Rozdział 14

414 17 5
                                    

Olivia

Jestem aktualnie w prysznicu. Próbuję wymazać z swojego ciała rany, które spowodował mi Cody. Jak fałszywie mnie dotykał, mówiąc że jestem najpiękniejszą kobietą na Ziemii. Teraz to mi się chce śmiać, ale nie z niego, tylko z siebie. Głupia i naiwna. Zawsze taka byłam.

Może teraz Vince chce mnie wykorzystać?

Mimo, że jestem pewna, że taki nie jest, to nie jestem pewna w 100%. Kiedyś byłam, a teraz nawet nie wiem komu ufać. Dzisiaj jest przygotowywanie na imprezę z Di. Sukienki i takie tam.
Gdy już się wymyłam, podchodzę w ręczniku do lustra I przyglądam się sobie. Zaczęłam już robić to coraz częściej. Jestem na siebie tak wkurwiona, że mogłabym się pociąć.

No właśnie...

Zaglądam do szafki, w której znajduję scyzoryk. W sumie nie wiem czemu on tam jest.

Pewnie ktoś mi go wyciągnął z biurka.

Patrzę na ten biedny nożyk, który miał być wykorzystywany do pożyteczniejszych rzeczy.

Wybacz tato

Mówię sobie i przybliżam narzędzie tym razem do rąk. Liczę do trzech. Jednak nie zdołałam niczego zrobić, ponieważ przede mną stoi on. Mój dar, który spadł jakimś cudem z nieba. Patrzy na mnie, a później na to co trzymam w ręce. Czuję, jak moje oczy pieką i pozwalam im lecieć po twarzy.

- Skarbie - mówi cicho Vince i powoli podchodzi do mnie.

Moje ręce się trzęsą. Nie wiem nawet czemu chciałam to robić. Przecież to przeszłość. Okrutna przeszłość, która już nigdy nie powtórzy się.

A może

- Nie podchodź! - krzyczę I macham mu przed oczami scyzorykiem. - Proszę, nie podchodź - mówię cała we łzach.

Osuwam się na podłogę i płaczę, jak naiwne dziecko. Nie wiem, czemu taka jestem.

- Czemu byłam taka naiwna!? - krzyczę sama do siebie, a twarz mam ukrytą w dłoniach - Czemu?!

Zaczynam coraz głośniej płakać. Słyszę, jak blondyn podchodzi powoli do mnie i zabiera nóż z ręki. Kuca przy mnie I bierze mnie na swoje ramiona. Nie sprzeciwiam się, tylko bardziej się wtulam w jego tors.

- Dlaczego...

Przez szkliste oczy zauważam jeszcze za drzwiami stojącą mamę z tatą. Widzę, jak tezymają się za ręce, a moja mama jest zrozpaczona. Z tatą jest troszkę lepiej. Może nie płaczę, lecz robi zszokowaną minę I mówi do mnie bezgłośne "Przepraszam".

Nienawidzę, jak rodzice widzą mnie w takim stanie. Czuję się słabsza i gorsza. Wydaje mi się zawsze, że rodzice są mną zawiedzeni.

Vince kładzie mnie na moim łóżku I leży koło mnie. Patrzy mi w oczy I chyba próbuję coś w nich wyczytać. Ja jednak staram się pokazać jak najmniej emocji.

- Dlaczego? - pyta.

Słyszę w nim ból i lęk.

- Proszę - szepcze do niego I patrzę błagalnym wzrokiem. - Proszę, pomóż mi.

Kładzie swoją dłoń na mojej głowie i przeczesuje mi włosy palcami.

- Oliv - mówi I zastanawia się co powiedzieć dalej. - nie wiem, czy to ma sens.

Zamieram na jego słowa. Nie wiem, w jakim znaczeniu o nich myśleć. Co ma sens? Nasz udawany związek czy pomagania mi? Zanim zdążę go o to zapytać, Vince jest już za drzwiami i słyszę za oknem pisk opon.
Zostałam sama.
Znów sama.
S A M A

* * *

- Nie płacz, rozmazujesz makujaż - oznajmia Di I maluje mi usta.

- Po prostu, to było takie dziwne - odpowiadam wycierając łzę chusteczką.

Di przytula mnie od tyłu i podchodzi do szafy.

- Nie przejmuj się. Jeśli wszedł do twojego życia, to już z niego nie wyjdzie. Zobaczysz, wróci.

Mam taką nadzieję..

Di podaje mi czarną długą sukienkę. Ma rozcięcie u boku i okrywa plecy. Jest piękna.

- Idź przebierz się. Zaraz Wychodzimy.

Biorę kreację i idę w stronę łazienki. Nie powiedziałam Di o tym nożu. Nie warto. I tak Moi rodzice nie odzywają się, ani nie patrzą na mnie. Jeśli dalej tak pójdzie, to wyprowadzę się z tego miejsca. Mam już wszystkich dosyć.

Zakładam sukienkę I ubieram czarne szpilki wiązane na kostce. Wszystko kosztowało tak dużo, że na mim koncie nie ma już prawie żadnych pieniędzy.

Di zagląda na mnie I się rozpromienia.

-Jak ty pięknie Oliv wyglądasz! Ryle chodź zobaczyć!

Słychać jak szybko biegnie i zagląda do łazienki.

- Ulala Oliv, Vince aż zatka z wrażenia - na te słowa posmutniałam, a Di walnęła chłopaka w ramię.

- No co?

- Pokłócili się - Di szpecze do niego I bierze szybko torebkę.

Ona również jest śliczna. Ma lawendową sukienkę, która jest wiązana na plecach. Również jest długa, a szpilki ma białe.
Ryle natomiast ma białą koszulkę, która opina jego mięśnie oraz czarne garniturowe spodnie. Wygląda dość seksownie, jednak niegdy nie był moim typem chłopaka.

- Chodźcie szybko! Spóźnimy się - bierzemy potrzebne rzeczy I Wychodzimy z domu.

Di z Ryle siedzą z przodu, a ja siadam z tyłu. Widzę, jak Ryle i Di mówią do siebie bezgłośnie, abym nic nie słyszała. Patrzą na siebie i kiwają sobie głową.

Boże, o co im chodzi?

Kilka minut później, Ryle parkuje przed szkołą i wszyscy wysiadamy z auta.

- Boże, to będzie mój najlepszy dzień w tym roku! - piszczy Di i łapie Ryle'a za ramię.

Patrzę na budynek i już bardziej żałuję tego, co zrobiłam. Gdyby nie to, byłabym tu z nim, trzymając go rękę I tańcząc.

Wzdycham i wchodzę do szkoły.
Każda dziewczyna ma na sobie długą i dopasowaną sukienkę, aby pokazać swoją figurę. Dość dużo dziewczyn jest z partnerem. Idę do sali, gdzie jest najwięcej osób. Podchodzę do stolika z piciem i biorę kieliszek punchu. Po kilku minutach podchodzi do mnie mężczyzna ubrany w czarną obcisłą koszulę i eleganckie spodnie.

- Mógłbym panią poprosić do tańca?

Zaskoczona jego wymową skinam głową i idziemy ku parkietu. Tym razem leci spokojna muzyka. Ta, która leciała, gdy tańczyłam z Vincem.

Jaka ja jestem głupia..

Mężczyzna bierze mnie za talię, a ja kładę dłonie na jego kark.

- Jak masz na imię?

- Chase, a ty?

- Olivia - odpowiadam uśmiechając się do niego.

- Piękne imię -mówi, a ja rumienię się.

Niespodziewanie odkręca mnie wokół osi i przyciąga do siebie.

- Chcesz się bliżej poznać?

We are not realOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz