Rozdział III
Dawno temu - w czasach, gdy wszyscy ludzie i wszystkie zwierzęta rozmawiały tym samym językiem, Kojot wybrał się w drogę wzdłuż Wielkiej Rzeki. Doszedł do miejsca, w którym Wielka Rzeka wpływała pod Wielki Most, który łączył jedną górę z drugą po obu stronach. Tam zmienił się w przystojnego młodzieńca.
O Kojocie i wodospadzie Multnomah
Kojot
Cas decyzje o zakupie domu podjął mniej więcej w dwadzieścia cztery godziny. I w zasadzie nikogo ona nie zdziwiła, choć przyznajmy szczerze pierścionek w mojej ocenie znaczył równie dobrze, że tak myśli o niej poważnie. Ale to moje zdanie. W następnej dobie doszło do ostatecznej finalizacji transakcji, w środowe popołudnie dokonano wstępnej inspekcji. W czwartek wydano zezwolenie, a dziś piątkowego popołudnia nasza ekipa po raz pierwszy weszła do środka. Tempo dość ekspresowe, ale patrząc na ich miny, gdy wrócili do klubu pierwszego wieczoru w zasadzie tłumaczyły wszystko. Gdy tylko wszedłem do tego domu od razu miałem ochotę podwinąć ogon i spieprzać, gdzie słońce zachodzi. Jeżeli sądziłem, że z zewnątrz dom wygląda koszmarnie, to nawet nie będę się rozwodził jak wygląda w środku. Rozejrzałem się dookoła i zrobiłem delikatny krok w prawo, omijając kupę szczurzych odchodów i uważnie stawiając stopę na spróchniałym parkiecie. Cas wydawał się zafascynowany odchodzącą farbą, sufitem, który wisiał nad nami tylko na słowo honoru i schodami, które w połowie były, coż, dziurą. Nawet balustrada wygięta pod dziwnym kątem w stronę drzwi wydawała się chcieć stąd spieprzyć.
– Czy ktoś tu mieszkał przez ostatnie, bo ja wiem, sto lat? - Zapytał Jecta i strzepnął ze swojej koszulki kurz, który unosił się w powietrzu odkąd przekroczyliśmy drzwi.
Prychnąłem pod nosem, bo spędziłem z tym facetem tysiące godzin w fatalnych warunkach i wiedziałem, że nie potrzebuje luksusów. Ale gdzieś w genach wciąż miał zakorzenione poczucie estetyki i odrobiny wyrachowania, które wyssał z mlekiem matki. I choć ja sam wychowałem się niemal w spartańskich warunkach teraz również popierałem jego odczucia.
– Jest trochę zaniedbany – powiedział Cas obronnie.
– Zaniedbany to jest nasz ogródek – rzuciłem i zrobiłem kolejny niepewny krok. - To miejsce to rudera, która powinna być przeznaczona do rozbiórki.
Zanim ktokolwiek z nas zdążył odpowiedzieć z pomieszczenia, które patrząc na spróchniałe szafki pozbawione drzwiczek, kiedyś mogło być kuchnią, wyszedł Goliat. Spojrzał na Casa, który szczerzył się jak ostatni idiota i pokręcił głową z rezygnacją. Goliat był naszym specem od młotka i wiertarki. Facet nie skończył studiów, ale gdyby jednak, bez wątpienia byłby cholernym inżynierem lub architektem. Miał wizję, miał umiejętności i miał głowę na karku.
– Jesteś szaleńcem – powiedział do Casa. - Ale da się to zrobić. Fundamenty są solidne, podobnie jak ściany nośne. Ale drewniana konstrukcja jest do wyjebania. Będziecie mogli przez to zaplanować nowy rozkład domu. Proponuję powiększyć salon, burząc te ściany – mówił wskazując palcem na dziurawe fragmenty, które kiedyś były zapewne ścianami pomalowanymi na...a kogo próbowałem oszukać. Patrząc na ten sraczkowato – szary odcień tylko jasnowidz poznałby ich pierwotny kolor.
– To da więcej światła - kontynuował i przechodził swobodnie po podłodze, która nieznośnie piszczała pod jego wagą. Goliat był wielki. I mówiąc wielki mam na myśli ponad 200 funtów żywej masy i 6'3 stóp wzrostu. - Możecie też rozbić ścianę między kuchnią, a salonem. A jeżeli usuniecie spiżarnię możemy poszerzyć werandę.
CZYTASZ
Grimm Reapers MC #4 Kojot | ZAKOŃCZONE
RomanceMoja babka zawsze powtarzała mi, żebym nigdy nie lekceważył swojego daru. Żebym słuchał głosu, który we mnie żyje. Słuchałem go, a jednak w którymś momencie ogłuchłem i oślepłem oszukując tym samym siebie. Byle tylko nie wyjść na idiotę. Short story...