Rozdział XXVI
Teraz obie kobiety widziały córkę wodza, która każdego ranka kąpała się w basenie. I Kojota czekającego na nią za wodospadem. Słyszały ich śmiechy i śpiewy. Babki podniosły głosy i opowiedziały wszystkim co widziały i słyszały.
O Kojocie i wodospadzie Multnomah
Jas
W mojej głowie od razu rozdzwoniły się dzwonki alarmowe, gdy tylko jeden z ochroniarzy podszedł do Weasley'a i zaczął mu coś szeptać na ucho. Ten wyraźnie się rozbudził, a jego oczy nabrały niebezpiecznego blasku, gdy zmierzył mnie od góry do dołu. Nie musiałam długo czekać na poznanie powodu ich nagłego poruszenia. W sekundkę w której Kojot wszedł do pokoju wiedziałam, że sytuacja obrała niekorzystny dla mnie obrót. Odkąd weszłam Weasley zaszczycał mnie kpiącymi uwagami i traktował jak natrętną muchę, ale czułam, że jest moją obecnością bardziej zaciekawiony i rozbawiony, niż wkurzony. Nie wydawało mi się, żeby groziło mi z jego strony jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Czyli coś, co zdecydowanie groziło mi teraz ze strony Kojota. Wystarczyło jedno spojrzenie, bym miała pewność jak bardzo jest na mnie wściekły. Skąd w ogóle wiedział, że tu będę? Zadbałam o to, żeby nie próbował mnie powstrzymać.
- Pan Memeskia – powiedział Weasley, a jego oczy błysnęły zainteresowaniem. – Panna Anderson nie mówiła, że ma pan dołączyć.
- Musiała przegapić moją wiadomość – rzucił lekkim tonem i podszedł spokojnie do krzesła pod oknem. – I Kojot, jeśli łaska.
Obserwowałam jak bez pytania podnosi je i stawia obok mojego, a potem siada z głośnym westchnieniem. Zachowywał się jakby nigdy nic, czego zupełnie nie rozumiałam, bo jeszcze minutę temu zdawał się być wkurzony. Doprawdy, zmienność jego zachowania mogła przyprawić o ból głowy. Odetchnęłam i przeniosłam spojrzenie na Weasley'a. Ten jednak nie patrzył już na mnie, wyraźnie bardziej zaintrygowany Kojotem niż tym po co ja przyszłam.
Otworzyłam buzię, by coś powiedzieć, ale Kojot mnie uprzedził.
- Nie wiem czy panna Anderson już miała okazję powiedzieć, ale twój syn uprzykrza życie niemal całemu miastu – powiedział spokojnie zakładając ramiona na piersi. – A zwłaszcza nam ostatnimi czasy.
- Panna Anderson wspominała coś o tym – rozsiadł się wygodnie i utkwił wzrok w Kojocie. – Ale nie mówiła o waszym klubie.
Wspomniała o tym? Zabawne, odkąd przekroczyłam ten próg nie mówiłam o niczym innym jak o zachowaniu jego syna. Z czego każde zdanie było ucinane bezsensownym bełkotem z jego strony. Kojot w odpowiedzi na jego słowa minimalnie naprężył ramiona, ale zanim udało mi się odezwać, znów mnie zagłuszył swoją odpowiedzią.
- Ona sama, podobnie jak Tommy są związani z klubem, a to oznacza, że ich sprawy są naszymi – powiedział prosto. – Mówiąc prościej, twój syn niepokoi nas osobiście.
Przez twarz starego przeszedł grymas, a spojrzenie umknęło za nas, do ochroniarza stojącego przy drzwiach. Mogłam niemal wyczuć w powietrzu niebezpieczne prądy jakie zaczęły emanować od Kojota w chwili, gdy skończył swoje zdanie. Ośmieliłam się rzucić na niego okiem i zacisnęłam mocno wargi widząc, że porzucił swoją pozę. Siedział wyprostowany, wzrok miał skupiony na mężczyźnie za biurkiem, a mięśnie jego ramion niemal falowały pod krótkim rękawem.
- Biorąc pod uwagę to jak do tej pory współżyliśmy zgodnie w tym mieście, zakładam, że nie chcesz robić sobie w nas wrogów, prawda?
Starzec przez chwilę milczał, a potem odchylił się lekko, a jego oczy zmrużyły się niebezpiecznie.
CZYTASZ
Grimm Reapers MC #4 Kojot | ZAKOŃCZONE
RomanceMoja babka zawsze powtarzała mi, żebym nigdy nie lekceważył swojego daru. Żebym słuchał głosu, który we mnie żyje. Słuchałem go, a jednak w którymś momencie ogłuchłem i oślepłem oszukując tym samym siebie. Byle tylko nie wyjść na idiotę. Short story...