ℭ𝔥𝔞𝔭𝔱𝔢𝔯 𝔱𝔴𝔢𝔫𝔱𝔶 𝔰𝔦𝔵

360 22 0
                                    

Harry's POV

– Serio, dlaczego miałbym cię zostawić? – zapytałem, kładąc swoje dłonie na tych jego, które spoczywały na mojej talii.

– Może dlatego, że jestem złym człowiekiem?

– Dlaczego uważasz, że jesteś złym człowiekiem?

– Mam na myśli wadliwym.

Zrobiłem krok w jego stronę. Nadal czułem jego usta na tych swoich.

– I dlaczego uważasz, że jesteś wadliwym człowiekiem?

– Możesz przestać zadawać idiotyczne pytania!? – spojrzał na mnie.

– Przepraszam. Ja...

– Och, zamknij się. Nie zrobiłeś nic złego. To ja jestem jakiś dziwny.

– Myślę, że obaj jesteśmy dziwni.

Chcę jeszcze raz poczuć jego wargi na tych moich. Pragnę tego. Potrzebuję tego. Gdy mnie całował, czułem, że jestem na właściwym miejscu; że tak zawsze powinno być i że to, co robimy jest po prostu właściwe.

Czułem, że chce coś powiedzieć, ale zamiast tego po prostu zrobił krok w moją stronę i byliśmy wtedy tak blisko, że stykaliśmy się czołami. Ledwo powstrzymywałem się przed pocałowaniem go. Patrzył mi w oczy i ja też patrzyłem mu w oczy.

– Harry? – wyszeptał.

– Co? – odparłem także szeptem.

– Możemy kontynuować całowanie się później? Przepraszam, ale moje przedramię zaczyna o sobie przypominać.

– Uhm... Tak, oczywiście. Nie spodziewałem się tego.

Odsunął się ode mnie o krok ze słabym uśmiechem. Rzuciłem okiem na jego przedramię – wokół Mrocznego Znaku były czerwone linie, z których wypływała krew. Wbrew pozorom tej krwi nie było dużo, ale i tak taki widok pozostanie w mojej głowie na zawsze.

– A czego się spodziewałeś? – kontynuował.

– Tego, że mnie pocałujesz? Wiem, że to głupie!

– Nie uważam, że to głupie – oznajmił spokojnie.

– Nie? – zdziwiłem się.

– Nie, Harry. A teraz przepraszam, ale muszę zająć się ranami.

Odwróciłem się i otworzyłem jedną z szafek, po czym wyjąłem z niej apteczkę. Postawiłem apteczkę na blacie, otworzyłem ją i wygrzebałem z niej gazy i bandaże. Położyłem je na wierzchu w apteczce.

– Dzięki – mruknął.

Minął mnie i stanął przy zlewie w kuchni. Odkręcił kran i zabrał się za zmywanie krwi z przedramienia.

– Bardzo będzie ci przeszkadzało, jeżeli będę patrzył? – zapytałem.

– Nie, ale wolałbym, żebyś nie patrzył. Zawsze, gdy ktoś na mnie patrzy, jak coś robię, to zaraz zaczynają mi się trząść ręce i nic wtedy nie umiem zrobić.

– Też tak mam. Mogę ci pomóc z bandażami, jeżeli chcesz.

– Dzięki.

Zakręcił kran i podałem mu ręczniki papierowe. Delikatnie wytarł nimi przedramię, sycząc cicho co jakiś czas. Oddał mi papier, który za chwilę wyrzuciłem do kosza. Za ten czas on przyłożył gazy do ran. Wziąłem bandaż.

– Powiedz, jak będzie za mocno.

– Okej – odparł.

Zacząłem owijać jego przedramię. Zabrał swoją dłoń i po chwili skończyłem owijanie jego przedramienia. Włożyłem końcówkę bandaża pod spód.

ℭ𝔬𝔫𝔰𝔢𝔮𝔲𝔢𝔫𝔠𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔠𝔬𝔬𝔭𝔢𝔯𝔞𝔱𝔦𝔬𝔫 // 𝔡𝔯𝔞𝔯𝔯𝔶Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz