Rozdział 18

384 16 0
                                    

Oliv

Wchodzimy do jego auta i jedziemy przed siebie. Nie pytam dokąd mnie zabiera, ponieważ wierzę mu. Mogę być nawet z nim na końcu świata. Ale żeby był tuż obok mnie.

- Vince?

- Tak?

Biorę wdech I szybko mówię, abym później nie pożałowała tego.

- Na jakim etapie jesteśmy? Ciągle się zastanawiam i nie daje mi to spokoju. Byliśmy ze sobą w łóżku, a ja nawet nie wiem czy byłeś moim przyjacielem. Wiem, że się znamy czy coś, ale to jest dla mnie ważne. Rozumiem, że ten układ i no, ale to chyba nie było..

- Ciii - ucisza mnie, kładzie swoją dłoń na moim udzie i ściska.

O
MÓJ
BOŻE

- Od kiedy tyle mówisz? - pyta, nadal patrząc się w drogę.

- Kiedy się denerwuję - mówię cicho, aby nie było słychać mojego pisku.

Jeśli nie zabierzesz tej ręki, to ja zwariuję..

- Denerwujesz? Przy mnie nie musisz się tak zachowywać - powoli przybliża dłoń ku bioder.

Czuję, jak moje policzki palą się. Na zwykły dotyk reaguję dość intensywnie.

- A co z tą Casie? - pytam, a Vince marszczy czoło.

- Casie? - zastanawia się I po chwili robi wielkie oczy. Coś szepcze do siebie pod nosem.

- No co?

- Możemy o niej teraz nie rozmawiać? - pyta I parkuje przy swoim domu.

- Okej - odpowiadam cicho patrząc na swoje dłonie.

Wychodzimy z auta I idziemy w stronę drzwi.

- Co dzisiaj wymyśliłeś?

-A musisz być taka ciekawska? - pyta śmiejąc się.

Otwiera drzwi i przepuszcza mnie pierwszą.

W porównaniu z moim, jego dom jest naprawdę ładny. Ściany są szare, a meble nowoczesne. Wszystko komponuje się ze sobą jak najlepiej.

- Zastanawiam się, czy chcesz mnie porwać, bo nie chcesz mi niczego wyjawnić.

Vince śmieje się pod nosem I wchodzi do kuchni.

- Chciałem zapytać cię, czy może razem spędzimy Święta?

Waham się, kiedy wypowiada te słowa.

- Zwykle spędzałam z rodzicami.. - mówię, a w jego oczach widzę rozczarowanie. - AALE możesz do nas wpaść. Rodzice się na pewno ucieszą.

Podchodzi do mnie i łapie mnie za talię. Unosi, a ja swoje nogi opłatam wokół jego bioder.

- Uwielbiam twój zapach perfum. Musisz mi je kiedyś tu przynieść.

Śmieję się i całuję delikatnie.

- Dobrze, postanowione.

Kładzie mnie na blat i wyjmuje coś z lodówki.

- Co robisz?

- Kolację dla nas - wyciąga pozostałe potrzebne mu składniki i zaczyna coś kroić.

- Fajnie, że umiesz gotować. Będę zazdrościła twojej żonie. Nie będzie musiała się z tym fatygować.

Chłopak zamiera i nie rusza się przez chwilę. Powoli odwraca się I podchodzi do mnie, a swoje ręce kładzie na moich udach.

- Ustalmy już to. Ja będę gotował 4 razy w tygodniu, a ty 3, dobra?

Patrzę na niego I próbuję znaleźć w tych słowach jakiś żarcik. Jednak jego mina podpowiada mi, że mówi na poważnie.

Czy on powiedział, że to JA będę jego żoną??

- Co masz na myśli? - dopytuję, aby zobaczyć czy miałam rację.

- Może nie będziesz musiała zazdrościć.. - szepcze mi do ucha, odwraca się I za kera się znów do pracy.

MIAŁAM RACJĘ

Czuję, jak w moim brzuchu latają motyle, aż kręci mi się w głowie.

- To może ja 2, a w zamian zrobić to, co ty będziesz chciał?

Znów odwraca się do mnie I uśmiecha się na mój widok.

- Okej, to może... - wkłada składniki do patelni i je miesza. - Ubierzesz strój sprzątaczki i będziesz w nim chodziła?

Robię wielkie oczy I szybko odpowiadam.

- O nie! Na to nie licz! Nie będę się ubierać w taki stroje.

- Jak umowa to umowa. Robisz to, co ja będę chciał - odpowiada ze śmiechem i kładzie przede mną talerz.

- Naleśniki? O Boże, moje ulubione! Ale od kiedy się je je na kolację?

Biorę jednego i robię duży gryz.

- Jakie one są pyszne..

W tej chwili, mój telefon zaczyna dzwonić. Podchodzę do niego I przykładam go do ucha.

- Tak mamo?

- Dostałam wiadomość od wychowawcy, że ciebie nie ma w szkole. Gdzie jesteś?

Zamieram i próbuję coś wymyślić.

- Ten.. Bolał mnie brzuch strasznie i Vince po mnie przyjechał. Jestem właśnie u niego.

Słyszę westchnienie matki.

- No dobrze, ale masz przyjść za godzinę. Di również ciebie szukała, nie mogła się do ciebie dodzwonić.

- Tak? No dobrze to ja kończę.

Odkładam telefon i dokańczam jedzenie. Vince przygląda mi się i również zjada naleśniki.

- Co chciała?

- Pytała gdzie jestem. Nauczycielka do niej napisała.

Nagle przypomina mi się pomysł Rylego.

- Chcesz iść ze mną na sylwestra? Ryle zaprasza do siebie.

- Nie wiem, zwykle spędzam je z rodzicami - mówi z złośliwym usmieszkiem.

Obracam oczami na jego odpowiedź. Przybliżam się do niego I kładę swoje dłonie na jego tors, robiąc błagającą minę.

- No weź pójdź ze mną. Co ją będę tam samą robić?

W tej chwili wchodzi ktoś do domu. Wzdrygam się słysząc za sobą głos Casie.

- Vince, jesteś tu? Musimy porozmawiać. Mój chłopak mówił, że mamy problem w firmie. Gabriel próbował się do ciebie.. - przerywa, gdy zauważa nas razem. - dodzwonić.

Robi wielkie oczy I patrzy na Vincenta.

- To ja może pójdę.

Widzę, jak blondyn zaciska szczękę i napina mięśnie.

- A wy nie byliście pokłóceni? - pytam, nadal wpatrując się w drzwi, z których wyszła dziewczyna.

Chłopak nie odpowiada mi, a ja odwracam się w jego stronę I przypatruję mu się uważnie.

- Vince? Czy ona u was pracuje? Jaki chłopak?

Nadal nie odpowiada I nawet nie jest wstanie popatrzeć mi w oczy.

- To może ja już pójdę - odsuwam się od niego, zabieram swój plecak I pozostałe rzeczy. - Nie wiem dokładnie o co Casie chodziło, ale zaczynam się powoli domyślać.

To oczywiste, że bawi się nami dwoma.

Zamykam głośno drzwi i idę do mojego domu. Próbuję powstrzymywać się od płaczu.

We are not realOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz