Pogromcy z Whitehall

302 11 8
                                    

ASHER

Nash gasił papierosa stopą, rozciągając przy tym kark. Westchnął oparty o bok vana. Siedząca obok mnie Megan wpatrywała się w budynek szkoły zza okna pojazdu.

- Gdzie on jest do cholery? Mówiłam mu, żeby się nie spóźnił.

Siedzący za kierownicą Gavin odłożył gazetę na uda. Odwrócił głowę.

- Wyluzuj Grace. Mamy jeszcze czas — dla pewności spojrzał na zegarek. - Liam pewnie będzie lada moment.

Sage przerzuciła kartkę książki, szturchając przy tym siedzącą obok niej Grace. Carter wsiadł do środka, schylając przy tym głowę.

- Napisał mi, że będzie za kilka minut. Musiał się cofnąć po telefon - Webb opadł na siedzenie obok Gavina.

Te tuż przed nami. Megan przeniosła spojrzenie na czubek jego blond głowy. Zerknęła na mnie, posłałem jej pokrzepiający uśmiech. Nash przeszedł obok nas w kierunku swojego miejsca w wozie.

- Nawet my byliśmy na czas — szepnęła do mnie, wywracając oczami. - A jechaliśmy busem.

- Wiem, ale to Liam... - mruknąłem, a ona pierwszy raz od naszego przybycia rozejrzała się dookoła.

- Jestem! — Liam dysząc, usiadł pomiędzy Nashem i Lucasem na tylnym siedzeniu. Szybko zasłonił głowę, krzycząc. - Błagam, Grace nie rób mi krzywdy!

Dziewczyna wywróciła oczami, robiąc w powietrzu teatralny zamach.

Gavin odpalił silnik, przekręcając kluczyk z przywieszonymi do niego dwiema kostkami do gry. Carter zamknął z hukiem drzwi, kiedy kapitan ruszył powoli, wjeżdżając na główną drogę. Żwir chrzęszczał pod ciężarem opon. Megan cicho wypuściła powietrze, oddalaliśmy się od Butte.

- Długo będziemy jechać? - spytała, ściskając materiał bluzki.

Gavin ściszył włączone radio.

- Trochę ponad godzinę - Carter mruknął.

W przednim lusterku obijała się jego twarz. Siedział z zamkniętymi oczami, wydawał się odprężony. Megan nerwowo zaczęła skubać nitki przy mankiecie. Uścisnąłem jej dłoń na krótko. Spojrzała na mnie niepewnie. Zawahała się, ale puściła materiał i położyła powoli głowę na moim ramieniu. Wydaje mi się, że się uśmiechnąłem. Jej policzek grzał moją skórę przy obojczyku. Grace jęknęła.

- Zostawiono mnie dla jakiegoś przeciętnego hokeisty, nie do wiary — mówiła urażonym głosem, ale oczy błyszczały jej z rozbawienia. - Nie do wiary.

- Asher nie jest przeciętnym hokeistą - czułem jak Megan porusza głową z każdym słowem.

Carter otworzył oczy, patrząc na drogę przed nami. Grace parsknęła śmiechem. Ja rozsiadłem się wygodnie, poprawiając ułożenie głowy mojej rzekomej dziewczyny. Liam zaszeleścił paczką chipsów.

- Benson... - Carter warknął. - Nie jedz w wozie mojego ojca.

Poczułem, jak Megan spina się, choć stara się to ukryć za wszelką cenę.

- Trochę zrozumienia, Liam - Gavin włączył migacz, przy skręcie wszyscy przychyliliśmy się w lewo.

- Chryste, kolejny... - Liam wrzucił paczkę z powrotem do plecaka.

Kapitan otworzył schowek pod podłokietnikiem, założył przeciwsłoneczne okulary na nos, posyłając chłopakom z tyłu uśmieszek. Sage uśmiechnęła się pod nosem. Zmarszczyłem brwi. Megan podniosła głowę, zabierając ją z mojego ramienia.

- Zapomniałam telefonu - uderzyła czołem w miękki zagłówek przed sobą.

Liam zaśmiał się głośno. Zacmokał:

- Przynajmniej się nie spóźniłaś, Jennings.

Grace odwróciła się szybko, piorunując wzrokiem Liama. Zaczerwieniła się, kiedy zerknęła na Nasha. Szybko wróciła do poprzedniej pozycji, przylegając mocno plecami do siedziska. Przez resztę czasu nikt się już nie odzywał, dopiero kiedy Gavin zaparkował, odparł:

- Jesteśmy.

Zdjął okulary, chowając je bez pośpiechu do schowka. Odwrócił się, oplatając ręką zagłówek fotela siedzącego obok niego Cartera.

- Chłopaki, mam tylko jedną prośbę — westchnął, wymownie patrząc na Liama. - Zachowujcie się, dobra? Nie potrzeba nam kłopotów. Zwłaszcza teraz, kiedy niedługo zaczną się mecze do półfinału.

- Spoko — Nash wstał, otwierając drzwi wozu. - Muszę zapalić.

Chwyciłem Megan za dłoń, wstając powoli. Rozprostowała nogi, robiąc przy tym grymas na twarzy. Wyciągnęła nasze ręce do góry, uśmiechając się do mnie wrednie. Gavin wyszedł ostatni, zamykając samochód. Wyjął bilet z kieszeni, czytając go uważnie. Wskazał jedno z wejść palcem.

- Tam - i powiedziawszy to, ruszył.

Sage schowała książkę do torebki, podbiegając do kapitana. Zwolnił, spojrzał na nią z góry i uśmiechnął się ciepło. Carter przeszedł obok nas, dołączając po chwili do idącej przed nami dwójki.

- Zwolnijcie, nie mogę tak szybko iść w tych obcasach.

- To po co je zakładałaś? - Nash parsknął, wrzucając peta do popielniczki na blaszanym koszu na śmieci.

Megan szybko obróciła głowę do tyłu. Promienie słońca odbijały się na jej błyszczącej spince do włosów.

- Bo są ładne.

Grace zaśmiała się, biorąc Megan pod ramię. Wzmocniła uścisk naszych dłoni. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, Grace jęknęła. Przeszliśmy przez bramki, życząc mężczyźnie sprawdzającemu bilety miłej pracy. Gwar dotarł do naszych uszu. Czuć było zapach nachosów, specyficzny zapach lodowiska i lepkość pod podeszwami od rozlanych napojów.

- To jest to! - Liam klasnął w dłonie, wbiegając po schodach.

Gavin zaśmiał się, klepiąc Cartera po ramieniu. Webb zaczął wchodzić do góry za Liamem. Pociągnąłem delikatnie Megan, za nami co chwila, przeklinając pod nosem, szła Grace. Gavin wraz z Sage ruszyli ostatni, przepuścili Nasha i Lucasa. Usiadłem pomiędzy Megan, a Liamem. Dziewczyna przytuliła się do mojego boku, posyłając Liamowi sztuczny uśmiech. Przełknąłem nerwowo ślinę.

- Musieliśmy usiąść akurat obok niego? - szepnęła i tak zagłuszana już przez tłum kibiców.

Westchnąłem, przejeżdżając dłonią po karku.

- Gołąbeczki, chcecie coś do picia? - Grace wychyliła się zza mojego ramienia.

Zaprzeczyłem głową.

- Że też musiałam dziś tu z tobą przyjechać. Ja nawet nie znam zasad - Megan kopnęła leżący pod jej krzesełkiem papierek.

Nie odpowiedziałem jej, bo z głośników wydobył się piskliwy dźwięk. Po chwili na lód wjechało sześciu wielkich chłopaków ubranych w żółte stroje. Trybuny zadrżały od wrzasków. Po przeciwnej stronie pojawiła się szóstka gości drużyny Whitehall. Z napięciem czekaliśmy, aż rozpocznie się gra. Chłopak z Whitehall wybił krążek i po chwili pozostała czwórka w okamgnieniu natarła na bramkę przeciwnika. Wbili kauczuk do środka. Minęło dopiero piętnaście sekund. Chłopaki z mojej drużyny wyprostowali się tak jak ja, spojrzeliśmy wszyscy na siebie.

- Co jest do cholery?! - Liam szepnął.

- Jeśli jakimś cudem Dakota wygra z nimi, to zmiażdżą nas już na starcie.

Musisz kłamaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz