11

615 66 22
                                    

San i jego drużyna szli jak burza przez wszystkie mecze, a sam ich trener z dumą przyznał, że są w szczytowej formie. Nie było opcji, by nie wygrali turnieju. Może jedynym problemem będzie dla nich sytuacja, kiedy to będą musieli zmierzyć się z drużyną Wooyounga, ale nawet w tym przypadku wierzyli w swoje zwycięstwo.

Nikt nie wątpił, że właśnie tak potoczą się sprawy, choć wszystkie drużyny biorące udział w turnieju dawały z siebie wszystko, by dojść jak najdalej. Niestety nie bez powodu ich drużyna od lat miała miano mistrzów.

W przeciwieństwie do nich, drużyna Wooyounga napotykała wiele trudności podczas meczów i mimo że udało im się zwycięsko przebrnąć przez większość etapów, za każdym razem coś szło nie tak. Wooyoung czuł, że jako kapitan powinien jakoś zaradzić temu problemowi, ale naprawdę nie wiedział jak. Sam uważał siebie za największy problem w drużynie. Odpływał myślami, nie skupiał się, psuł zagrywki. To wszystko o mało nie spowodowało, że odpadli gdzieś na samym początku. Wiedział jednak, że muszą się wziąć w garść przed finałem, inaczej nici ze stypendium. Drużyna Sana była silna, ale wierzył, że mogą dać im radę.

Ciężko trenowali, spotykali się częściej niż zwykle. Wierzyli, że w ten sposób uda im się wyrobić lepszą formę na finał.

San natomiast podchodził do tego z luźniejszym nastawieniem. Owszem, nie opuszczał treningów i dawał z siebie wszystko, ale w międzyczasie spotykał się z Eunji, która była dla niego w pewnym sensie rozrywką. Nawet jeśli nie czuł do niej nic głębszego, był zadowolony, że ma coś, czym może się zająć w wolnym czasie. A dziewczyna z kolei wcale nie była brzydka i nawet przyjemnie spędzało się z nią czas.

Finały miały się odbyć w następnym tygodniu, kiedy wszystkie pojedynki będą już rozstrzygnięte. Wszyscy wiedzieli już, kto zawalczy o pierwsze miejsce, ale na pewno nikt nie chciał przegapić tego pojedynku. Sam Wooyoung widział w tym szansę. Mimo że nigdy nie postrzegał Sana jako kogoś, kogo mógłby nienawidzić tylko za to, że jest lepszy, teraz czuł potrzebę, by znaleźć odpowiedź na pytanie.

Kto jest lepszy?

回回回

Wooyoung czuł ogromną presję.

Wiedział, że może polegać na chłopakach z drużyny i mieli duże szanse na zwycięstwo w finale. Mimo wszystko bał się, że w przypadku porażki, zawiodą się na nim jako kapitanie. W końcu obiecywał im, że poprowadzi drużynę do zwycięstwa i nawet jeśli nie miał zbyt wielkiego wpływu na to, jak potoczą się rozgrywki, będzie czuł się winny, jeśli przegrają.

Wszystko powoli go przytłaczało, miał za dużo na głowie, za dużo próbował połączyć, zachowując przy tym pozory, że radzi sobie doskonale. Samo życie powoli go przerastało. Z jednej strony byli przyjaciele, których kochał i cenił, a z drugiej ojciec, którego nienawidził z całego serca, ale nie mógł się od niego uwolnić. Prawdopodobnie gdyby nie drużyna, już dawno by się poddał. To oni dali mu nadzieję na lepszą przyszłość.

Bo prawda była taka, że Wooyoung nie chciał kontynuować kariery siatkarskiej z pasji, nawet jeśli lubił grę i sprawiało mu to przyjemność. Głównym powodem była jego przyszłość, w której nie chciał widzieć ojca. Stawiając na sport, mógł zapewnić sobie dobre studia i może jakąś karierę. Wiadomo, nie mógł być pewien sukcesu. Ale dla niego liczyło się tylko to, by pozbyć się ojca ze swojej codzienności.

Coraz częściej spędzał wieczory poza domem. Nie zawsze było to z przyjaciółmi, nie chciał dać im tak prostej wskazówki, że nie chcę być w domu. Dlatego często wędrował do parku niedaleko, siadał na ławce i pogrążał się we własnych myślach. Nie raz doprowadzał się do łez, tylko po to, by na następny dzień czuć się lepiej. Tak według niego było najprościej. Mógł wyrzucić z siebie wszystko w samotności, nie zdradzając nic przyjaciołom.

Tym razem jego wizyta w parku trwała już nieco ponad dwie i pół godziny. Siedział na ławce, wpatrzony w taflę wody odbijającą wieczorne niebo, które stawało się coraz ciemniejsze, a gdzieniegdzie można było dostrzec świecące punkty. Popijał przy tym najtańsze napoje, wśród których miał swoich ulubieńców, których się trzymał. Na przykład wszelkiego rodzaju mrożone kawy, które co prawda nie były tak dobre jak te w kawiarniach, ale odpowiadały jego kubkom smakowym.

Zazwyczaj siedział zupełnie sam. Nie chciał, by ktoś słuchał jego zażaleń i widział jego łzy. Jego przyjaciele uważali go za silnego i takim chciał dla nich pozostać. Dziś jednak kątem oka zobaczył postać siadającą na brzegu ławki. Spojrzał niezbyt dyskretnie w tę stronę, a wtedy z prędkością światła odwrócił wzrok i otarł wilgotne od łez policzki.

- Ostatnio zbyt często na siebie wpadamy. - odezwał się pierwszy San. - Jak przeznaczenie, hm?

- O czym ty znowu mówisz? - westchnął.

- Z racji, że jesteś moim rywalem, nie będę się wtrącał w twoje życie. Szczerze, nawet mnie ono nie interesuje. Ale jeśli potrzebujesz się wygadać, nie szkodzi mi posłuchać.

- Czemu miałbym się zwierzać komuś takiemu jak ty? - oburzył się Wooyoung.

- Auć. - westchnął teatralnie starszy. - Nie to nie. To była tylko propozycja.

Następnie kontynuował zwyczajne siedzenie obok, nawet nie spoglądając w jego stronę, a jedynie wpatrując się w rzekę, tak jak do tej pory Wooyoung. Po chwili wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, najwyraźniej nie przejmując się w ogóle siedzącym obok chłopakiem.

- Nie lubię, gdy ktoś pali w moim towarzystwie. - powiedział niezadowolony.

- Więc zapal ze mną. - San wzruszył ramionami, jakby to była oczywista rzecz.

- Nie palę.

- Raz na jakiś czas nie zaszkodzi. Może będzie ci lepiej.

- Ta, o wiele lepiej się poczuję, gdy dostanę raka płuc i umrę. To z pewnością rozwiąże wszystkie problemy, masz rację. - mruknął ze złością. San szczerze nie spodziewał się usłyszeć takich słów. Czy Wooyoung mówił na poważnie? - Chrzanić to. - sięgnął po wyciągnięte w jego stronę opakowanie i wyciągnął jednego papierosa.

San prychnął cicho rozbawiony, a następne użyczył mu swojej zapalniczki, z góry zakładając, że młodszy nie ma żadnej przy sobie.

Siedzieli tak przez chwilę w absolutnej ciszy, na dwóch końcach ławki, jakby bliższa odległość miała sprawić, że czymś się od siebie zarażą.

- Naprawdę chciałbyś umrzeć? - spytał nagle San. Wooyoung odwrócił wzrok w jego stronę nieco zaskoczony.

- Nie. - powiedział po chwili zastanowienia i wyrzucił papierosa do kosza obok, uprzednio go gasząc. - To było pod wpływem emocji.

San przytaknął krótko, nie pytając już o nic więcej. Nawet gdyby zaczął pytać o sytuację Wooyounga, zapewne nic by się nie dowiedział. Nie byli nawet przyjaciółmi, co więcej, byli wrogami. Dlatego San nie powinien nawet czuć potrzeby, by rozmawiać z rywalem.

- Będę się zbierał. - wstał po paru minutach. - Nie siedź za długo, bo cię zawieje. A ja chcę wygrać sprawiedliwie.

- Kto powiedział, że wygrasz? - prychnął Jung.

- Może i jesteście dobrzy, ale do nas wam sporo brakuje.

- Już kilka razy was pokonaliśmy.

- To były potknięcia. Jesteśmy teraz w szczytowej formie, więc nie macie z nami szans. Możesz się już pogodzić z porażką.

- Akurat. - zdenerwowany Wooyoung podniósł się z miejsca i zrównał twarzą w twarz z Sanem. - Raz na zawsze zdejmę ci ten uśmieszek z twarzy. Może po takiej porażce zaczniesz cenić innych, zamiast dbać tylko o siebie.

- Co proszę? - San zdziwił się jego komentarzem.

- Mniejsza. Widzimy się w poniedziałek. Mam nadzieję, że nie stchórzysz. - powiedział na odchodne, nie dając Sanowi nawet okazji, by się odwdzięczyć jakimś niemiłym komentarzem.

Wszystko okaże się w dniu finału, na który oboje byli gotowi i zmotywowani.

Young & Dumb • Woosan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz