ℭ𝔥𝔞𝔭𝔱𝔢𝔯 𝔱𝔴𝔢𝔫𝔱𝔶

317 20 3
                                    

Draco's POV

Rano obudziłem się przed budzikiem i z ulgą stwierdziłem, że jest przed ósmą. Zszedłem na dół. Starałem się być cicho, ale ze względu na starość tego domu, schody i tak skrzypiały. Szczerze? Myślałem, że tylko ja wstałem, ale w kuchni zastałem „przyjaciół" Harry'ego.

– Dzień, bo nie powiem, że dobry. – zacząłem, włączając kuchenkę, na której stał czajnik z wodą.

– Nie musisz być taki niemiły z rana. – mruknęła obrażona Granger.

– Ale będę, bo inaczej nie umiem, kiedy... A zresztą nieważne.

– Kiedy? – wciął się Weasley z buzią pełną bekonu.

– Kiedy dzisiaj mogę zginąć. – odparłem na pozór spokojnie, patrząc na nich.

Cofnąłem się w najdalszy kąt kuchni. Stanąłem tam w rogu i oparłem się o blat, zaplatając ręce na piersi.

– Przepraszam? – zapytała dziewczyna w szoku.

– Dlaczego was to w ogóle obchodzi? Przecież jestem waszym wrogiem i powinna was cieszyć moja śmierć. – prychnąłem i dodałem spokojniej – Ale nie mówcie Harry'emu. Nie chcę, żeby płakał.

– Interesuje nas to, bo mimo, że jesteś naszym wrogiem, to jesteś też przyjacielem Harry'ego. Jeżeli to ma na niego wpłynąć, to musimy o tym wiedzieć.

Prychnąłem. Mieli mnie gdzieś, a nagle zaczęli się mną interesować. To takie niedojrzałe. Ale może naprawdę chcą dobrze dla Potter'a?

– Nie musicie. Zresztą – kontynuowałem, zalewając kawę – dlaczego ktokolwiek miałby się o mnie martwić?

– Bo jesteś człowiekiem?

– Nie, ja nie jestem człowiekiem. Jestem potworem – mam krew na rękach. Ale zostałem do tego zmuszony, co chyba niewiele zmienia. Wątpię, by Wizegamot mi uwierzył.

– A co to ma ze sobą wspólnego? – odezwał się rudzielec.

– Co masz na myśli?

– Harry, Wizengamot i twoja śmierć?

– Naprawdę nie łączysz faktów? – zapytałem z ironią.

Napiłem się kawy, ale moment później wyplułem ją z powrotem do filiżanki, bo nie byłem w stanie jej przełknąć.

– Ja chyba wiem. – zaczęła po dłuższej chwili dziewczyna – ale potrzebuję się upewnić. Ale po co ci Harry? Jeżeli coś mu się stanie...

– Prędzej mi niż jemu. Dopilnuję, by nic mu się nie stało, dopóki żyję.

– Martwimy się o niego. Bardzo się zmienił, podczas gdy ja i Ron byliśmy w Australii.

– Ja też się o niego martwię. – mruknąłem.

– Ciągle coś przed nami ukrywacie.

– To bardzo delikatne sprawy, jak wam Potter wczoraj powiedział.

– Naprawdę ojciec cię bije i się tniesz? – zapytał rudzielec.

– Ron! – oburzyła się.

– Tak, naprawdę. – odpowiedziałem na jego pytanie.

Filiżanka z kawą parzyła mnie w dłonie, ale mimo to nie chciałem jej odstawić.

– Zresztą, to nie był pierwszy raz. Nawet nie zamierzam ratować mu tyłka.

– A Harry? – kontynuowała.

– Co z nim? – zapytałem.

– Jakie delikatne sprawy on ma?

ℭ𝔬𝔫𝔰𝔢𝔮𝔲𝔢𝔫𝔠𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔠𝔬𝔬𝔭𝔢𝔯𝔞𝔱𝔦𝔬𝔫 // 𝔡𝔯𝔞𝔯𝔯𝔶Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz