Rozdział IX
Każdego dnia Kojot był coraz bardziej zawziętyby wygrać piękną dziewczynę. Myślał i myślał jaki prezent powinien jej dać. „Może najpiękniejszy kwiat ukryty w lesie" powiedział do siebie pewnego dnia. „będzie prezentem, który sprawi, że mnie poślubi."
O Kojocie i wodospadzie Multnomah
Kojot
Wysiadłem z auta i spojrzałem na przyszły dom Casa. Musiałem przyznać, że mimo mojej początkowej awersji do tego miejsca teraz dom zaczął wyglądać przyjemniej. Nadal przypominał ruderę, weranda wciąż chyliła się ku upadkowi, a okna pozabijane dechami nie zachęcały do odwiedzin. Ale sterta materiałów na trawniku zdradzała, że jakiś wariat postanowił to wszystko ogarnąć. Wsunąłem kluczyki do kieszeni i w dwóch krokach znalazłem się w wejściu do domu. Wszędzie panowała cisza, bo o tej godzinie już nie korzystali z ciężkiego sprzętu. Balustrada była usunięte, a na całym parterze pozostawiono jedynie surową konstrukcję ścian nośnych. Nie było tu nic i może dlatego wyglądało to zdecydowanie lepiej niż dwa tygodnie temu. Minąłem w połowie rozebrane schody i zatrzymałem się na widok Sina opartego o belkę z niezapalonym papierosem. Zobaczył mnie i odpalił go kiwając mi lekko głową. Przed nami Cas, dwóch pracowników Goliata i młody składali właśnie sprzęt i pakowali się przed opuszczeniem domu.
- Nie boisz się, że podpalisz tą dziurę? – Zapytałem stając obok niego.
Odkąd związał się z Dani palił dużo mniej i nigdy w ich domu. Czasami miałem ochotę mu to wytknąć, ale za bardzo lubiłem swoją twarz i swój motor. Gdy ostatnio któryś z nas pozwolił sobie na żart pod jego adresem przez dobę szukał swoich kluczyków, aż w końcu odpalił motor z kabla. Sin może był milczący i mało angażujący się, ale skurwysyn był głodny zemsty.
- Nie – mruknął i zaciągnął się mocniej. – Zrobiłbym mu chyba przysługę.
Parsknąłem śmiechem, co ściągnęło na mnie uwagę Casa. Oderwał się od sprzątania rzucając coś do jednego z gości i ruszył do nas wycierając dłonie w spodnie.
- Niech zgadnę, nie chciała z tobą jechać?
Uśmiechnąłem się krzywo na jego słowa. To było do przewidzenia nawet dla mnie, ale gdy wybiła godzina pojechania po Jas, byłem jedynym wolnym bratem. Joker był w klubie, Sin jechał odebrać Dani, Cas z Goliatem pilnowali roboty, Jecta miał klienta, a Rider...cóż, on chyba mógł być wolny. Ale nie było go tutaj, więc nie mógł zaprzeczyć, gdy powiedziałem, że ma pilną robotę do skończenia.
- Wróciła bezpiecznie taksówką – powiedziałem wsuwając dłonie do kieszeni i patrząc ponad jego plecami na młodego. – Dopilnowałem, że wysiadła z niej cała, zdrowa i taka również weszła do domu. W swojej nieodłącznej teczce ma również podrzucony lokalizator.
- Dobra robota – powiedział Sin i zgasił papierosa zgniatając go o betonową podłogę. – Co dalej?
Ten moment w którym Joker zgodził się na to, by Jas obeszła się bez naszej pomocy? Tak, to była ściema jakich mało. Żaden z nas nie miał zamiaru odpuścić. A jeżeli Jas faktycznie myślała, że jej pewna siebie postawa i maska udawanej odwagi nas powstrzymała, to była głupsza niż myślałem. Była siostrą Sky, a choć ta formalnie nie należała do Reapersów, była nasza – a my dbaliśmy o to co nasze. Zresztą z wojowniczo nastawionym Casem wczorajszego wieczoru i tak nie mogliśmy zrobić inaczej. Facet ewidentnie wziął sobie za punkt honoru dbanie o obie siostry Anderson.
- Zbieramy się w takim razie – powiedział Cas i wyciągnął rękę po kluczyki, które od razu mu rzuciłem.
- Daj mi chwilę – powiedziałem wymijając go i idąc do młodego.
CZYTASZ
Grimm Reapers MC #4 Kojot | ZAKOŃCZONE
RomansaMoja babka zawsze powtarzała mi, żebym nigdy nie lekceważył swojego daru. Żebym słuchał głosu, który we mnie żyje. Słuchałem go, a jednak w którymś momencie ogłuchłem i oślepłem oszukując tym samym siebie. Byle tylko nie wyjść na idiotę. Short story...