Jutowy materiał okalał moje wątłe i wychudzone ciało a ręce wyglądały jak nie moje.
Dłonie zajechane pracą biurową i nadgarstki pamiętające wszystkie cięcia, które na nich zrobiłem, zniknęły, na rzecz małych, jakby wręcz damskich smukłych palców i reszty rąk pokrytych brudem i pewnie sporą ilością zarazków. Zakładałem więc, że nie tylko ta część została podmieniona. Znajdowałem się w zupełnie innym ciele.
- Nie ważne i tak wyglądasz oszałamiająco - przetarł palcem po moim podbródku, zbierając z niego brud i wycierając go w moje ubranie.
Że co? Jak on ma czelność nazywać mnie oszałamiającym?! Nie jestem jakąś kobietą.
- Zabierzemy go ze sobą, ale najpierw - wyjął coś zza mojego ubrania, na co się speszyłem. To coś wyglądało jak naszyjnik, tylko taki większy, masywniejszy.- odzyskam swoją własność.
Czyli to miałem ukraść? Ale kiedy? Ja nawet tego człowieka nie znam.
Gdy zaczął odchodzić, chciałem do niego zawołać, by chociażby się wytłumaczyć albo przeprosić, mimo że nie ja to ukradłem. Głos ugrzęzł mi jednak w pół słowie, gdy jeden z trzymających mnie zamachnął się na mnie i pozbawił świadomości.
Pov. Idris
Widziałem jak jeden z moich gwardzistów zamachnął się na jasnowłosego, a on padł im w ramiona. Tak jak się spodziewałem, złapanie chłopaka nie było trudne, mimo kaptura jego karnacja odznaczała się na tle tłumu.
Pierwszy raz widziałem blado skórego, wiedziałem, że znajdują się w dalekich rejonach, ale nigdy nie zapuszczali się aż tak blisko naszych terenów, a tym bardziej nie próbowali nas okradać. Widocznie musiał być wyjątkiem od reguły. Moi ludzie wsiedli razem z nim na konie, zawieszając go na tylnej części zwierzęcia. Nie obiecywałem, że będzie wygodnie, ale nieprzytomnemu i tak to nie przeszkadzało. Ja również wsiadłem na stworzenie i zająłem jedno z pierwszych miejsc w konwoju.
Chłopaka widziałem już wcześniej na rynku, gdy lawirował między ludźmi. Znajdowaliśmy się na rynku, więc nie dziwiło mnie, że wokół jest taki tłok. Dopiero po chwili zauważyłem brak kolii, a rozglądając się po tłumie zauważyłem właśnie naszego zbiega, nienaturalnie szybko znikającego za budynkiem. Poszukiwania nie trwały za długo, dzieciak o mało sam się nie zabił, wpadając pod wóz.
W ten sposób nie tylko odzyskałem biżuterię, ale i zdobyłem pierwszego młodego chłopaka o bladej skórze i jasnych jak mleko włosach.
Prawo było po mojej stronie. Każdy złapany złodziej skazany był na łaskę okradanego. Mogłem go albo zabić, albo zabrać jako swoją własność, a nie chciałem mieć na sumieniu tak ładnej twarzyczki, może zrobię z niego jakiś użytek.
Do miasta bogactwa, tak zazwyczaj określali je ludzie niemieszkający w nim, wiodła długa i niebezpieczna droga przez pustynię. Tylko tutejsi handlarze migrujący często między miastami byli w stanie nie zbłądzić między wyspami piaskowymi. Na szczęście byliśmy w posiadaniu jednego z nich. Co jakiś czas obracałem się, by upewnić się, że gwardziści nie zgubili mojego nowego nabytku. Jego skóra nie wyglądała, jakby była odporna na żar lejący się z nieba, przez co zarzuciliśmy na niego chustę, by nie padało bezpośrednio na niego. Gdybyśmy go zgubili, nie wytrwałby długo, zginąłby albo od upału, albo jadowitych stworzonek czających się na ofiary w piasku.

CZYTASZ
Nowy Początek
Roman pour Adolescents- Przemyśl to, książę mający tylko przelotne chwile uniesień, wychowywany na okrutnika i zimnokrwistego, w pełni zachowawczego przystojnego mężczyznę i biedna zbłąkana duszyczka, ulicznik i złodziejaszek wcielony do haremu mimo woli. Łączy ich gorąc...