Zapowiedź weekendu w Table Mountain

456 14 2
                                    

MEGAN

Przyciskając grafit ołówka do kartki, nie za bardzo słucham, w jaki sposób mamy odrobić pracę semestralną. Westchnęłam na tyle głośno, że dziewczyna obok odwróciła głowę w moim kierunku. Posłałam jej krzywy uśmiech, po czym oparłam podbródek na dłoni. W tej chwili żałowałam, że jednak niczego nie zjadłam podczas przerwy na lunch. Tyle że miałam ważniejsze sprawy na głowie. A jakby było mi mało, słowa Ashera wciąż dźwięczą mi w uszach. Nie ma na to mowy, w żadnym razie. Odłożyłam ołówek na zeszyt, kiedy przez nieuwagę złamałam jego grafit. Zerknęłam w stronę świecącego się wyświetlacza telefonu znajdującego się pod ławką przy ścianie. Lucas robił sobie głupie zdjęcie z ukrycia, sugerując zapewne picie alkoholu wieczorem, po czym wysłał je komuś ochoczo. Kątem oka rozejrzałam się wokół. Jedno miejsce z tyłu było wolne. Obróciłam się na ułamek sekundy, po czym oparłam brodę na drugiej dłoni. Dostałam kartkę z wytycznymi pracy semestralnej równo z dzwonkiem. Zgarnęłam swoje rzeczy do plecaka, a nauczyciel zatrzymał nas na moment:

- Czy ktoś może przekazać Asherowi, że jeśli opuści jeszcze raz choć jedną lekcję, będzie miał poważne kłopoty? — spojrzał na nas wzrokiem pełnym dezaprobaty. - Dosłownie opuszcza prawie wszystkie lekcje. Przekażcie mu, że nie będziemy tego wiecznie tolerować. A i żeby lepiej wziął się porządnie za pisanie pracy.

Po tych słowach wszyscy szybko wyszli, ignorując nauczyciela. Przewróciłam oczami. Wyjrzałam zza okna korytarza. Na dziedzińcu stanął jakby znajomy mi samochód. Podparłam się na parapecie, zbliżając twarz do szyby. Na chwile zaparowała tuż przed moimi ustami. W międzyczasie przez bramę zdążyło wyjść z czterech uczniów, zanim nie pojawiła się w nich Grace. Z impetem rzuciła torebkę na tylne siedzenie czerwonego kabrioletu. Za jego kierownicą siedziała wychudła, ruda kobieta w przeciwsłonecznych okularach. Poruszyła ustami, a Grace podała jej coś. Ruszyły z piskiem opon. W tej samej chwili mój telefon zadzwonił, spojrzałam na jego ekran: tata. Zacisnęłam palce na urządzeniu i włożyłam go w pośpiechu do kieszeni. Rozejrzałam się po korytarzu. Lucas włożył na siebie zieloną koszulkę z własnym nazwiskiem i liczbą trzydzieści jeden. Stał obok Liama ubranego w to samo tyle, że z wytłoczoną białą cyfrą dwa. Sunęłam ostrożnie wzrokiem po czubkach głów innych uczniów, aż natrafiłam na dobrze mi znane brązowe loki. Odwróciłam się natychmiast, pośpiesznie idąc przed siebie. Zniknęłam za rogiem drugiego korytarza, wchodząc po chwili po schodach. Pchnęłam drzwi auli. Scena była już w połowie rozebrana. Światło wpadające przez ogromne okna oświetlały jej ułożone równo drewniane deski.

- Czekajcie, jestem już — podeszłam do grupki osób stojącej pośrodku pomieszczenia. - Dajcie mi jednak spróbować.

Trójka uczniów ze starszych klas spojrzała na mnie uważnie. Dwie dziewczyny zerknęły z ukosa na stojącego pomiędzy nimi chłopaka, a on westchnął i podał mi pogniecioną kartkę.

- Obyś była dobra, miałem iść coś zjeść.

Przygryzłam wargę niezauważalnie. Chwyciłam pożółkły papier wystawiony w moją stronę. Odłożyłam plecak na ziemię, po czym sprawnie wskoczyłam na prowizoryczny podest. Założyłam włosy za uszy i odchrząknęłam cicho. Uniosłam papier na wysokość moich oczu. Chłopak w końcu, starając się ukryć delikatne poirytowanie, zaczął głośno i emocjonalnie mówić:

- Popatrz na te pióra, na te futra, w których tu będzie paradować! A tutaj co mamy? Suknia z czystego złota! A te! Na co to są? Lisy! — dmuchnął mocno na swoją dłoń. - Prawdziwe lisy, długie na pół kilometra! Gdzie są twoje lisy, Stella? Puszyste, białe jak śnieg, nie byle co! Gdzie masz swoje lisy?¹

- To są tanie letnie futra, które ma od dawna¹ - przeczytałam szeptem udając zaniepokojoną.

Zaprzeczyłam głową, kolczyki obiły się o moje policzki.

Musisz kłamaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz