Rozdział 1

265 15 37
                                    

Pov: El

Niebo było dziś bezchmurne, a ciepła pogoda dodawała miłego klimatu podczas beztroskiego spaceru w stronę lasu. Rozgladałam się podziwiając przepiekną przyrodę i krajobrazy jakie mnie otaczały. W Hawkins panuje spokój od momentu wymazania mnie z wszystkich wspomnień ludzi. Życie jest dla mnie teraz ciężkie, z faktu, że nie mam nikogo i ledwo mam się z czego utrzymać, ale próbuje jakoś żyć. W końcu zawsze po nawet najstraszniejszej burzy wychodzi słońce. Tak przynajmniej mówił Hopper. Właśnie do niego zmierzam, gdyż przez ostatnie czasy obserwowania go dostrzegłam, że nie widzi u siebie żadnego większego sensu istnienia a wiem, że podobno jakoś mu w tym sobą pomagałam. Szczerze mówiąc bardzo też mi go brakuje. Jest moim ojcem, na którego nie zasłużyłam. Opiekuje się mną zawsze najlepiej jak może pomimo własnych problemów, brakuje mi naszego wspólnego czasu i świadomości bycia w takiej wspaniałej rodzinie. Samotność mnie przygnębia tak samo jak jego, więc może to dla nas obojga będzie lepiej jak przywróce mu pamięć? Napewno musi być. W końcu kochał mnie jak córke, a ja mocno za nim tęsknie.

Dochodząc pod drewnianą chatkę napadło mnie przyjemne uczucie nostalgii związane z tym miejscem. Ciche i piekne miejsce zawsze było dla mnie komfortowe i najlepsze do całodziennego spędzania czasu. Otaczające nas drzewa, krzaki i zwierzęta dodatkowo dodawały uroku i klimatu temu terenowi. Ta chata jest dla mnie poprostu idealnym miejscem. Moim domem. Nie stojąc dłużej jak słup soli podeszłam do drzwi i wyciągnełam ręke, aby zapukać, jednakże dopadła mnie w tym momencie chwila zwątpienia. Co jeśli nie będzie chciał rozmawiać, albo wogóle mnie tu nie wpuści? Co jeśli nie uwierzy w moje słowa? Ucisz się El musi się udać. To Hopper, a nie prezydent Stanów Zjednoczonych.
Wziełam głęboki oddech i dłużej się nie zastanawiając zapukałam w drewniane drzwi.
Po chwili usłyszałam zbliżające się w moją stronę kroki. Drzwi natychmiastowo zostały otwarte, ukazując wysokiego mężczyznę z zarostem i w mundurze policyjnym.
Starszy chwilę się rozglądając spojrzał na mnie pytającym wzrokiem i opierając się o futrynę w końcu się odezwał.

- Zgubiłaś się młoda? - spoglądając na twarz Hoppera nie potrafiłam ułożyć prostego zdania, póki znów się nie odezwał. - Chcesz zadzwonić do kogoś czy coś?

- Nie ja... znaczy... szukałam pana. - powiedziałam wypuszczając szybko powietrze ze stresu kierując wzrok w ziemię.

- Mnie? W jakiej sprawie?

- Mam coś dla pana, coś bardzo ważnego. - wyjęłam trzęsącymi się rękoma kopertę z kieszeni koszuli, jednakże nie byle jaką kopertę. W środku niej znajdował się akt adopcji. Mój akt adopcji.
Spoglądając chwile na kopertę wręczyłam ją starszemu odsuwając się odrazu na krok.

- Koperta? - zdziwiony i pełny ciekawości otworzył kopertę wyjmując z niej akt. Odrazu zaczął czytać co było na niej napisane, a z jego oczu dało się odczytać wzrastajacy szok. Stałam przygladajac się mu kątem oka dalej przepełniona stresem i strachem spowodowanym myślą o reakcji Hoppera. - Jane... Hopper...? - oderwał wzrok od dokumentu odrazu spoglądając na mnie. Łapiąc ze starszym kontakt wzrokowy postanowiłam w końcu zebrać się na odwagę.

- Ja jestem Jane Hopper. Jestem twoją córką, wymazano ci o mnie pamięć wszystko mogę ci wyjaśnić tylko musisz mi uwierzyć tato. Pytaj o co chcesz, odpowiem ci na wszystko. - Hopp spogladając na mnie był bardzo zmieszany całą sytuacją i przez dłuższą chwilę zapadła między nami nieprzyjemna cisza.

- Opowiedz mi o Sarze jeśli jesteś moją córką. Wtedy ci uwierzę. - powiedział przerywajac w końcu tą przytłaczającą ciszę. Usiedliśmy po chwili razem na schodkach, a ja wymieniajac z nim spojrzenie zaczęłam na spokojnie opowiadać całą historię jego pierwszej córki. Obserwowałam jego zachowanie, które tak samo przeżywałam, jak on słuchając tej historii. Łzy napływały mu do oczu, a wspomnienia wracały mu do głowy wywołując falę tęsknoty i żalu. Nie potrafię patrzeć na tatę w takim stanie. Odczuwam wtedy wewnętrzny ból zmieszany z współczuciem i miłością do drugiej osoby.
Kończąc opowiadać ponownie spojrzałam na szkliste oczy Szeryfa który momentalnie przytulił mnie do siebie. Nie chciałam by ta chwila się kończyła. Przytuliłam się do jego torsu najmocniej jak potrafiłam uwalniajac z siebie fale łez spływajacych mi po całej twarzy mocząc koszulkę Hoppera. Ten jednak nie robił sobie nic z tego i dalej przytulał mnie tak jak za każdym razem gdy chciał pokazać jak bardzo mu na mnie zależy. Tego mi właśnie brakowało. Towarzystwa tak bliskiej mi osoby i kontaktu z drugim człowiekiem. Oderwaliśmy się od siebie dopiero po dłuższym czasie wtulenia się w siebie w ciszy.

New Romantics ~ Elmax Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz