33. Największe szczęście Austin'a Perez'a.

1.1K 45 0
                                    

AUSTIN

Spojrzałem na ekran telefonu, na którym odpaliłem filmik dotyczący wiązania krawatu. Spojrzałem na czarny materiał, następnie na ułożenie rąk mężczyzny, a później znowu na swoje dłonie. Warknęłam wściekły, że znowu mi nie wychodzi, rozwiązałem to dziadostwo, a następnie rzuciłem w tylko sobie znaną stronę.

Usiadłem na łóżku. Łokcie położyłem na kolanach, a dłońmi podparłem sobie głowę. Westchnąłem udręczony. Mam już dość. Chciałbym, by ten wieczór dobiegł końca. Gdyby tak się stało, zapewne zamknąłbym się na strychu i tańczył. Ostatnimi czasy zauważyłem, że bardzo mnie to uspokaja. Kiedy nie radze sobie z chaosem panującym w głowie, idę do prowizorycznego studia, włączam jakaś piosenkę i patrząc w lustra wykonuje skomplikowane ruchy, by choć na chwile zapomnieć o tym, jak słabe moje życie jest.

A raczej było.

Wszystko się zmieniło, gdy pewna brązowooka brunetka postanowiła zainteresować się moją osobą. Wtedy wszystko się zmieniło. Przestałem patrzeć tylko na siebie, a skupiłem się na niej. Zawładnęła moim światem, a zapach zielonej herbaty prześladował mnie nawet w snach oraz koszmarach. Nie ważne, jakie wersje śniły mi się danej nocy, zawsze musiał być zapach jej perfum. Czasami się zdarzało, że i ona w nim uczestniczyła. W tych lepszych wersjach zostawała moją żoną i mieliśmy gromadę dzieciaków, każde podobne do niej. W tych gorszych, zostawiała mnie przed ołtarzem, tłumacząc się, że jestem beznadziejny i nigdy nie będę jej wart.

Ale ona taka nie jest. Nigdy nie powiedziałaby czegoś, co sprawi, że poczuje się źle. Bo mimo, że mieliśmy swoje wzloty i upadki, wiedziałem, iż nigdy nie zmieni o mnie zdania. Zawsze będę dla niej Austin'em Perez'em, który sprawił, że jej życie nabrało barw. I może zabrzmi to narcystycznie lub co gorsza, samolubnie, ale nigdy nie pozwolę, żeby ode mnie odeszła. Za bardzo się postarałem, by zbliżyła się do mnie, aby teraz lata ciężkiej pracy tak zrujnować.

Dlatego dzisiaj jest ten wielki dzień. Dzisiaj mam zamiar powiedzieć jej wszystko. Całą prawdę. To, że kocham ją od cholernych ośmiu lat. To, że nie wyobrażam sobie życia bez niej. To, że chce, by została moja żoną. Oraz to, że jest tylko moją tancereczką.

Plan miałem dosyć prosty. Nie zakładał kupowania jej sukienki za osiemset dolarów, które wypuliłem od ojca, mówiąc, że jest to sytuacja kryzysowa i, że jeśli chce mieć kiedyś wnuki, to musi mi pomóc. Kiedyś, jakiś czasu temu widziałem ją oraz Walker, jak stały przed miejscowym sklepem z sukniami balowymi. Mitchie szczerzyła się do tej jednej kiecki i prawie krzyczała na całe centrum handlowe, że kiedyś sobie taką kupi. Zapisałem to sobie w głowie, nawet nie pamiętam po co. Ta informacja wydawała mi się wtedy bardzo istotna. Moja intuicja nie zawiodła, bowiem kilka dni temu przeszukałem całe Seattle w poszukiwaniu właśnie tej jednej sukienki i, gdy myślałem, że wrócę z gołymi rękoma, baba w sklepie oznajmiła mi, że została ostatnia sztuka. Zadzwoniłem do Walker z zapytaniem o jej zdanie. Jak zwykle piszczała jak najęta, ale mi pomogła. I to jest jedyny powód, dla którego znoszę ją odrobine bardziej.

W każdym razie, wróciłem do Westport i w godzinę przed tym, gdy dziewczyny poszły kupować sukienki, sam wszedłem do tego sklepu, pokazałem zdjęcie Mitchie i poprosiłem, by jej to przekazały, zachowując oczywiście dyskrecje jeśli chodzi o dawcę prezentu. Na początku nie chciały się zgodzić, ale zbajerowałem młodą sprzedawczynie i zgodziła się niemal od razu.

Wiedziałem, że nie podobała jej się wizja, bym założył krawat odpowiedni kolorystycznie do jej kreacji, tak jak ma to Mackenzie i Kai, ale nie mówiła nic o garniturze, prawda?

To dance your dream [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz