Rozdział 3

899 38 11
                                    


Wybaczcie, że dopiero dzisiaj, ale wczoraj miałam urwanie głowy. Ostrzegam, trochę się wkurzycie czytając ten rozdział, ale tak ma być. Do zobaczenia za tydzień!<3

pov.Vanessa

- Rafe - wyszeptałam, cholernie się bałam, że osoba, która kręci się przy drzwiach mnie usłyszy - Ktoś próbuje wejść do mnie do domu.

Zapewne nie była to najmądrzejsza decyzja dzwonić właśnie do niego, ale jakimś cudem był pierwszą osobą, która wpadła mi do głowy. Mieszka najbliżej, więc najszybciej będzie w stanie przyjechać.

- Nie rozłączaj się - usłyszałam jak gdzieś biegnie - Będę za kilka minut - coś go zagłuszyło, chyba założył kask - Schowaj się gdzieś i ...

- Kurwa - pisnęłam cicho, gdy usłyszałam jak drzwi na dole ustąpiły - Rafe, otworzyli drzwi - w oczach pojawiły mi się łzy - Ktoś chodzi po dole - serce waliło mi jak oszalałe, ciężko było mi złapać oddech.

- Już jadę - słyszałam jak w tle chodzi silnik motoru - Nie rozłączaj się, siedź cicho i się nie ruszaj, błagam - starał się przekrzyczeć hałas.

Przez dobre kilka minut trwaliśmy w ciszy. Co jakiś czas prosił, żebym oddychała i mówił za ile będzie. Nie mogłam się za bardzo na tym skupić, bo słyszałam na dole kroki, plus był taki, że raczej chodziła tam tylko jedna osoba.

- Rafe, cholernie się boję - wyszeptałam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

- Wiem Van, będę dosłownie za kilka sekund, gdzie się schowałaś?

- W sypialni rodziców w szafie za ubraniami. To są pierwsze drzwi na prawo od schodów.

- Dobra - silnik zgasł, Rafe zdjął kask, bo słyszałam go już normalnie - Wejdę, przyjdę po ciebie i sprawdzę kto tam łazi.

- Dobrze.

- Nie rozłączaj się, wszystko będzie dobrze.

Siedziałam cicho z telefonem przyciśniętym do ucha. Słyszałam jak blondyn biegnie po żwirowej ścieżce, która prowadziła na taras przed domem. Później słyszałam jak wchodzi po schodkach, na koniec nastąpiła cisza. Nie słyszałam go, co sprawiło, że bałam się jeszcze bardziej, bo równie dobrze ten ktoś mógł przecież go zaatakować. Usłyszałam ciche kroki, ktoś wszedł do pokoju. Drzwi od szafy się otworzyły, to był Rafe, od razu wstałam i rzuciłam mu się na szyję. Moja głupota przewyższała już wszystko, ale byłam mu cholernie wdzięczna, że mnie nie olał i przyjechał tu, żeby mi pomóc.

- Ktoś dalej jest na dole - wyszeptał przyciskając mnie do siebie - Będziesz cały czas za mną szła, dobrze? - odsunął się ode mnie i ujął moją twarz w dłonie - Van, będziesz za mną, zgoda? Błagam cię skup się.

- Okej - lekko pokiwałam głową.

Starł łzy z moich policzków, po czym wyjął broń z tylnej kieszeni spodni i kiwnął lekko głową, dając mi znak, żebym szła za nim. Zeszliśmy na dół jak najciszej się dało, szliśmy w stronę gabinetu, gdy ktoś z niego wyszedł. Rafe od razu wymierzył broń w przeciwnika.

- Chwila - mężczyzna podniósł ręce w górę - Przyszedłem po nią, bo Singh chce z nią porozmawiać - to był ochroniarz Carlosa, to on mnie porwał.

- Rafe - przysunęłam się bliżej niego - To był on - wyszeptałam wgapiając się w wysokiego, umięśnionego bruneta.

- Nie ma szans - stanął przede mną, tym samym zasłaniając mnie - Nigdzie z tobą nie pójdzie i z nikim nie będzie rozmawiać. Już nie jest zamieszana w tą całą akcję - cały czas celował w mężczyznę - Nie wie co oni robią, nie wie co ze skarbem, więc odpuść.

Change / Rafe CameronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz