Rozdział XXI
Kiedy skończył swoją pracę, Kojot poszedł do wioski, by zaprosić wodza i jego córkę do podziwiania jego dzieła. Gdy podziwiali wodospad, pokazał im zbiornik wodny tworzący basen. Obserwował przy tym uważnie oczy dziewczyny.
O Kojocie i wodospadzie Multnomah
Kojot
Potrzebowałem jej. Nie skłamałem, gdy powiedziałem, że cały pieprzony dzień próbowałem się od niej trzymać z daleka. Całe cholerne trzy dni walczyłem z potrzebą, żeby nie iść do niej i jej nie wziąć, albo chociaż nakłonić do tego, żeby zajęła się mną. Fantazjowałem jak niewyżyty gnojek o tym, że klęka przede mną i bierze mojego kutasa w te wygadane usta. Na samą myśl o tym jęknąłem przywierając do niej. Nie walczyła, nie odsuwała się. Wręcz przeciwnie chwyciła za mojego koka i ocierała się o mnie unosząc jedną nogę do góry.
- Te spodnie – powiedziałem między jednym pocałunkiem, a kolejnym. – Muszą zniknąć w tej chwili.
Sapnęła cicho, a ja poczułem jak cała krew z mózgu ucieka mi między nogi. Bogowie, uwielbiałem te ciche, nieśmiałe dźwięki, które wydawała w łóżku. Zaczynałem mieć na ich punkcie obsesję. Szarpnąłem za zamek i z jej pomocą wyswobodziłem ją z nich. Jej ręce pobiegły do mojego rozporka, ale je odsunąłem przyciskając do ściany.
- Jeszcze nie teraz – powiedziałem i rozsunąłem sweter, który miała na sobie odsłaniając jedwabny podkoszulek.
Materiał spływał po jej piersiach i miałem ochotę go zedrzeć z niej zębami. Nie byłem jednak ignorantem, wiedziałem ile taka szmatka kosztuje. Zszedłem ustami w dół jej szyi znacząc ją mokrymi pocałunkami i opadłem na kolana przed nią. Spojrzałem w górę na jej zarumienioną twarz i błyszczące oczy. Opuchnięte, zaczerwienione usta miała rozchylone, a z pomiędzy warg wydobywał się chrapliwy oddech.
- Masz mnie tam gdzie od początku chciałaś – powiedziałem uśmiechając się do niej. – Na kolanach.
Zaśmiała się cicho, a potem zamarła, gdy zaatakowałem jej cipkę pocałunkami. Wystarczyło mi jedno zaciągnięcie się zapachem jej podniecenia, a cały świat mógłby w tym momencie runąć i nawet bym tego nie zauważył. Cierpko słodki zapach, wyczuwalny przez granatowe koronkowe majteczki całkowicie mnie obezwładnił.
- Kojot.
Myślałem w pierwszej chwili, że mnie odsunie. Ale nie miałem zamiaru jej na to pozwolić, bo potrzebowałem ją poczuć i posmakować. Odsunąłem jej majtki na bok i przejechałem językiem od wejścia do łechtaczki. Zadrżała od tego, a z gardła wyrwało się kolejne głębokie westchnienie. Raz, drugi, trzeci, za każdy razem czując jak mięśnie jej ud drżą pod moimi rękami. Wsunąłem język do jej cipki i spojrzałem w górę. Patrzyła w sufit z przymkniętymi powiekami, taka piękna i rozpalona. Wyczuła moje spojrzenie, bo opuściła głowę. Widząc jej rozświetlony wzrok uśmiechnąłem się i zastąpiłem język palcem skupiając swoją uwagę na łechtaczce. Ledwie kilka minut ssania i skubania wystarczyło, by Jas rozpadła się i wyprężyła w spełnieniu. Klęcząc z jednym jej udem na ramieniu, twarzą zanurzoną w cipce obserwowałem jak pogłębia się jej rumieniec, jak przyśpiesza oddech, a idealne cycki unoszą w szybkim oddechu. Mógłbym spędzić godziny liżąc ją, smakując i obserwując jak dochodzi raz za razem. W końcu odsunąłem się oblizując wargi pod jej uważnym spojrzeniem. Wyprostowałem się i przejechałem palcem, którym ją pieprzyłem po jej rozchylonych wargach.
- Possij – powiedziałem szeptem obserwując jej zaskoczenie i niedowierzanie. – Possij i posmakuj tego co ja.
Z wahaniem objęła mój palec swoimi wargami, a gdy poczułem na nim jej ciekawski język miałem wrażenie, że dojdę we własne spodnie. Drugą ręką już wyciągałem gumkę z kieszeni. Wyciągnąłem palca z cichym mlaśnięciem i zaatakowałem jej usta jednocześnie rozpinając spodnie. Wyswobodziłem kutasa między nami, zabezpieczyłem i chwyciłem ją za tyłek unosząc. Pisnęła cicho mocniej zaciskając ramiona wokół mojej szyi.

CZYTASZ
Grimm Reapers MC #4 Kojot | ZAKOŃCZONE
RomanceMoja babka zawsze powtarzała mi, żebym nigdy nie lekceważył swojego daru. Żebym słuchał głosu, który we mnie żyje. Słuchałem go, a jednak w którymś momencie ogłuchłem i oślepłem oszukując tym samym siebie. Byle tylko nie wyjść na idiotę. Short story...