57. O zjeździe rodzinnym...

156 14 2
                                    

Weszła na znana dobrze sale, gdzie od dwóch dni leżała jej siostra. W przeciwieństwie do ostatnich dób, nie była pełna rozpaczy i łez. Przy łóżku dziewczyny stała cała paczka jej przyjaciół, a jej najlepsza przyjaciółka siedziała przy Max, trzymając ją za rękę. Lou ścisnęła mocno usta, pełna wzruszenia. Nastka na widok rudowłosej, wstała z łóżka i podeszła do niej. Przytuliły siebie nawzajem, dodając sobie otuchy.

- Byłaby przeszczęśliwa, że wróciliście.- powiedziała z łamiącym się głosem Lou.

- Chcieliśmy być wcześniej, ale wszystkie loty były zajęte.- wyjaśnił ze smutkiem Mike.

- Widzą o Vecnie.- zagaił prędko w tłumaczenia Lucas.

- Tak.- odezwała się Nastka, cofając się od siostry jej przyjaciółki.- Próbowałam ją ochronić stamtąd, ale...- spojrzała na Max ze skruchą.- Zawiodłam.

Wtedy do pokoju weszło dwóch starszych przyjaciół. Jonathan niezamierzenie odwrócił uwagę Lou od Nancy, obejmując ją mocno.

- Przykro mi.- szepnął z pokorą.- Jak się trzymasz?

- Nienajlepiej, mówiąc szczerze.- zauważyła, zerkając w końcu na milczącą w drzwiach Nancy.

- Domyślam się.- westchnął na widok Max.- Można coś zrobić? Wiadomo kiedy się obudzi?

- Kiedy?- podkreśliła wymownie Lou.

- Obudzi się.- rzucił Will, choć spoglądając na nią i na Lucasa, łatwo było się poddać w tej kwestii.

- Na długo przyjechaliście?- spytała nagle, by zmienić temat.

- Raczej na długo.- zauważył Jonathan, zerkając na Nancy.

Lou również na nią spojrzała. Brunetka uśmiechnęła się delikatnie w stronę chłopaka, jednak był to dziwny jak dla niej uśmiech. Czyżby nie powiedziała mu o ostatnich kłopotach? Lou zbytnio by to nie zdziwiło, choć na ten moment starała się bardziej unikać dziewczyny, niż wchodzić w jakiekolwiek interakcje. Niestety na zawsze było to możliwe.

Gdy rudowłosa wyszła po kawę dla przyjaciół, obok niej pojawiła się Nancy, również chcąca kupić w automacie. Albo szukająca pretekstu do rozmowy z przyjaciółką.

- Nie wiedziałam, że przyjadą. Jeśli chcesz, żeby wyszli...

- Nie chcę.- odpowiedziała krótko Lou.- To jej przyjaciele. Poza tym, jestem spokojniejsza wychodząc stąd, gdy ktoś przy niej jest.

- Racja. Nie wyobrażam sobie co teraz czujesz, ale gdybyś chciała porozmawiać, albo zrobić coś innego od siedzenia tutaj, to daj znać.

- Dzięki, ale mam Robin. I Steve'a.- podkreśliła rudowłosa, co wywołało u Nancy zakłopotanie.

- Jonathan...- zaczęła powoli.- Nie chcę, żeby wiedział o ostatnich kłótniach między nami. To było głupie i bardzo tego żałuję. Przepraszam, przeprosiła bym też Steve'a, ale nie chcę...się do niego zbliżać. Do was. Byłam okropną przyjaciółką, a przecież wiedziałam, że cię kocha. Ty za to, byłaś sobą, mimo moich głupich zachowań. Stanęłaś po mojej stronie, gdy tamten chłopak mi groził. A mogłaś się odwrócić i odejść.

- Nie mogłam.- stwierdziła Lou.- Choć przez ostatnie dni sporo namieszałaś, to jesteś moją przyjaciółką. A twój brat jest chłopakiem najlepszej przyjaciółki mojej siostry.

- Lou.- szepnęła, łapiąc przyjaciółkę za ramię.- Ona się obudzi, wiem to.

- Dzięki, że jesteś.- odpowiedziała ze spokojem dziewczyna.- I nie martw się o Jonathana, nic nie powiem.

You're an idiot | Steve HarringtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz