14

744 60 3
                                    

Było już późno, gdy zbierałem potrzebne mi rzeczy do ucieczki. Książę nie przyszedł do mnie przez ten czas, a tylko któryś ze strażników przyniósł dla mnie jedzenie.


Gdy wyszedł, zapakowałem je jako prowiant, po czym umieściłem go koło liny, którą znalazłem na dworze i zawinąłem worek, przerzucając go sobie przez ramie. Na głowę i ramiona narzuciłem sobie chustę, by moja jasna skóra nie odznaczała się za bardzo na tle ciemności.

Wychodząc, pilnowałem, by nikt mnie nie zauważył, nasłuchiwałem też zwierząt, by ponownie się z nimi nie spotkać. Dotarłem do miejsca, gdzie zaatakował mnie tygrys. Sprawdziłem dokładnie, czy nikt za mną nie podąża, po czym wdrapałem się na mur. W ciemności nie widziałem już przejścia, ale pamiętałem dokładnie, gdzie ono było, więc się tym nie przejąłem zbytnio. Odwracając się jeszcze w stronę mojej komnaty, było dla mnie dziwne, że w żadnym innym pomieszczeniu nie paliło się światło. To nie była jeszcze pora na tyle późna, by wszyscy już spali.

Nie tracąc więcej czasu, przerzuciłem swój bagaż, który wylądował bezpiecznie na ziemi. Starając się nie zrobić sobie krzywdy, zsunąłem się po przeszkodzie, jednak gdy wylądowałem na trawie, naszło mnie dziwne uczucie, jakbym nie był po tej stronie sam. Chciałem już podnieść bagaż, gdy do mojej szyi przystawione zostało ostrze.

- Chyba za daleko zawędrowałeś mój drogi - oznajmił mi znajomy głos księcia. - Myślałeś, że się nie domyślę? Że jestem aż tak łatwowierny?!

Spróbowałem mu się wyrwać, ale w taki sposób tylko bardziej go zdenerwowałem, a ostrze przy mojej szyi lekko nacięło mi skórę. Przeniósł nas z powrotem na drugą stronę i pchnął w stronę mojego pokoju. Przerażony jego złością starałem się nadal uciekać albo chociaż odsunąć od niego co kończyło się jego mocniejszym chwytem na moim nadgarstku. Zasłonił za nami zasłonę, po czym pchnął mnie w głąb pokoju. Zawołał Shana, który chyba wiedząc o całym zajściu, przyniósł księciu pas. Wiedząc, na co się szykować, zasłoniłem się rękoma, a łzy zaczęły zbierać się w kącikach moich oczu.

To nie miało tak być. Shan miał rację, powinienem sobie odpuścić ucieczkę i na spokojnie do niego pójść tak jak mi kazał. Teraz tylko jeszcze bardziej będzie się nade mną znęcał. Kazał mi się wypiąć na łóżku, a od Shana zabrał pas.

- Licz uderzenia, pomylisz się, zaczynam od nowa.

Pierwsze uderzenie wylądowało idealnie na środku moich pleców, przez co krzyknąłem niemal na cały pałac z bólu. Posłusznie liczyłem kolejne spadające uderzenia, mając z każdym następnym nadzieję, że już skończył wymierzać mi karę. Przy dziesiątym uderzeniu w końcu się zatrzymał. Podniósł mnie i ustawił do siebie przodem, a ja ledwo utrzymywałem się na nogach.

- Spójrz na mnie - rozkazał oziębłym tonem - Żeby mi to był pierwszy i ostatni raz, bo następne kary będą o wiele gorsze.

Stałem przed nim zapłakany jak dzieciak, przytakując mu głową i pociągając nosem.

Gdy nie wyszedł od razu po udzieleniu mi reprymendy, przestraszyłem się. Chyba nie miał zamiaru mimo wszystko dopiąć planów i spędzić ze mną nocy?

Od ścielił łóżko i kazał mi się w nim położyć. Z cierpiętniczym wyrazem twarzy, zrobiłem to uważając, by nie położyć się na plecach. Na szczęście nie położył się obok mnie, a jedynie przykrył mnie kocem. Przed odejściem nachylił się nade mną tak by słowa, które mówił, nie dotarły do Shana.

- Co się odwlecze to nie uciecze mój drogi. Widzę cię o tej porze jutro, tym razem bez żadnych sztuczek.

Zostawił mnie z tymi słowami, wychodząc razem ze Shanem z mojej komnaty.

Dlaczego wszystko zwaliło mi się na głowę. Starałem się poprawić na łóżku, ale nie mogłem. Przy każdym przetarciu plecami o cokolwiek bolało okropnie. Na szczęście książę nie uderzył mnie tak mocno by przeciąć mi skórę, a tylko pozostawił pręgi po pasku i wyłaniające się przebarwienia skóry.

Dalsze kombinowanie przysporzyłoby mi tylko większych kłopotów, a moje ciało nie zniosłoby kolejnej kary, dlatego uznałem, że odpuszczę już sobie na dzisiaj.

Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz