ℭ𝔥𝔞𝔭𝔱𝔢𝔯 𝔣𝔦𝔳𝔢

643 32 1
                                    

Draco's POV

Zdecydowałem, że go poszukam w razie, gdyby potrzebował mojej pomocy i na wypadek, gdyby dostał ataku paniki i żeby sobie nic nie zrobił.

Nie miałem zbyt wielkiego wyboru, więc wszedłem po schodach na górę. Z końca korytarza usłyszałem, że klnie za zamkniętymi drzwiami. Chyba nie powinienem tam iść, ale z drugiej strony chcę dopilnować, żeby nic sobie nie zrobił.

– Potter? – zapukałem w ciemne drzwi.

– Zaraz przyjdę. – mruknął.

– Wszystko w porządku? – powtórzyłem pytanie.

– Nie. Nic nie jest, kurwa, w porządku.

– Mogę Ci jakoś pomóc?

– A chcesz mi pomóc?

– Tak, chcę.

Otworzył drzwi powoli. Wszedłem do środka.

– Możesz mnie przytulić? – zapytał.

Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym otworzyłem ramiona, dając mu znak, że może się przytulić.

– Wyżyj się na mnie. – oznajmiłem.

Wtulił twarz w moją szyję i przytulił mnie bardzo mocno. Ledwo mogłem oddychać, ale nie narzekałem. Podobało mi się to.

Zrobiło mi się gorąco, a serce poczułem w gardle. Motylki w brzuchu tylko przybrały na sile. Myślałem, że rozpłynę się pod jego dotykiem.

Po kilku sekundach puścił mnie i odsunął się o krok. Natychmiast poczułem pustkę i chłód. Chciałem poczuć ciepło jego ciała jeszcze raz.

– Dzięki. – mruknął, pociągając nosem.

– Nie ma za co. – uśmiechnąłem się słabo.

– Uhm... Chcesz coś do picia? Jedzenie akurat się skończyło, ale Hermiona ma jutro coś przynieść.

– Myślę, że szklanka wody przyda się i mi, i Tobie, Potter.

– Też tak sądzę. – przytaknął.

Parę minut później z powrotem siedzieliśmy obok siebie na kanapie, popijając w milczeniu wodę ze szklanek.

– Więc? – zaczął – Wyjaśnisz mi, co się dzieje?

– Nie wiem, czy jesteś na to gotowy, ale jak chcesz wiedzieć...

– Chcę wiedzieć. – wciął się.

Westchnąłem ciężko.

– Od czego mam zacząć? – zapytałem.

– Może od wyjaśnienia mi, dlaczego możesz umrzeć, bo nieźle mnie tym wystraszyłeś.

– Za jakiś miesiąc mam rozprawę w Wizengamocie i póki co, to każdy chce mojej śmierci, więc sam możesz wywnioskować, że taki też pewnie dostanę wyrok. Mam na myśli pocałunek dementora i dożywocie w Azkabanie.

Zakrył dłonią usta w szoku.

– I dlatego potrzebuję Twojej pomocy. – dodałem.

– No dobrze. – mruknął po dłuższej chwili, ale dodał żywiej – Postaram się Ci pomóc.

Myślałem, że wstanę, przytulę go i zacznę krzyczeć z radości.

– Malfoy? Wszystko w porządku? Tak dziwnie się uśmiechasz i... – zaczął lekko wystraszonym głosem.

– Przepraszam. Po prostu... Nie wiem, co mam powiedzieć, bo...

– Bo? – zapytał.

– Nikt mi nigdy nie pomagał. Zawsze, gdy coś się działo, to ojciec stał po stronie, która była przeciw mnie. Utrudniał mi tylko życie i zresztą nadal to robi. – prychnąłem.

– A matka? Nie pomaga Ci?

– Och... Czyli nie czytasz prasy?

– A powinienem? – wystraszył się lekko.

– Czyli nie wiesz, że dwa tygodnie temu moja matka popełniła samobójstwo. Nieco ponad tydzień temu był pogrzeb.

– Przykro mi. – mruknął – Wiedziałeś, że uratowała mi życie?

– Tak. Powiedziała mi o tym dzień przed próbą.

Nagle łzy zaczęły wypływać z moich oczu. Zaraz potem był przy mnie, a jego ramiona owinęły się wokół moich żeber. To doprowadziło do tego, że wpadłem we łzy jeszcze bardziej.

ℭ𝔬𝔫𝔰𝔢𝔮𝔲𝔢𝔫𝔠𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔠𝔬𝔬𝔭𝔢𝔯𝔞𝔱𝔦𝔬𝔫 // 𝔡𝔯𝔞𝔯𝔯𝔶Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz