- Jak wam idzie układ?
Siedzieliśmy na szkolnej stołówce w dosyć niekomfortowej ciszy. Walker skubała palcami swoją kanapkę myślami będąc zupełnie gdzieś indziej, podczas kiedy Foley z uśmiechem na ustach jadł swoje jabłko i witał się z każdym uczniem, który przeszedł obok naszego stolika.
Spojrzałam na Mack i Moose'a, na co oni zacisnęli usta w cienką linię. Spojrzeli na siebie nawzajem tocząc niemą konwersacje. Nie mogłam ich rozgryźć. Foley i Walker byli tymi typami ludźmi, z których można było czytać, jak z otwartej księgi, ale teraz miałam ogromny problem z zrozumieniem ich zachowania.
Popatrzyli na mnie z nietęgimi minami, przez co wyprostowałam się jak strun, a cały mój dobry humor prysł.
- Co?
- W ogóle nie idzie - w końcu odezwała się Mack - Przez to, że Alex tańczy solówkę to za bardzo się poczuła i jest nie do zniesienia.
- Jak na nią patrzę to mam ochotę zafundować jej przejazd twarzą po asfalcie - dodał od siebie Moose.
Mimo, że jego uwaga całkowicie mnie rozbawiła, starałam się grać poważną.
- Jest okropna.
- Beznadziejna.
Wymieniali w nieskończoność, a słownictwa wcale im nie brakowało. W pewnym momencie odczułam, że zaczęli się licytować o to, które powie więcej obraźliwych określeń w stronę Henderson. Nie to, że miałam coś przeciwko temu, ale powoli ich zabawa zaczynała mnie nudzić.
- Kto ją w ogóle lubi?
- Możecie już przestać? - wtrąciłam.
Kolejny już raz posłali sobie jednoznaczne spojrzenia, po czym Moose wykrzyknął na jednym wdechu.
- Nie ma za grosz poczucia stylu! - gwałtownie wstał i palcem wskazał na naszą koleżankę. - Ha, wygrałem! I co teraz, ofermo?
Brunetka fuknęła zła. Zawiązała ręce na klatce piersiowej, a jedna z nóg założyła na drugiej. Wyglądała wyjątkowo uroczo z naburmuszonym wyrazem twarzy.
- Spadaj, Foley - syknęła w jego stronę - Zajmij się swoim budyniem. Przy okazji możesz się nim udławić.
Blondyn pokazał jej język, ale posłusznie zaczął zajadać się swoim lunch'em. Był tak pochłonięty pałaszowaniem deseru, że nawet nie zdawał sobie sprawy, jak ubrudził przy tym siebie i cały szkolny stolik.
- Jesteś obrzydliwy. - skomentowałam.
- Wiedziałaś w co się pakujesz, jak tylko przyszedłem na ten cudowny świat.
Tutaj nie można zaprzeczyć. Z całej naszej ekipy M urodziłam się, jako pierwsza. Równo trzydziestego pierwszego marca dwa tysiące piątego roku przyszłam na ten świat. Z opowieści rodziców był to piękny wiosenny dzień, mama stała w kwiaciarni i kupowała jej ulubione konwalię, a tata na parkingu marketowego sklepu siedział i ją poganiał. Podobno w tamtym momencie odeszły jej wody i pojawiłam się ja.
Symboliczne znaczenie ma również to, że konwalie to mój ulubiony kwiat.
Chwile po mnie urodziła się Mackenzie, dokładniej piątego maja, a na szarym końcu nasz rodzynek, dwudziestego listopada tego samego roku.
- Byłam młoda i głupia, więc to się nie liczy. - odburknęłam.
- Teraz niestety jesteś tylko głupia.
Nie wiele myśląc zamachnęłam się i uderzyłam Moose'a w potylice. Ten gwałtownie odskoczył i pisnął dosyć głośno praktycznie przy samym moim uchu. Skuliłam się lekko i przyłożyłam dłoń do bolącego ucha.
CZYTASZ
To dance your dream [ZAKOŃCZONE]
Teen FictionMitchie Torres od zawsze kochała taniec ponad wszystko. Razem z dwójką swoich najlepszych przyjaciół, Moosem i Mackenzie uczęszcza do studia ,,to dance your dream", w którym przygotowują się do ważnych zawodów. Wszystko układa się tak jak powinno, d...