ℭ𝔥𝔞𝔭𝔱𝔢𝔯 𝔰𝔦𝔵𝔱𝔢𝔢𝔫

367 21 2
                                    

Harry's POV

Był już dość późny wieczór i oglądałem telewizję z Ron'em, gdy niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. Naprawdę nie miałem pomysłu, kogo tutaj niesie. Nawet Draco nie przychodzi o tak późnej godzinie. Cholernie się bałem, ale żeby Ron nic nie zauważył, wstałem i poszedłem otworzyć.

– Draco!? – poczułem ulgę na jego widok, ale czułem też, że coś jest nie tak.

– Hej. – wydyszał – Mógłbym wejść?

– Oczywiście. – odsunąłem się.

Dopiero wtedy zauważyłem, jak potargane są jego włosy mimo, że nie widzę, żeby wiał wiatr.

– Wszystko w porządku? – zapytałem – Och i uważaj, bo Ron i Hermiona przyjechali.

– Wszystko tragicznie i przepraszam, że to mówię, ale mogłeś mnie poinformować, że będziesz miał gości, żebym nie był problemem.

– Mógłbyś mi powiedzieć, co się stało? I nie jesteś problemem.

– Ojciec mnie znowu pobił, ale tym razem chyba przesadził i szczerze, to nie wiem, czy nie powinienem iść do Munga. Masz coś przeciwbólowego?

– Mam mugolskie leki, ale może Hermiona coś ma.

Odwróciłem się, żeby ją zawołać, ale okazało się, że stoi tuż za nami wraz z Ron'em i Ginny. Cała trójka na nas patrzyła. Myślałem, że spalę się z przerażenia.

– Jak mogłeś wpuścić tego dupka do tego domu?! – zaczął Ron.

– To mój dom. – odparłem cicho – I to ja będę decydował, kto do niego wchodzi.

– Ale... – kontynuował wściekły.

Posłałem mu mordercze spojrzenie, więc się zamknął. Odwróciłem się w stronę szatynki, która patrzyła na nas chyba ze współczuciem.

– Hermiono? – zapytałem chłodno.

Widziałem, że jest wściekła, ale machnęła na nas ręką, że mamy za nią pójść.

– Zaczekaj u mnie w pokoju. – mruknąłem do blondyna.

Ruszyliśmy w stronę schodów. Jak byliśmy na górze, Malfoy skręcił w przeciwną stronę niż ja, bo ja poszedłem za dziewczyną do jej pokoju. Rodzeństwo zostało na dole.

Kobieta dała mi apteczkę, mówiąc, żebym uważał. Wymamrotałem coś niewyraźnie w odpowiedzi i czym prędzej ruszyłem do swojego pokoju.

– Bardzo boli? – zapytałem, zamykając za sobą drzwi.

– Tak, ale nie narzekam. – odparł.

Siedział na łóżku, na którym leżało tylko prześcieradło i parę poduszek. Kołdra i reszta poduszek leżała na podłodze i na parapecie pod oknem. Zaklęciem zapaliłem światło. Usiadłem obok chłopaka.

– Harry... – zaczął niepewnie i jakby ze strachem.

– Cicho. – przyłożyłem palec do jego ust na moment.

Otworzyłem apteczkę i prędko wygrzebałem z niej eliksir przeciwbólowy. Wypił go natychmiast jednym łykiem.

– Gdzie cię bił? – kontynuowałem, szukając maści na siniaki.

– Wszędzie. – odparł.

Gdy znalazłem w końcu szukaną maść, rozkazałem:

– Rozbierz się.

– Nie! – powiedział głośno.

Teraz jestem niemal pewien, że ukrywa przede mną rany, które sam sobie zrobił. Nawet jeżeli tak jest, to i tak mu nic z tego powodu nie zrobię.

ℭ𝔬𝔫𝔰𝔢𝔮𝔲𝔢𝔫𝔠𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔠𝔬𝔬𝔭𝔢𝔯𝔞𝔱𝔦𝔬𝔫 // 𝔡𝔯𝔞𝔯𝔯𝔶Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz