na lewo i prawo. Bez niego i chłopaków, z którymi w takim wypadku również straciłabym kontakt, byłoby pusto. Smutno. Inaczej. Gorzej.

Oparłam łokieć o blat biurka, a głowę na wewnętrznej części dłoni. Westchnęłam ciężko, rysując na kartce tylko sobie znane rysunki. Poprawiłam okulary na nosie, a następnie założyłam za ucho niesforny kosmyk włosów, który wyleciał mi z mojego luźnego koka. Spojrzałam na godzinę widniejąca na elektrycznym zegarku. Szesnasta czterdzieści sześć.

Spojrzałam na przykład z podręcznika. Logarytmu od zawsze nie były moją mocną stroną. Ogólnie matematyka nigdy nie była moją dobrą przyjaciółką, a raczej wrogiem numer jeden. Nadal nie rozumiem jak to się stało, że trafiłam do zaawansowanej grupy. A jeszcze bardziej się dziwie, że jest na niej również Moose i Kai. Oni z tej matmy są jeszcze gorsi niż ja.

Po dziś dzień pamiętam rozmowę, którą odbyłam z tatą tuż przed tym, jak poszłam do liceum. Mimo, że Diego od zawsze mnie wspierał i był na każdym występie, lubił mieć plany A, B, aż do Z. Chciał, żebym ja też taki miała. Mówił, że gdyby, czysto teoretycznie oczywiście, nie wyszłoby mi z tańcem, abym miała kierunek, w którym chciałabym się kształcić. Wtedy sądziłam, że pójście w jego ślady i zostanie inżynierem będzie idealnym pomysłem. Nadal podtrzymuje to zdanie, bo ten zawód naprawdę wydaje się interesujący. Pytanie tylko brzmi: czy jest on dla mnie.

Ja widzę siebie tylko na scenie wykonując jakiś ultra dowalony układ, a nie za biurkiem czy tam na budowie. Chociaż w jakimś stopniu, mała cząsteczka mojego serca chciałaby zobaczyć, jak to jest.

Pomrugałam, słysząc pukanie do drzwi. Odchrząknęłam i krzyknęłam ,,proszę". Ze zdziwieniem odkryłam, że do środka pokoju wszedł Carson. Zamknął za sobą drzwi rzucił się na moje łóżko.

Przyglądałam mu się spod zmarszczonych brwi przez dobre kilka minut, zanim zapytałam:

- Wszystko w porządku?

Nie odezwał się. Uparcie gapił się w sufit. Jedną rękę trzymał na brzuchu, a drugą we włosach. Jego burza brązowych loków rozsypała się na mojej białej poduszce, przez co wyglądał dosyć uroczo.

Podeszłam do niego i położyłam się po jego prawej stronie. Również spojrzałam w sufit, nieznacznie się krzywiąc. Przydałoby mu się jakieś odświeżenie. Strasznie zżółkł. Automatycznie próbowałam sobie przypomnieć, kiedy odbył się tu ostatni remont. Chyba z jakieś pięć lat temu, gdy tato zmieniał kolor moich ścian z różowych na szare.

- Carson?

- Co?

- Wszystko w porządku? - powtórzyłam.

To dance your dream [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz