ℭ𝔥𝔞𝔭𝔱𝔢𝔯 𝔱𝔴𝔢𝔫𝔱𝔶 𝔱𝔥𝔯𝔢𝔢

301 22 0
                                    

Harry's POV

– Ma Pan coś jeszcze na obronę Dragona? – kontynuował chłodno minister.

– Tak. – odparłem – Draco bardzo żałuje tego, co zrobił pod przymusem ze strony własnego ojca.

– Co ma Pan na myśli?

– Nie może spać po nocach, bo ma koszmary.

– I skąd Pan to wie? – wciął się Naczelny Mag.

– Wiem to, bo Draco mi się z tego zwierzał i spał u mnie w domu, więc byłem przy nim, gdy miał koszmary.

– Same koszmary nie muszą oznaczać, że Draco żałuje tego, co zrobił. – kontynuował.

Spojrzałem pytająco na młodszego z blondynów. Kiwnął głową.

– Tak i dlatego Draco się samookalecza i wpadł w zaburzenia odżywiania. – powiedziałem pewnie, lekko pretensjonalnym tonem.

Po trybunach rozeszły się okrzyki zdziwienia, szoku i zmartwienia. Cała najważniejsza trójka siedząca za ławą na środku trybun wyglądała na mocno zszokowanych. Spojrzałem na Lucjusza – on sam był w szoku. Jak widać nie spodziewał się czegoś takiego po własnym synu, który przecież był tak bardzo poukładany.

Minister odchrząknął, zanim kontynuował:

– Coś jeszcze chce Pan dodać, Panie Potter?

– Tak. Draco bardzo mi pomógł, kiedy nikogo przy mnie nie było i jestem pewien, że nigdy nie chciał i przede wszystkim nie byłby w stanie kogokolwiek skrzywdzić z własnej, nieprzymuszonej woli. To wszystko.

Zrobiłem kilka kroków w tył, więc stałem około dwa jardy obok Draco. Patrzył na swoje uda i czułem, że jego serce wali. Był bledszy niż zwykle i wyglądał, jakby miał w każdej chwili zemdleć. Ja sam ledwo stałem na nogach. Cholerni dementorzy.

Minister i mężczyźni siedzący obok niego zaczęli szeptać między sobą. Na trybunach panowało swego rodzaju zamieszanie. Tak bardzo chciałem powiedzieć mężczyźnie, którego kocham, że wszystko będzie w porządku i złapać go za rękę, ale wiedziałem, że nie mogę, bo gdybym to zrobił, to Aurorzy by mnie zaraz stąd wyprowadzili.

– Kto jest za tym, żeby skazać Lucjusza Abraxasa Malfoya na dożywocie w Azkabanie? – zamieszanie przerwał donośny głos Kingsleya.

Spojrzałem na widownię. Mogłem źle widzieć, ale wszystkie ręce były w górze. W oczach Lucjusza było czyste przerażenie.

– Lucjusz Abraxas Malfoy zostaje skazany na dożywocie w Azkabanie za śmierciożerstwo, ludobójstwo ze szczególnym okrucieństwem, spiskowanie przeciw ministerstwu i znęcanie się nad nieletnimi!

Na widowni rozległ się szum. Shacklebolt ponownie uciszył tłum.

– Kto jest za tym, żeby skazać Dragona Lucjusza Malfoya na dożywocie w Azkabanie?

Minęła chwila, minęły wieki, podczas których myślałem, że umrę, ale ani jedna dłoń nie powędrowała w górę.

– Kto jest za tym, żeby skazać Dragona Lucjusza Malfoya na dziesięć lat w Azkabanie?

Jedna dłoń. JEDNA.

– Kto jest za tym, żeby skazać Dragona Lucjusza Malfoya na pięć lat w Azkabanie?

Kilka dłoni powędrowało w górę.

– Kto jest za uniewinnieniem Dragona Lucjusza Malfoya? – zapytał w końcu minister.

Większość, stanowcza większość dłoni powędrowała w górę. Oczy Draco były otwarte szeroko, zresztą moje pewnie też. Lucjusz obserwował sytuację zrezygnowany.

– Dragon Lucjusz Malfoy zostaje oczyszczony z zarzutów!

Nie mogłem w to uwierzyć. Myślałem, że umarłem i trafiłem do zaświatów, albo przynajmniej zemdlałem i to sen. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z szaleńczo walącego serca, trzęsących się dłoni i łez na policzkach.

Spojrzałem na Draco. Też płakał, ale nie mogłem stwierdzić, dlaczego. Po chwili podeszli do niego Aurorzy i zdjęli kajdanki z jego nadgarstków oraz kostek. Tuż po tym oddali mu jego różdżkę. Był wolny, był naprawdę wolny.

Podszedł do mnie i przylgnął do mnie całym ciałem. Jego dłonie znalazły się na moich plecach, a jego podbródek na moim ramieniu. Odwzajemniłem gest. Ścisnął mnie mocno, biorąc głęboki wdech. Myślę, że obaj nie mogliśmy uwierzyć w to, jakie szczęście wtedy mieliśmy.

Odsunął się ode mnie w momencie, kiedy mijali nas Aurorzy, którzy prowadzili przed sobą skutego Lucjusza. Ojciec Draco nawet na nas nie spojrzał. Możliwe, że dlatego, że wiedział, że to, co powiedziałem, jest prawdą.

Draco śledził ojca wzrokiem, aż Lucjusz przeszedł przez drzwi.

– Wszystko w porządku? – zapytałem, bo blondyn wydawał się, jakby czegoś żałował.

– Tak, to przez dementorów. Chodźmy stąd, bo ledwo stoję. – wyrwał się z transu.

Złapał mnie za dłoń i spojrzał na mnie pytająco. Na szczęście panowało takie zamieszanie, że pewnie i tak nikt nie zauważył naszych dłoni.

– Wolałbym nie, bo ktoś może zauważyć, a myślę, że wystarczy nam zmieszania, jak na jeden dzień. W domu będziesz mnie mógł dotykać.

– Okej, rozumiem. – mruknął.

– Lubię, jak mnie dotykasz, ale na razie wolałbym nie robić tego publicznie. Po prostu... Obaj jesteśmy mężczyznami i wiesz, jak ludzie na to patrzą.

– Harry, rozumiem. – powiedział stanowczo i spokojnie.

Puścił moją dłoń i ruszyliśmy do wyjścia. Położyłem swoją dłoń na jego ramieniu, ale ktoś na mnie wpadł, więc skończyło się na tym, że oplotłem go ramieniem wokół szyi. Wolę go trzymać, bo mimo, że tyle osób nam uwierzyło, to wciąż są ci, którzy nam nie wierzą i mogą próbować zranić Malfoya.

Ledwo staliśmy na nogach i czułem, że zaraz mogę stracić przytomność, ale byłem szczęśliwy. Byłem szczęśliwy, bo mężczyzna, którego kocham, jest w końcu wolnym człowiekiem. Spojrzałem na niego, nadal idąc. Na jego twarzy widniał mały, słaby uśmiech.

Korytarz był bardzo zatłoczony i bardzo głośny. Nie dziwię się, bo to jedna z najważniejszych rozpraw w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Na pewno będą o nas pisać w Proroku i innych gazetach.

Przeciskaliśmy się między ludźmi i reporterzy próbowali nas zagadywać, ale ignorowaliśmy ich wszystkich. Było tam zdecydowanie za dużo ludzi i miałem wrażenie, że w każdej chwili dostanę ataku paniki. Bywa, jak się nie wychodziło z domu przez pół roku.

W końcu weszliśmy do windy, w której było jeszcze ciaśniej. Musiałem zdjąć swoje ramię z ramienia Draco, ale za to złapałem go za dłoń.

– Rozmyśliłeś się? – zapytał.

– Tak. – odparłem.

Wyszliśmy z windy i przeszliśmy przez główny hol do wyjścia. Oślepiały nas flesze aparatów i cały czas ktoś krzyczał nasze nazwiska, ale tylko zacisnąłem zęby i przyspieszyłem kroku, mocniej ściskając dłoń mężczyzny.

W końcu wyszliśmy na ulicę i nie czułem już, jakbym miał w każdej chwili zemdleć. Draco aportował nas przed Grimmauld Place. Nie mogliśmy sobie pozwolić na spacer, bo ktoś mógłby nas śledzić.

ℭ𝔬𝔫𝔰𝔢𝔮𝔲𝔢𝔫𝔠𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔠𝔬𝔬𝔭𝔢𝔯𝔞𝔱𝔦𝔬𝔫 // 𝔡𝔯𝔞𝔯𝔯𝔶Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz