ROZDZIAŁ 10

423 15 6
                                    


Nicholas pov:

- Powiesz mi chociaż, gdzie mnie wywozisz? Tak teoretycznie to wsiadłam z nieznajomym do auta i nawet nie wiem, gdzie jadę.

- Jak już koniecznie musisz wiedzieć to jedziemy do mojego ziomka z mafii, który sprawdzi, czy się nadajesz i ewentualnie poda mi wstępną cenę, a jak wszystko pójdzie dobrze to może jeszcze dzisiaj znajdziemy na ciebie kupca. - dziewczyna przyglądała mi się z uwagą próbując z całych wyczytać z mojej twarzy czy mówię poważnie, czy żartuję. Przyznaje, że ledwo wytrzymałem z powagą na twarzy. Jeszcze chwila i zacząłbym się śmiać na cały głos. Na szczęście byliśmy już na miejscu, więc wysiadłem szybko z auta i uśmiechnąłem się tylko do siebie, gdy tego nie widziała. - Myślisz, że dlaczego Cię ratowałem w tej kawiarni? Zobaczyłem w tobie coś w rodzaju potencjału na niezły towar.

- Zaraz zacznę wołać o pomoc.

- Możesz próbować. Powodzenia. - dziewczyna rozejrzała się dookoła, a na jej twarzy pojawiło się coś jak przerażenie. Zaparkowałem obok małego lasku, gdzie dookoła nie było ani jednej żywej duszy.

Chwilę biłem się z myślami czy ją tu zabrać, ale coś kazało mi przyjechać w to miejsce. Dotychczas nie przyprowadziłem tu jeszcze nikogo.

Dziewczyna stała nieruchomo i rozglądała się dookoła szukając prawdopodobnie ratunku. Przysięgam, że nigdy nie zapomnę jej przerażonej miny. Zabrałem jeszcze bluzę i koc z auta i podszedłem do brunetki. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem ją lekko w stronę lasu. O dziwo dziewczyna nie protestowała za bardzo, więc może jednak mi choć trochę ufa.

- Okej, zaczynam się trochę martwić - powiedziała, gdy zobaczyła coś przypominającego klif z starym, drewnianym płotem przy krawędzi.

- Ufasz mi? - zapytałem zatrzymując się jednocześnie i spojrzałem jej prosto w oczy.

Dziewczyna chwilę na mnie patrzyła, aż w końcu kiwnęła lekko głową na znak, że tak. Odwróciłem się z powrotem w stronę klifu i uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Nadal trzymałem ją za rękę i prowadziłem ją w odpowiednie miejsce.

Zatrzymałem się na miejscu i puściłem dłoń dziewczyny. Rozłożyłem na ziemi koc, który zabrałem z auta i usiadłem na nim. Wskazałem Sofie miejsce obok mnie, a dziewczyna posłusznie usiadła.

- Jakoś nie widzę tego twojego "ziomka". - powiedziała trochę pewniejszym głosem.

- A co, nie możesz się już doczekać, aż go poznasz? - dziewczyna nic nie odpowiedziała - Idealnie trafiliśmy. Zaraz się skończy.

- Co dokładnie, jeśli można wiedzieć?

- Tam - wskazałem palcem na widok morza, gdzie akurat był zachód słońca. Niebo wyglądało niesamowicie. Dookoła było cicho, z dala od imprez, głośnej muzyki, ludzi, samochodów. Tylko my, głos pojedynczych ptaków i ten wspaniały widok zapierający dech w piersi. Zupełnie jakby czas się zatrzymał i nic dookoła nie miało teraz żadnego znaczenia.

- Jak pięknie - powiedziała z zachwyceniem w głosie.

- To nie koniec widoków na dziś.

- Czyli rozumiem, że jednak nie sprzedasz mnie na czarnym rynku?

- Zastanowię się jeszcze.

- Skąd znasz to miejsce?

- Jak byłem mały zawsze przyjeżdżałem tu z tatą, gdy mieliśmy zły dzień. To on pokazał mi to miejsce i nauczył mnie cieszyć się z takich widoków. Dla niektórych to zwykły zachód słońca, który powtarza się codziennie. W rzeczywistości każdy zachód słońca jest inny. Wyjątkowy. Kolory nieba są inne, inaczej ułożone. Każdy zachód słońca daje poczucie, że ten zły dzień się skończy i wraz z słońcem zachodzi, a po nocy będzie kolejny dzień. Inny. Lepszy.

Naprawmy swoje sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz