7

846 65 2
                                    

- Czym go zdenerwowałeś? - spytał Shan, gdy dotarliśmy do drzwi mojej komnaty.


- Zapytałem tylko, kim jest. Nie wiedziałem, że go to zdenerwuje - Nadal nie mogłem się pozbyć uczucia jego dłoni na mojej piersi. Było to przerażające, ale w jakiejś części przyjemne.

- Nie wiem, w jakiej noże musieli cię wychować, żebyś tego nie wiedział.

No nie wiem, może w jednym z największych i najsłynniejszych miast dwudziestego pierwszego wieku? Patrząc jednak na realia, w których się znajdowałem, oni nawet nie wiedzieli by czym jest Nowy York, albo czym jest Europa.

- Idris jest młodszym synem Sułtana, ma też starszego brata, następcę tronu oraz... - zaczął mi opowiadać o tym, co powinienem wiedzieć. Pozwolił mi też zadawać pytania, ale na niektóre odpowiadał mi jedynie ciszą.

- Jak mogę stąd odejść? - Zapytałem na co westchnął, pewnie spodziewając się tego pytania.

- Nie możesz, nawet gdybyś próbował, to sprowadzisz na siebie jedynie gniew księcia. Szybko zauważyłby twoje zniknięcie. - Zmierzył mnie wzrokiem, sprawdzając, czy odwiódł mnie od tego pomysłu. - Koniec pytań. Muszę już iść.

Gdy wyszedł, rozłożyłem się na łożu z mętlikiem w głowie.

Czyli nic nie mogę zrobić? Świetnie.

To na pewno nie jest mój stary świat. Niewolnictwo? Haremy, piaskowe miasta? Nie było czegoś takiego. Gdyby ktoś potrafił mi to bardziej wytłumaczyć.

A co z tym facetem z kocimi oczami?

No jasne. Przecież on wpakował mnie w to gówno, musi mi teraz wszystko wytłumaczyć. Tylko jak go tutaj przywołać? Może jak krwawą Mary, tylko jak on może mieć na imię?

- Śmierć, śmierć, śmierć - nic się nie stało. Wykorzystałem paręnaście określeń na dosłownie to samo.

- Kostucha, kostucha kostucha - wysapałem zmęczony ciągłym gadaniem do siebie.

- Ej tylko nie kostucha! - w rogu pokoju pojawiła się znana mi już sylwetka.

- To niby czym jesteś? - podniosłem się z powrotem do siadu.

- Jestem znanym na całym świecie ponurym żniwiarzem, a nie jakąś kostuchą - obruszył się.

- Mniejsza o ciebie - machnąłem ręką na nowoprzybyłego. - Dlaczego ja się tu znalazłem? I gdzie ,,tu" w ogóle jest.

- Przecież sam mówiłeś, że chcesz zacząć od początku. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, ile wysiłku sprawiło mi zatrzymanie tego ciała przy życiu. - zbliżył się do mnie i rozłożył na łóżku, podsuwając sobie pod głowę poduszkę. - Uuuu niezłe ciuszki.

- Co to znaczy zatrzymanie ciała? - zignorowałem jego przytyk odnośnie do mojego ubrania - I nie mogłeś wybrać takiego, które nie wpakowało się wcześniej w kłopoty?! Dlaczego zostałem jakimś niewolnikiem i muszę spełniać żądania jakiegoś obłapiacza?

- Nie rzucaj na raz tylu pytań, bo nie zdążę na nie odpowiedzieć. Zatrzymanie ciała tak? Dusza chłopaka, w ciało w które cię włożyłem, poszybowała już hen daleko zanim zgarnąłem ciebie. Zostawił puste ciało, więc wystarczyło twoją duszyczkę do niego włożyć i obudzić cię, zanim głowa została zgnieciona i Voilà! Gotowe. I nie powinieneś wybrzydzać, nie każdy ma przywilej wrócenia do życia, a nie zdążyłem nawet sam obejrzeć przeszłości tego ciała. Jeśli się postarasz, to wszystko powinno pójść gładko.

- Jak to gładko? Przecież powiedziałem, że chcę znaleźć osobę, na której mi będzie zależeć! Przecież zostałem zamknięty w haremie, jak tylko zbliżę się do kogoś uczuciowo, to obetną mi głowę - Złapałem się za kończynę, już czując swój marny los.

- Nie do każdego - zaznaczył, przekręcając się do mnie twarzą - Jest taka jedna osoba, która by chyba nie pogardziła zbliżeniem się do niego.

- Nawet sobie nie żartuj - wstałem by rozchodzić nieprzyjemną myśl. Ja z nim? To niemożliwe. - On jest straszny, nastraszył mnie tymi karami i do tego mnie obmacywał. Przecież to jest karalne.

- Akurat nie tutaj - napomniał, na co obdarzyłem go spojrzeniem mówiącym, że dla mnie nie ma to znaczenia czy tu, czy tam, i tak tego nie uznam. - Szczególnie że jesteś jego konkubiną, jeśli sobie zasłużysz, to może nawet i żoną zostaniesz.

Jaką znowu żoną, przecież jestem facetem. Już pomijając fakt, że obaj jesteśmy facetami, bo to akurat nigdy nie było dla mnie problemem. Facet czy kobieta nie robiło dla mnie różnicy, dopóki czułem to słodkie uczucie, którym było zauroczenie.

W każdym razie nie było mowy, by być z Idrisem w takiej relacji. Przerażał mnie, szczególnie po tym, jak przyszpilił mnie do tej ściany. Nie było nawet szans, że przestałby mnie traktować jako złodzieja albo dłużnika.

- Przemyśl to, książę mający tylko przelotne chwile uniesień, wychowywany na okrutnika i zimnokrwistego, w pełni zachowawczego przystojnego mężczyznę i biedna zbłąkana duszyczka, ulicznik i złodziejaszek wcielony do haremu mimo woli. Łączy ich gorący i rozpalający aż do kości romans ze szczerymi uczuciami. - rozmarzył się ponury żniwiarz.

- Chyba sobie śnisz, takiego zmarzlucha nie da się rozpalić, mimo to, że otacza nas pustynia i słońce. - prychnąłem, krytykując bajkowe wyobrażenia oponenta.

Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz