Rozdział XXVII

3.5K 388 37
                                    

Rozdział XXVII

Wkrótce córka wodza zorientowała się, że wszyscy się z niej śmieją - wszyscy ludzie od wielkiej wody po Wielkie Lśniące Góry, wszyscy ludzie ze szczytu świata aż po najdalsze miejsca na południu. Nie była już dłużej szczęśliwa, nie śpiewała radośnie. W końcu poprosiła Kojota o to, aby pozwolił jej samej iść nad basen.  

O Kojocie i wodospadzie Multnomah

Kojot

Czy zdziwiło mnie to, że Jas spanikowała? Nie. Wiedziałem, że tak będzie i dlatego niemówienie jej o tym miało tak wiele sensu. A jednak czułem jak serce mi pęka. Musiałem jej powiedzieć prawdę, ale świadomość, że mogę ją tym do siebie zrazić kurewsko bolała. Odetchnąłem i wsiadłem do swojego auta widząc, że Sin zaparkował jej przy ulicy. Musiałem znaleźć się w otoczeniu braci, zająć się sprzątaniem bałaganu, czymkolwiek. Każda cząstka mnie wyrywała się do tego, żeby wrócić do Jas. A nie mogłem tego zrobić. Widziałem w jej oczach, że potrzebuje czasu, by przyswoić sobie to co jej powiedziałem. Zanim jednak odpaliłem silnik włączyłem telefon i wystukałem smsa do Sky.

Ja: Możesz spędzić dzisiejszy wieczór z Jas? 

Sky: Tak, jasne.

A potem oparłem się o siedzenie i odetchnąłem. Wiedziałem, że skoro Sky spędzi ten wieczór z Jas będzie również Cas. Nie musiałem nawet tego pisać. A to oznaczało, że będzie bezpieczna i wciąż pod skrzydłami klubu. Nie sądziłem, że Weasley spróbuje czegokolwiek, bo nie był idiotą. Moja groźba? Umówmy się, że odrobinę skłamałem mówiąc Jas o tym co mu powiedziałem. Wystarczyło jedno słowo do Weasley'a z nazwą klubu, gdzie prowadzi swój prywatny burdel. Znałem jego sekret i wiedziałem, że niczego nie spróbuje, bo nie tylko zniszczyłbym całe jego pieprzone imperium. Jego rodzina byłaby równie skończona jak on. A ja dopilnowałbym, żeby w więzieniu nie znalazł sobie przyjaciół. Ostatni raz spojrzałem na dom Jas licząc, że zobaczę ją w oknie, ale nic takiego się nie stało. Odjechałem, a wraz z rosnącą odległością całe moje ciało bolało jak skurwysyn.

Wszedłem do klubu w momencie, gdy byli tam wszyscy z wyjątkiem Casa, z którym minąłem się na podjeździe, odjeżdżał razem z Tommy'm. Młody chciał, żeby się zatrzymał, ale Cas tego nie zrobił za co byłem wdzięczny. Joker od razu jak mnie zobaczył skinął głową i ruszył na schody, a my jak zawsze podążyliśmy za nim. Wyjątkowo nie zająłem swojego miejsca przy drzwiach tylko opadłem na kanapę obok Ridera i oparłem łokcie na udach pochylając się do przodu. Czułem na sobie spojrzenia wszystkich i zazwyczaj nie przeszkadzała mi uwaga innych. Teraz miałem wrażenie, że za sekundę zacznę się wiercić, jakbym miał robaki w dupie. Odetchnąłem cicho i spojrzałem na Jokera, który wpatrywał się we mnie bez słowa.

- Sprawa załatwiona – powiedziałem cicho. – Waesley odeśle chłopaka i przestanie finansować burmistrza.

- Tak po prostu?

- Tak – powiedziałem i spojrzałem na Sina, który siedział na parapecie.

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały jeden kącik jego ust uniósł się do góry i skinął mi głową. Wiedział, którą kartą zagrałem.

- Nie wierzę w to – rzucił Jecta i założył ręce na piersi. – Co na niego macie?

- Nic – wzruszyłem ramionami i opadłem na oparcie. – Może po prostu moja charyzma i...

- Przestań pierdolić – powiedział machając na mnie ręką. – Co na niego macie z Sinem?

Rzuciłem bratu szybkie spojrzenie, a on ponownie omal się nie uśmiechnął. Jecta nie był głupi, podobnie jak Joker, który choć milczał cały czas uważnie mnie obserwował. W końcu Sin odchrząknął skupiając na sobie uwagę pozostałych.

Grimm Reapers MC #4 Kojot | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz