40. Wytańczyć marzenia.

1.1K 32 1
                                    

AUSTIN

Wszedłem do hotelowego pokoju i rzuciłem się na łóżko, będąc totalnie zmęczonym dzisiejszym dniem. Było grubo po dwudziestej, a Joe zapewnił nam cały dzień atrakcji. Przeszliśmy się po Malibu, zwiedziliśmy najsłynniejsze miejsca w całym LA oraz poszliśmy do jednej z restauracji na późny obiad. Wszystko wykończyło mnie na tyle, że jedyne na co mam teraz ochotę to zaśnięcie i nie wstanie z łóżka przez najbliższe trzy dni.

W pewnym momencie podczas naszej ,,wycieczki" Mitchie oznajmiła, że źle się czuje i wróciła do pokoju. Chciałem iść z nią - nie ze względu na to, że strasznie się nudziłem, a dlatego bo się o nią martwiłem. Zapewniła mnie, że nic jej nie jest i potrzebuje tylko chwili dla siebie. Uszanowałem jej wybór.

Teraz jednak zastanawiam się, gdzie ona mogła być. Martwiłem się. Wydawała się jakoś dziwnie przybita. A przede wszystkim była małomówna, co już było dla mnie znakiem ostrzegawczym, że coś było nie tak. Nie chciałem wywoływać na niej żadnej presji, wole poczekać aż sama do mnie przyjdzie i nabierze ochoty na rozmowę.

Nadal badamy grunt, jaki powoli razem tworzymy. Znamy się trochę, dużo o sobie wiemy, ale istnieją inne aspekty, o których nie mamy pojęcia. Staramy się dogadać, tworzyć wspólną relacje. A ja naprawdę próbuje się aż tak bardzo nie martwić, ale nie moja wina, że tak długo na nią czekałem i poznałem ją pod niemal każdym względem, by teraz czekać na nie wiadomo co.

Wyjąłem telefon z tylnej kieszeni i wysłałem Mitch krótkiego sms'a:

Do Mitchie: Gdzie jesteś?

To było zwykłe pytanie. Jestem pewien, że dużo par pisze do siebie w podobny sposób. Jestem ciekawy, trochę zaniepokojony, ale o tej drugiej rzeczy wcale nie musi wiedzieć.

Czekałem minutę, dwie, pięć i dziesięć, a odpowiedź zwrotna wcale nie nadeszła. Zacisnąłem dłoń w pięść i w geście frustracji walnąłem nią o materac, głośno przy tym krzycząc. Niedługo później wybiegłem z pokoju, gdzie w salonie siedział Kai.

- Co tak wrzeszczysz, babo? - zadrwił ze mnie.

Posłałem mu tak złowrogie, że jestem pewien, iż mogłem nic zabić, gdybym miał taką moc. Winter od razu zauważył moją reakcje i automatycznie spoważniał.

Znam się z nim od dzieciństwa, dużo o sobie wiemy, a jeszcze więcej razem przeszliśmy. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, chociaż w większości przypadków mega mnie wkurza i niejednokrotnie odczuwałem potrzebę uderzenia go. Mimo tych kilku mankamentów bardzo cenie sobie naszą przyjaźń i nie zamieniłbym jej na nic innego. Jest mi bliższy niż Carlos. Kai jest moim bratem.

- Gdzie jest Mitch? - powtórzył po mnie, gwałtownie wstając.

Potrząsnąłem głową.

- Nie wiem. Miała być w pokoju, a jej nie ma.

Brunet wyjął telefon. Od razu zrozumiałem co chciał zrobić, dlatego wyrwałem mu urządzenie z rąk, nie pozwalając, by zadzwonił do Mackenzie. Dziewczyna by nas zabiła, gdyby dowiedziała się, że puściliśmy samą jej najlepszą przyjaciółkę i teraz pewnie chodzi zagubiona po obcym mieście.

- Zwariowałeś?! - wrzasnęłam - Chcesz mieć przewalone?

Wiedział co miałem na myśli, ponieważ z otwartej dłoni uderzył się w czoło, tym samym pokazując mi, że sam stwierdza, iż to co chciał zrobić było głupie. Westchnąłem głośno i zacząłem chodzić po całym pomieszczeniu.

To dance your dream [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz