53. O nadziei...

164 12 0
                                    

Otworzyła oczy, nie pamiętając gdzie jest i dlaczego. Dopiero po chwili dotarła do niej ostatnia doba. Podniosła się prędko ze szpitalnego łóżka, zrywając tym samym wenflon z kroplówką przyczepiony do ręki. Już miała opuścić w panice pokój, gdy jak na zawołanie, wrócił do niego Steve, trzymający dwie kawy z automatu.

- Co robisz?- spytał zdziwiony, widząc krew na jej przedramieniu.

- Muszę iść do Max.

- Spokojnie, połóż się. Twoja mama z nią jest...

- Boże...moja mama. Co z nią?- mówiła z przerażeniem, na co chłopak westchnął.

- Chodź, zaprowadzę cię. Ale przyłóż do ręki gaze, albo...chusteczkę.- zaproponował, więc Lou wyciągnęła z jego kieszeni chusteczkę i wytarła ślad krwi na ręce.

Następnie wzięła od chłopaka jedną z kaw, jednak druga nie była dla niego, a jak się okazało dla jej rudowłosej kobiety, zmęczona czuwaniem nad młodszą córka. Na widok starszej, wstała z miejsca przy Max i prędko przytuliła Lou ze łzami.

- Błagam, powiedz, że tobie nic się nie stało.

- Nic mi nie jest.

- Tyle ofiar...dzięki Bogu, że byliście ze Stevem w domu.- mówiła, a Lou przez ramię matki spojrzała na stojącego przy oknie chłopaka.- Gdybyście jak Max byli w mieście... Boże...Jak dobrze, że nie była sama, bo strach pomyśleć co by się stało.

- Nic mi nie jest, naprawdę.- szepnęła i objęła mocniej matkę.- Co z Max? Lekarz mówił coś więcej?

- Nie. Ale przeżyła noc, a to już coś.- zapłakała kobieta, która tak jak córka, ledwo trzymała w sobie rozpacz.

- Porozmawiam z jej lekarzem, dobrze?

- Pójdę z tobą.- zaproponował Steve, na co ta kiwnęła głową.

Chłopak podał zakupioną kawę matce dziewczyny, po czym wraz z nią wyszedł na korytarz, w kierunku gabinetu lekarskiego.

- Co powiedziałeś mojej mamie?- spytała cicho Lou, którą nurtował ten fakt.

- Spaliśmy po pracy u ciebie, a Max była z Lucasem w mieście, gdy to się wydarzyło. Powiedziałem, że była w miejscu ognia, gdy ziemia się zatrzęsła.

- Ofiara katastrofy.- przytaknęła.

- Wolałem coś wymyślić sam, bo ty byś się plątała przez...to wszystko.- wyjaśnił z wyczuwalną troską, przez co ta złapała delikatnie jego dłoń, wsuwając w nią swoją.

- Dziękuję.

Chłopak mrugnął wymownie w jej stronę, nie mając siły na uśmiech. Z resztą czy ze względu na okoliczności, uśmiech był na miejscu?

Para podeszła do gabinetu lekarskiego, w którym rozmawiało intensywnie i głośno kilku doktorów. Wymiana zdań dotarła siłą rzeczy do uszu Lou i Steve'a, z czego zrozumieli, że rozmowa toczy się o stanie Maxine. Przystanęli więc w milczeniu przed drzwiami, słuchając sugestii medyków.

- Jest wiele ofiar, ale żadna nie jest w aż tak ciężkim stanie.- powiedział niskim tonem mężczyzna.- Uważam, że zamiast marnować leki na pół martwą, możemy wyleczyć nimi innych, tych do wyleczenia.

- Bardzo mądre podejście.- prychnęła kobieta, widocznie pewna swojego zdania.- Więc proszę powiedzieć to jej bliskim.

- Sam doktor powiedział, dziewczyna jest w połowie martwa. W połowie, bo jej serce bije.- mówił z zainteresowaniem inny z lekarzu.- Ciało nie potrafi poradzić sobie z obrażeniami, ale monitorujemy ją. Leki uśmierzają ból i wspomagają regenerację kończyn. To nie jest marnotrawstwo, a medycyna.

- Na ile procent jej kości się zrosną?- odezwał się ktoś inny.- Nikt nie przeżył takich złamań. Jej ciało jest w większej części połamane niż w całości. Nie wiem jak do tego doszło, bo nikt inny z poszkodowanych nie ma takich szkód. Nie mniej...wątpię, że nasza pomoc, leki i opieka jej pomogą. Jest na skraju.

- Ma młody organizm.

- Który doznał szoku!- przerwał znów ten sam mężczyzna.- To nastolatka, która nie będzie mieć wzroku! Może nigdy już nie chodzić czy ruszać rękoma! Jeśli przeżyje, cudem, to czy będzie chciała żyć?!

- Myślę, że...- zaczął ktoś mówić, jednak Steve nie wytrzymał i otworzył na oścież uchylone drzwi gabinetu.

Każdy z lekarzy, a było ich pokaźne grono, zamilkł, patrząc w stronę bladej jak ściana Lou oraz wykończonego i wściekłego chłopaka. Wśród doktorów, nastolatkowie dostrzegli zamyślonego w kącie mężczyznę, który poprzedniej nocy z całych sił ratował Max. Potarł brodę w milczeniu, po czym wstał gwałtownie i podszedł do pary.

- Chodźcie za mną.- rzucił w ich stronę, po czym skierował się do sali, w której wcześniej leżała Lou. Dopiero na miejscu, zaczął spokojnym głosem rozmowę.- Nie powinniście tego słyszeć, przepraszam. Moi...koledzy są przerażeni jej stanem.

- Więc zabierzemy ją do innego szpitala.- mruknęła Lou resztkami determinacji, ale ten prędko ją powstrzymał.

- Są leniwi i wolą podpinać kroplówkę niż w istocie ratować życie. Co do kroplówki...- przeciągnął wymownie, a dziewczyna przyłożyła znów chusteczkę miejsca po nakłuciu.- Porozmawiajmy jak dorośli, dobrze? Zakładam, że za takich się uważacie. Pacjentka lat piętnaście. Przyjęta po zatrzymaniu akcji serca z połamanymi kończynami dolnymi i górnymi. Brak reakcji źrenic na światło. Serce pacjentki...

- Max.- powiedziała rudowłosa.- Proszę mówić na nią Max.

- Oczywiście.- poprawił się prędko.- Serce Max stanęło na kilka minut, po czym znów zaczęło bić. To cud, nie wątpliwie, jednak dla jej organizmu niesie to szereg konsekwencji.

- Dlatego jest w śpiączce?- odezwał się w końcu Steve, który ledwo żył po czuwaniu całą noc zarówno nad Lou jak i jej siostrą.- Jej... mózg...

- Gdy serce stanęło, doszło do niedotlenienia mózgu. Potem serce znów ruszyło, ale zmiany w mózgu nie zregenerowały się.

- Ale się obudzi, prawda?- spytała dziewczyna, na co lekarz wziął głęboki oddech.

- To nie zależy ode mnie, czy od was. Nie możemy jej obudzić, tak się po prostu nie da. Musimy czekać, aż mózg się dotleni i...wtedy ocenimy szansę na wybudzenie. Póki co skupmy się na tym.

- Czyli jest coś jeszcze?- zainteresował się nieomylnie Steve.

- Nie wiemy jak inne części ciała przyjęły ten wstrząs. Poza tym jej kości, które...będą wymagały czasu i rehabilitacji.- wyjaśnił, po czym niechętnie doprecyzował.- Drogiej rehabilitacji.

Lou zamknęła oczy, czując jak robi jej się słabo na samą myśl. Steve jednak nie przeraził się tak tym faktem. Miał pieniądze, miał serce i miał chęci. Oddałby wszystko co miał, by pomóc przez to Max. Ale było jeszcze jedno rozwiązanie, które przyszło po kilku dniach.

- Co teraz możemy zrobić?- spytał znów trafnie nastolatek, a lekarz zamilkł.- Bo coś...możemy zrobić?

- Dać jej czas.- odpowiedział krótko, nieprecyzyjnie, ale jakże szczerze mężczyzna.

- Chyba będę potrzebować tej kroplówki.- szepnęła Lou i zaledwie chwilę po tych słowach straciła władze w nogach.

Na szczęście w reakcji na jej słowa, Steve zainteresował się jej stanem i złapał ją gdy tylko drgnęła. Położyli więc ją z powrotem na łóżko, podłączyli płyny i dali czas, a ona dała go siostrze.


Jest rozdział i Boże....jak ciężko się to pisze 😭😭

You're an idiot | Steve HarringtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz