Rozdział I
Dawno, dawno temu, kiedy świat był młody i nie było jeszcze na nim ludzi - zwierzęta i ptaki były panami tego kraju. Rozmawiali między sobą dokładnie tak jak my. I brali śluby dokładnie tak jak my.
Mity i wierzenia Indian
Kojot
Usiadłem na kanapie i wpatrywałem się uważnie w swoich braci. Dawno nie było wieczoru, który spędzilibyśmy jedynie w swoim gronie. Normalnie w piątkowy wieczór siedziałbym w klubie Charlie lub barze Casa. A gdyby wciąż była odpowiednia pogoda zrobilibyśmy grilla dla całego klubu albo towarzyszyłyby nam kobiety. Tym razem jednak Cas chciał się spotkać jedynie z nami, no i mieliśmy co świętować, choć możliwe, że odrobinę przed czasem. Skurwiel właśnie odebrał pierścionek zaręczynowy dla Sky i lada dzień zamierzał się jej oświadczyć. Żaden z nas nie miał cienia wątpliwości co do tego czy go przyjmie. Samo patrzenie na nich napawało człowieka wiarą w przyszłość. Po tym co Sky przeszła w życiu wiedziałem, że znalazła w Casie swojego rycerza w lśniącej zbroi. A Cas był bardziej niż szczęśliwy, by wcielić się w tę rolę. Moje spojrzenie powędrowało do Sina, który siedział na szerokim parapecie i wyglądał przez okno mrużąc lekko oczy. W środku przeczuwałem, że on zrobi dokładnie to samo w niedalekiej przyszłości. Gdzieś w pamięci wciąż miałem obraz Sina sprzed czasów Dani. Obraz człowiek, którego w życiu nie wstawiłbym do tego samego zdania co małżeństwo. No chyba, żeby zdanie brzmiało : Sin nigdy nie zdecyduje się na małżeństwo. To było jak mówienie o lwie, który został domowym zwierzątkiem. A jednak w jakiś pokrętny sposób Dani faktycznie oswoiła Sina, albo to może on oswoił ją. Obserwując ich przez ostatnie miesiące nie miałem prawa mówić, że zrobiliby błąd podejmując kolejny krok. I choć przyznanie się do tego wciąż wywoływało we mnie lekki dyskomfort, wiedziałem, że byli dla siebie idealni. Statystyka wyglądała więc tak, że z naszej siódemki szczęśliwych i wolnych skurwieli została jedynie czwórka.
Odetchnąłem i upiłem kolejny łyk whisky, która niezbyt przyjemnie zaczynała tracić chłodną temperaturę.
– Czas na mnie – powiedział Jecta podnosząc się i odkładając pustą szklankę na stół.
– Jasne, tatuśku – powiedziałem do Jecty posyłając mu szeroki uśmiech.
Odwzajemnił się, a jego twarz niemal jaśniała. Zaczęliśmy się z niego nabijać jeszcze, gdy Charlie była w ciąży, ale od początku nie wydawał się tym obrażony. Wręcz przeciwnie, jego żona i syn byli dla niego całym światem i gdyby mógł chwaliłby się nimi na każdym kroku. A teraz, gdy oficjalnie powtórzył swój sukces tylko czekać, aż ulubionym tematem naszych rozmów będą dzieci. Spojrzałem na Sina, który ledwo widocznie skrzywił się jak do uśmiechu i również podniósł.
– Podobnie jak na mnie – rzucił i skinął nam głową.
Można powiedzieć, że Sin również zarobił już na tytuł tatuśka. Oficjalnie i legalnie wraz z Dani i małą Ivy właśnie tworzyli prawdziwą rodzinę. Dziecinka była rozkoszna i nie trudno było uwierzyć, że nawet Sin zakochał się w niej niemal od pierwszego wejrzenia. Pamiętam doskonale swoją pierwszą myśl, gdy Dani pojawiła się w naszym klubie obwieszczając wszem i wobec, że Ivy jest moją córką. Zacisnąłęm zęby blokując falę emocji i zanim ta myśl ponownie mogła zdominować mój mózg, wyrzuciłem ją ze swojej głowy. To już było za mną. Nawet ta krótka chwila, w której mogłem sobie wyobrazić posiadanie potomstwa nie zmieniła na stałe mojego postanowienia. Nie miałem zamiaru pakować się w związek z żadną kobietą, a to jakby było potrzebne do stworzenia dziecka, prawda? A nawet gdyby nie było potrzebne do początkowego procesu, potem musiałbym z tą kobietą jakoś współpracować. Odetchnąłem lekko i spojrzałem na Ridera, który siedział rozwalony na fotelu w rogu ściany i wydmuchiwał kółeczka z papierosa. To była moja jedyna szansa na kompana dzisiejszego wieczoru.

CZYTASZ
Grimm Reapers MC #4 Kojot | ZAKOŃCZONE
Любовные романыMoja babka zawsze powtarzała mi, żebym nigdy nie lekceważył swojego daru. Żebym słuchał głosu, który we mnie żyje. Słuchałem go, a jednak w którymś momencie ogłuchłem i oślepłem oszukując tym samym siebie. Byle tylko nie wyjść na idiotę. Short story...