13

598 63 19
                                    

Wooyoung siedział w szatni, patrząc obojętnie na swoją nogę obłożoną lodem. Już nawet nie myślał o bólu, było mu przykro, bo nie skończył meczu i prawdopodobnie skazał jego drużynę na porażkę. Nie chodziło o to, że bez niego nie mieli szans. Zapewne nie dadzą rady grać i nie przejmować się jego stanem. Nawet nie wiedział, jak mógłby ich przeprosić...

Trener siedział z nim tylko chwilę, gdyż musiał wracać na halę, ale z tego, co mówiła pielęgniarka, było to niegroźne zwichnięcie. Tak czy siak będzie musiał odpuścić grę na jakiś czas. Na ten moment wszystko było mu jedno, ale... Spędzenie w domu tyle czasu z ojcem było jak kara z niebios. Dopiero co był przeziębiony, nie wiedział, czy zniesie kolejne dni w jednej przestrzeni z mężczyzną.

Siedząc w samotności stracił rachubę czasu. Usłyszał tylko krzyki dobiegające z hali, a niedługo później pospieszne kroki na korytarzu. W jego sercu odżyła nadzieja, że może jednak udało im się odnieść dziś zwycięstwo. Spojrzał w kierunku drzwi do szatni, które otworzyły się za moment ukazując twarze jego przyjaciół. Ci uśmiechnęli się szeroko widząc go i od razu podeszli, by zapytać jak się czuje. Wooyoung był nieco zmieszany widząc ulgę na ich twarzach. Czyżby wygrali?

- Na pewno wszystko w porządku? - upewnił się Yeonjun. - Co powiedziała pielęgniarka?

- Stwierdziła, że to niegroźne zwichnięcie. Pan Lee podjedzie ze mną do szpitala.

- Biedaczek... - Yeosang usiadł obok niego i objął go czule. - Nie musisz czuć się winny, to nie twoja wina, że tak się stało.

- Ale... Jak wynik meczu?

- Przegraliśmy. Ale to nic takiego. Ważne, że tobie nic nie jest.

- Przepraszam was...

- Mówiłem już, że nie masz za co, Woo. Kontuzje się zdarzają.

- Ale przeze mnie przegraliśmy turniej...

- Chrzanić to. Bardziej niż o wynik, martwiliśmy się o ciebie.

Wooyoung poczuł łzy pod powiekami po usłyszeniu tych słów. Nie chciał pokazać się w ten sposób przyjaciołom, więc spuścił głowę, zasłaniając twarz rękoma. To było takie zawstydzające.

- Hej, Woo, nie płacz. - Yeosang pochylił się nad przyjacielem. W jego ślady poszła cała drużyna, która była wdzięczna kapitanowi za wszystko, co dla nich zrobił.

- Dziękuję wam. - powiedział cicho, próbując jakoś pozbyć się łez, które ciągle płynęły w dół jego twarzy.

- To my tobie dziękujemy, Wooyoung. - powiedział Yeonjun przykucając przy nim. - Jesteś świetnym kapitanem. I zasłużyłeś na odpoczynek.

Nie potrafił wydusić z siebie nic więcej, więc po prostu uśmiechnął się, dalej nie potrafiąc pozbyć się rozdzierającego go smutku. Naprawdę cieszył się, że ma takich przyjaciół w swoim życiu.

Po jakimś czasie wszyscy byli już spakowani i gotowi do drogi, tylko jeden Wooyoung siedział jeszcze w szatni, czekając na trenera. Zamiast tego jednak, wcześniej usłyszał ciche pukanie, a chwilę później do środka zaglądnął nikt inny jak San.

Choi San, którego Wooyoung ostatniego się tu spodziewał. Chłopak jak gdyby nic podszedł do niego widząc, że siedzi sam i wyciągnął w jego stronę dłoń.

- Nie podziękowaliśmy sobie za mecz.

回回回

Tak jak przewidziała to pielęgniarka, kontuzja nie była zbyt groźna, ale mimo wszystko Wooyoung musiał zrezygnować ze sportu na jakiś czas. To sprawiało, że chłopak czuł, jakby cały świat nagle obrócił się przeciwko niemu. Zawiódł swoją drużynę, nie dostanie stypendium, a jego jedyna odskocznia od codziennego życia musiała na jakiś czas poczekać, co jednoznaczne było z siedzeniem w domu razem z ojcem. Nie wiedział, czy to przeżyje.

Kolejną porażką było poniżenie, jakie czuł, kiedy San do niego przyszedł. Wooyoung normalnie uznałby, że to miło z jego strony, że o nim pamięta, ale wiedział, co tak naprawdę siedziało w jego głowie. Mimo że na zewnątrz tego nie pokazywał, w środku wyśmiewał go jak nigdy dotąd. Wooyoung nie mógł się nabrać na tę jego sztuczną sympatię i współczucie. Co prawda nic nie powiedział, czego też Jung nie oczekiwał, ale zachowywał się, jakby naprawdę było mu przykro przez to, co się stało. To powodowało, że Wooyoung miał mieszane uczucia, ale patrząc wstecz, nie liczył na nic więcej od Sana. W końcu go nienawidził. Kto współczuł by swojemu wrogowi, kiedy dzięki temu odniósł zwycięstwo?

Po dotarciu do domu odetchnął z ulgą, gdy nie zastał tam ojca. Podziękował trenerowi za opiekę i obiecał, że będzie się oszczędzał przez następne dni. Zresztą, jego przyjaciele również zadeklarowali, że będą go codziennie odwiedzać. Wciąż nie mógł uwierzyć jakie szczęście go spotkało, że ma ich w swoim życiu. Gdyby nie oni, już dawno by się poddał.

Przeleżał ponad dwie godziny gapiąc się w sufit, nie mając za bardzo jak za nic się zabrać. Co prawda jego noga już nie bolała, ale wiedział, że to się zmieni, kiedy tylko postanowi się podnieść. Dlatego zmarnował cały ten czas przeglądając głupie filmiki na telefonie i słuchając muzyki. Nie chciał zawracać głowy nikomu ze znajomych, wolał, żeby trochę ochłonęli po dzisiejszym meczu. Czuł się jak ciężar, który siedzi z tyłu głowy i nie pozwala się na niczym skupić.

Późnym wieczorem do domu wrócił jego ojciec. Od razu skierował się do jego pokoju, co utwierdziło Wooyounga w przekonaniu, że już wie o jego kontuzji. Po cichym pukaniu, drzwi uchyliły się, a mężczyzna zaglądnął do środka.

- Słyszałem, że miałeś wypadek. - powiedział od razu, opierając się o framugę drzwi, a Wooyoung odwrócił speszony wzrok. - Potrzebujesz czegoś?

- Spokoju. - odpowiedział od razu, choć nie było to do końca zgodne z prawdą. Był pod wrażeniem, że ojciec wyszedł z taką inicjatywą.

- Jadłeś coś? - zapytał, co młodszy zignorował. - Dobra, nieważne. Przyniosę ci cokolwiek.

Wooyoung był zły. Przez takie momenty naprawdę wierzył, że mogą być normalną rodziną. A nie chciał pogrążać się w złudnych nadziejach tylko po to, żeby się potem rozczarować. Już pogodził się z tym, że ojciec nie kocha go tak, jak każdy inny kochał by swoje dziecko. Nawet jeśli dla dziesięcioletniego dziecka było to okrutną prawdą, nie mógł przed nią uciec.

Jego powieki zrobiły się dziwnie ciężkie, kiedy odpływał we wspomnieniach z czasów, gdy żyła jeszcze jego matka. Na samą myśl w jego sercu coś boleśnie kłuło dając znać o pustce, jaką pozostawiła po sobie kobieta. Nawet tak wspaniałe grono przyjaciół nie było w stanie jej zapełnić.

Powoli zasypiał, zapominając o dzisiejszym dniu. Nie był już nastolatkiem, który nie dogaduje się z ojcem i ukrywa wszystko przed przyjaciółmi. Znów był dzieckiem, które z entuzjazmem opowiada swojej rodzicielce o całym dniu w szkole i nawet nie myśli o tym, jak to jest nie mieć matki. Któż by myślał w tym wieku?

Przez sen, na jego twarzy uformował się delikatny uśmiech, kiedy wyobrażał sobie, że otulająca go miękka pościel, to ramiona jego mamy, która mówi mu, że jest z niego dumna i zawsze będzie go wspierać.

Young & Dumb • Woosan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz