MEGAN
Późne popołudnie zapowiadało się dość ciepło. Bus szkolny powoli zjeżdżał na podnóża gór. Zatrzymaliśmy się przy szerokiej, wydeptanej ścieżce prowadzącej w głąb przerzedzonego lasu. Pożegnałam się z kierowcą. Zmarszczyłam czoło, kiedy mężczyzna zaśmiał się pod nosem, przeczesując sumiaste wąsy. Poczekałam, aż jakiś chłopak wyjdzie pierwszy z pojazdu. Zeskoczyłam w końcu z ostatniego stopnia na miękki mech. Wiatr stał się tu słabszy i cieplejszy. Drzwi za mną zamknęły się, a bus odjechał. Chwyciłam dłońmi ramiączka plecaka. Chłopak widocznie już ruszył, bo szedł dość spory kawałek przede mną. Powolny spacer powinien potrwać tylko kilka minut. W tym czasie obserwowałam tęsknym wzrokiem zarys oddalonego Butte widocznego pomiędzy drzewami. Westchnęłam przeciągle. Postawiłam trampek na brukowanym podjeździe. Przede mną stał wysoki budynek z czerwonej cegły zarośnięty gdzieniegdzie bluszczem. Przechodząc przez starannie wypielęgnowany ogród, skierowałam się w stronę wielkiego wejścia. Drzwi internatu zamknęły się za chłopakiem z busu. Otworzyłam je z powrotem, żeby wejść do środka budynku. Stojąc w recepcji, rozpięłam plecak w poszukiwaniu przepustki. Usłyszałam brzdęk spadającego na kafle metalu. Zignorowałam to na moment, wciąż przeszukując dłonią wnętrze plecaka.
- Gdzie to jest? - szepnęłam pod nosem.
Oparłam materiał na udzie zgiętej nogi. W końcu wyczułam plastik pomiędzy palcami. Wyłożyłam przepustkę na blat. W tym samym czasie czyjaś dłoń odłożyła moje klucze tuż obok przepustki. Odwróciłam twarz w stronę stojącego blisko chłopaka. Brązowe loki opadające na jego oczy odgarnął wolną już dłonią. Oparł łokieć na ladzie, zwracając tułów w moją stronę.
- Może powinnaś je jednak przypinać? - prychnął widocznie rozbawiony.
Wywróciłam oczami, ściągając zamaszyście klucze z lady. Wsunęłam je do tylnej kieszeni spodni. Rozejrzałam się w poszukiwaniu recepcjonisty. Chłopak zaczął obracać w palcach starą zapalniczką, przyglądając się jej. Opuściłam ramiona.
- Zaraz przyjdzie - przejechał kciukiem po metalowym kółku, a iskra rozpaliła mały płomyk.
Zerknęłam na ogień, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Chłopak energicznie zamknął zapalniczkę.
- Co? - palnęłam, unosząc zdezorientowana głowę.
Kącik jego ust drgnął do góry. Oparł się teraz na dwóch łokciach.
- Czyli jednak umiesz mówić - pokiwał głową z uznaniem.
Ściągnęłam do siebie brwi. Zacisnęłam usta. Udawałam, że szukam czegoś w plecaku. Chłopak zaczął mocniej potakiwać głową.
- Czyli wracamy do punktu wyjścia - przejechał wolną dłonią po włosach.
Wypuściłam głośno powietrze z ust, opuszczając rękę trzymającą plecak.
- Umiem mówić - wycedziłam, patrząc mu w oczy.
Były w kolorze przyjemnej, ciepłej, zgniłej zieleni. Rzęsy miał krótkie i proste. Zamrugałam.
- Brawo - odparł cicho.
Odwróciłam się do niego plecami.
- Słuchaj - zaczął z wahaniem w głosie.
- Co? - przekręciłam głowę.
Wsunął jedną dłoń do kieszeni spodni. Znów zaczął obracać zapalniczką od niechcenia.
- Nic - uśmiechnął się smutno.
Uniosłam oczy ku sufitowi. Po chwili i ja oparłam się plecami o krawędź lady.
CZYTASZ
Musisz kłamać
Romans"Asher skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - I po czym wnioskujesz, że jestem kretynem, co? - To widać - znowu wzruszyłam ramionami. - Na pierwszy rzut oka. Przytaknął, myśląc nad czymś. - W porządku. Ja jestem kretynem, a ty sąsiadką bez uczuć. R...