- Szybciej!- krzyknął Lucas do kierującego autem Jonathana.- Siedzi nam na ogonie!
- I dobrze.- powiedziała Nancy.- Odciągamy go od reszty.
Nagle przez krótkofalówkę zabrzmiał chłopięcy, drżący głos, śpiewający piosenkę z filmu. Wszyscy spojrzeli na siebie zdezorientowani. Dustin. Po chwili do jego głosu dołączył też dziewczęcy, najprawdopodobniej głos jego Suzie. Will i Lucas obejrzeli się na siedzących za nimi nastolatkami, którzy tylko otworzyli szerzej oczy nie wierząc w zepsutą powagę sytuacji.
- Nie wierzę, że to powiem, ale błagam, oddajcie nam Demo-psy.- powiedziała Lou, a Steve sztuchnął ją butem o stopę.
- Ten wielki pająk zawraca.- stwierdził i na te słowa nie tylko rudowłosa się obejrzała, bo i wszyscy siedzący przed nimi przenieśli tam wzrok.
- Zawracaj!- krzyknęła nagle Nancy, a Jonathan prędko zwrócił samochód, jadąc za śladem stwora.
- Cholera...Max.- spojrzała w oczy chłopaka Lou.
Momentalnie poczuła ścisk w żołądku na myśl, że jej siostra, Nastka i Will zostali sam na sam z Billym oraz tą bestią. Gdy tylko dojechali, Lou już chciała rzucić się biegiem w stronę otoczonych nastolatków, jednak Steve prędko ją zatrzymać. Pociągnął ją w stronę klatki schodowej na boku galerii, a następnie zawołał do reszty.
- Na piętro!- zwrócił się do chłopców.- I bierzcie te głupie fajerwerki!
Will i Lucas zabrali więc z bagażnika Nancy pozorną broń i po wejściu na wyższe piętro, zaczęli opalać je i rzucać w bestie. Nancy i Jonathan również do nich dołączyli, obserwując zaistniałą sytuację poziom niżej. W środku centrum stał potwór, a Nastka leżała osłabiona na podłodze tuż obok nogi Billy'ego. Lou prędko dostrzegła niedaleko stających od nich Mike'a i Max. Nagle poczuła, że ktoś na nią patrzy. Rozejrzała się więc, aż dostrzegła czujne i w pewnym stopniu niewinne wciąż oczy Billy'ego. Lou nie mogła odwrócić od niego wzroku, dostrzegając iskrę dawnego przyrodniego brata.
Billy nagle zasłonił Nastke ciałem. Wszyscy zamarli, a Lou wstrzymała oddech. Potwór zaczął wbijać się w ciało chłopaka, który krzyczał z bólu.
- Billy!- krzyknęła Max, gdy stwór zadał ostateczny cios.
Potem potwór zniknął, widocznie przez skutek działań Hoppera i pani Byers, a Billy upadł zakrwawiony na podłogę. Max rzuciła się ku niemu, a Louisa poszła za nią, biegnąc w otumanieniu po schodach. Młodsza rudowłosa kucnęła przy przyrodnim bracie, zalewając się łzami, nim jescse Lou zdążyła do niej dotrzeć.
- Billy, obudź się. Billy?- mówiła, a Lou klęknęła przy siostrze, by ją objąć.
Spojrzała w oczy brata, który był już martwy. Obok Max usiadła Nastka, próbując ją pocieszyć. Z kolei rudowłosa tuliła siostre ze łzami w oczach.
- Przepraszam.- szepnęła prawie bezgłośnie do tego, który i tak już usłyszeć jej nie mógł.
Z górnego piętra zbiegli pozostali przyjaciele, w tym Steve, który stanął niedaleko sióstr. Patrzył na Billego, a potem na Lou. Nie płakała, nie krzyczała jak Max. Tylko tam klęczała, obserwując nieobecne oczy Billego.
Wtedy do centrum handlowego weszło wojsko, a dzieciaki i nastolatkowie zostali przekierowani na zewnątrz. W końcu zajęli się nimi ratownicy medyczni wezwany na miejsce. Opatrzyli twarz Steve'a i narzucili na będącą w szoku Lou koc termiczny, by ją ogrzać. Również ślad po jej oderwanym paznokciu opatrzyli, próbując wypytać, co zaszło. Lecz ona nie mogła nic powiedzieć. Nie wiedziała jak to wytłumaczyć, a jednocześnie sama była na etapie układania sobie tego, co zaszło w głowie.
Będąc przy chłopaku na tyle karetki, obserwowała młodszą siostrę, którą pocieszali przyjaciele.
- Przykro mi.- powiedział w końcu Steve, a Lou pokręciła głową ze smutkiem.
- Nienawidziłam go. Chciałam, żeby wpadł tą oldschoolowa bryką do rowu.- mówiła z wyraźnym wyrzutem sumienia.- A on...nas uratował. Nie chciał taki być. Wiedziałam jak ojciec go traktuje, jak...jak go niszczy. Ale ja obwiniałam Billy'ego za zniszczenie mojej rodziny, więc ani razu nie wstawiłam się za nim. A teraz nawet nie mogę powiedzieć jego ojcu jak zginął.
Gdy to powiedziała, schowała twarz w dłoniach, chowając się przy tym pod kocem. Steve patrzył na nią w milczeniu. Chciał coś powiedzieć, ale nie był pewien, co powinien.
- Miałaś prawo go nienawidzić, bo był dupkiem. Ale masz takie samo prawo, by teraz go opłakiwać. Był twoim bratem. Nie ważne, że przyrodnim, nie ważne, że się kłóciliście. Z Max pewnie też wiele razy się kłóciłaś. Tak wygląda relacja z rodzeństwem. Nie musisz mówić ojczymowi jak zginął. To i tak nie przywróci mu życia. Ważne, że będziemy o nim pamiętać.
Lou spojrzała na chłopaka w milczeniu z nieodgadnioną przez niego miną. Potarł ręce, wyczekując czegokolwiek z jej strony. Z pewnością w tamtej chwili nie spodziewał się tego, co usłyszał.
- To co zrobiłeś w centrum handlowym...- powiedziała, zmieniając nieoczekiwanie temat.- Podobało mi się.- przyznała, a gdy zmarszczył brwi, wzruszyła ramionami.
- Serio?- upewnił się zdziwiony.
- Dobrze całujesz.- przyznała, a Steve uśmiechnął się ku niej.- I...chciałam, żebyś to zrobił. Od...pewnego czasu.
- Naprawdę? No cóż, trochę mi zeszło.
- Fakt.- zaśmiała się cicho.
- Mi też się podobało. Choć oboje jesteśmy zarzygani i we krwi.
- Jezu...- rzuciła, z westchnieniem, a następnie oboje się zaśmiali.- Teraz jesteśmy oboje bez pracy.
- Tia. My i Robin.- doprecyzował, po czym wpadł na pomysł.- Może... znajdziemy coś wspólnie.
- Na przykład co?- spytała, a ten wciągnął powietrze w zamyśleniu.
- Nie mam zielonego pojęcia.
Zaśmiali się, a dziewczyna założyła nerwowo włosy za ucho. Steve przyjrzał się temu gestowi, który bardzo mu się spodobał. Uśmiechnął się więc, spuszczając wzrok na ręce.
Wtedy postanowił, że nie da wypuścić jej z rąk.
Heeeeej
Rozdział słodko - gorzki. Kolejne również takie będą, bo choć ta dwójka będzie się rozkręcać, życie Lou będzie dążyć ku upadkowi
CZYTASZ
You're an idiot | Steve Harrington
Fanfiction- Słyszałaś kiedyś o przeklętych miastach? - Co? - No wiesz...nieszczęśliwe wypadki, przypadkowe morderstwa, znikający ludzie... Dziewczyna zniecierpliwiona westchnęła, a ten od razu zmienił tok rozmowy. - Niedaleko stąd jest laboratorium, gdzie rob...