15- Wielka ucieczka

212 13 59
                                    

     To właśnie tamtego dnia do domu miał wrócić ojciec. James nie miał zamiaru się z nim spotykać, ale wiedział, że nie ma się jak wykręcić. Dostał od Percyego kolejny zestaw tabletek nasennych, ale jakoś nie miał ochoty nawet ich brać...Brat zostawił go w domu, aby jak stwierdził wszystko przemyślał i doszedł do siebie. Jassper był na niego bardzo obrażony, dlatego każde ich spotkanie kończyło się szturchnięciem młodszego z barku, lub bezsensowną sprzeczką. James miał dość. Powoli się wykańczał i sam nie wiedział czemu... Co się z nim dzieje? Czemu nie może się skupić na nauce? Czemu nawet gra na jego ulubionych skrzypcach, czy gitarze, albo nawet keyboardzie nie przynoszą mu ukojenia? To było bardzo dziwne... Może to każdy nastolatek ma taki jakiś ,,okres" i to normalne? Do tego Percy bardzo często pilnował go podczas posiłków. Nie wiedział, że James bierze najmniej kaloryczne rzeczy z lodówki, aby móc zjeść niby jak najwięcej... Dalej nie rezygnował z notowania wszystkiego w zeszycie. Pierwszą sesję terapeutyczną miał zaplanowaną za dwa tygodnie...James nie chciał współpracować z terapeutą. Percy na lewno straszył go jedynie tym szpitalem... Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Stał właśnie przed lustrem w garniturze. Zastanawiał się co powie mu jego ,,ojciec". Całkiem nie traktował tego człowieka jako ojca... Był mu jednak wdzięczny za te pudry i korektory. Były mu przydatne do zakrywania worków pod oczami. Pierwszy raz od długiego czasu wyjął z futerału swoje skrzypce. Przyłożył do nich smyczek i po prostu zaczął grać w nadzieji, że nikt go nie usłyszy. Nie wiadomo czemu, bo grał prześlicznie, czysto i bez najmniejszej skazy. Grał raczej coś swojego. Nie smutnego, nie wesołego...Pełnego niespodziewanych przejść, życia...Czasem z jego brakiem. Nigdy ich nie zapisywał. Po prostu grał co mu dusza nakazała. Pochłonął się całkiem w swój świat do tego stopnia, że nie zauważył jak Fred wszedł mu do pokoju.
- Pięknie grasz...- powiedział, czekając do końca utworu.

Chłopak aż podskoczył. Przestraszył go i to nie na żarty! Do tego słyszał, że gra...

- Nie tam...Normalnie.
- Ale ja tak nie umiem. Pięknie.- skomentował Fred, poprawiając mu włosy.

James się zarumienił. Ktoś docenił jego grę...

- Nie chciałbyś jeszcze jakiegoś instrumentu?- zapytał.
- Nie wiem...Chyba nie...- odpowiedział.

Tak na prawdę to marzył o perkusji. Zawsze chciał ją mieć, ale nigdy nie było go na nią stać... Do tego jego keybord był sklejany taśmą... Fred chyba to zauważył.
- A może nowe...To pianino?- zapytał- Ten wygląda na zniszczony... A chyba za żadko Cię rozpieszczamy w porównaniu do reszty. Twierdzę tak ja no i Percy. W nocy rozmawialiśmy o tym, że też powinieneś o coś prosić i coś dostawać...Wiesz, Will wyprosił nas o cholernie drogi zestaw kredek i nie wiem jakim cudem tyle kosztują, a Elio i Kapi zestawy bokserskie za nie małą sumkę. No i Ethan też tak uważa...

James się uśmiechnął. Tak bardzo leciutko. Było mu jakoś cieplej na sercu, kiedy to słyszał. Jednak chyba kogoś interesuje...

- Rozmawiasz z Percym w nocy?- zapytał.
- No...Wtedy jest czas, to jest raz. Dwa, pilnujemy was, abyście słodko spali, trzy, te małe gumowe uszy słyszałyby za wiele podczas dnia.- powiedział, kierując wzrok za ścianę, że James wiedział o kim mówi.- Nie uwierzysz mi, ale Percy tak się o was troszczy, że podczas nocy przychodzi do waszych pokoi, sprawdzając wam wszystkim tętno, czy nie udusiliście się przypadkiem poduszką... No, ale wiem, że jest straszniejszy niż straszny.- puścił mu oczko.

Jedziemy?- zapytał Fred trzymając kluczyki w ręku.
- Jedziemy.- odpowiedział Percy.
Mieli spotkać się z tatą w restauracji.
James bardzo się stresował spotkaniem z nim. Nie chciał słyszeć kolejnych komentarzy ,,kochającego tatusia, troszącego się o to, aby jego córeczka odnalazła kobiecość"...
Kiedy wysiadali z samochodu mieli na sobie okulary przeciwsłoneczne. Wyglądali idealnie. James wydawał się od nich odstawać i wydawało mu się, że i tak wygląda damsko... Że pomimo garnituru nikt nie weźmie go za mężczyznę.
Nic podobnego.  James był tak samo męski jak jego jedynie o rok starszy brat William.
Kiedy wchodzili do restauracji kelnerzy od razu im się pokłonili i wzięli płaszcz od Percyego. Zarezerwowany był dla nich duży stolik. W restauracji było jeszcze kilka bogatych małżeństw, ojciec z córką i jakieś dwie kobiety. Wszyscy wyglądali na bajecznie bogatych, ale i tak odkręcali się w stronę Verumesów. Nie często można było spotkać tę niecodzienną rodzinę w komplecie. Tym bardziej w miejscach publicznych. James przez moment wypiął klatę do przodu, ale szybko przypomniał sobie o tym, że ma piersi, dlatego szybką ponownie się zgarbił. Zauważył to Fred, który lekko pogładził jego plecy palcem i wyszeptał schylając się do jego ucha:
- Nic nie widać. Wyprostuj się James, bo skrzywienia kręgosłupa dostaniesz.
James poczuł nagłą pewność siebie. Ludzie wyglądali jakby zobaczyli duchy. Wyjątkowo ładne i bogate duchy... Przypatrywali się synom profesora Verumesa, który czekał na nich przy stoliku z filiżanką kawy w drogim garniturze ze złotym łańcuszkiem na zegarek kieszonkowy.
- Moi synkowie...- wstał, przytulając każdego z osobna. James nie za bardzo chciał się z ,,tatą" tulić, dlatego jedynie podał mu rękę.
- Oh, widzę, że Ty dalej w garniturze...- westchnął jedynie pod nosem, prawie niezrozumiale.
Usiedli do stołu. Już mieli coś zamawiać, kiedy  Elio dla zabawy popchnął Jaspera na krześle. Młodszy nie zostawił sprawy obojętnie, dlatego oddał bratu tym samym. Po momencie zaczęli nawalać się na podłodze. Harry Verumes warczał coś w ich stronę tak samo jak i Percy, a Will i Ethan wydawali się nie wzruszeni, jak gdyby tak było zawsze. Wiecie, jakby tak wyglądał każdy obiadek.
Nagle coś chrupnęło w ramieniu starszego. Popchnął jednak młodszego tak, że wpadł w doniczkę. Oboje pisnęli. Jasoer chyba ze śmiechu, że kwiatek się pod nim złamał...
- Fredi...- jęknął Elio trzymając się za zranioną rękę.
- Nie umiecie się zachowywać do cholery jasnej?!- warknął w ich stronę, jednak nie mógł zostawić braci bez pomocy. Podszedł najpierw do Eliota i przestawił jego rękę do stanu normalnego. Chłopak aż jęknął z bólu, a cała sala się na nich gapiła.
- Dzięki Fredi...- odpowiedział siadając na krzesło.
- A Tobie co?- zapytał Jaspera, który dalej siedział w doniczce.
- Nie mogę...Myjść- warknął, szarpiąc się z ozdobą.
Fred pociągnął go do siebie za rękę, a potem otrzepał z resztek ziemii.
- Co wy byście beze mnie zrobili?- zapytał odchodząc na swoje miejsce tak jakby nic się nie stało.
Pozostali goście restauracji ( i James) gapili się na Freda z lekko rozchylonymi wargami.
James dostał do ręki kartę z niezwykle drogimi daniami o dziwnych nazwach. Na szczęście siedział obok niego Will i wszystko mu tłumaczył. Percy i Fred patrzyli dumni w ich stronę. Znaleźli wspólny język. Chociaż z jednym z braci James się w 100% dogadywał.
- Ta jest taka... No nie najlepsza. Rybna. Jedzie tą rybą na kilometr. O! A ten barszczyk jest dobry... Ale dziś próbuję jakieś tam... Coś tam coś tam.- powiedziała nie umiejąc rozczytać nazwy.
James nie wiedział co by zjadł i co ma najmniej kalori, dlatego jego mózg zaczął panikować.

Taka drogą restauracja a nie zamieszcza kalori na karcie?! Skandal! Przecież się nie zapytam. Skandal!

Błądził wzrokiem po papierze i wreszcie powiedział, że weźmie to co Will.
Kiedy czekali na jedzenie śmiali się i rozmawiali w najlepsze. Po około pół godzinie przyszedł kelner i podał im to co zamówili. Elio I Jassper od razu zabrali się za swoje ogromne steki, Percy standardowo za cały tależ sushi, Ethan i Fred próbowali jakiejś dziwnej potrawy, a ojciec jadł jakieś mięso. Will i James dostali swoje zupy. Will spróbował jej pierwszy. James patrzył na nią przez jakiś czas. Bał się tego ile ona może mieć kalori. Włożył jednak niepewnie łyżkę do ust. Nagle z całkiem ,,miłych" i ,,przyjemnych" tematów medycyny o jakich gawędzili starsi bracia ojciec powiedział:
-Zobacz Erika... Tam też jest dziewczynka, która jest krótko obcięta i chce wyglądać jak chłopiec...- wtrącił, przekręcając głowę w prawo. Prawda. Siedziała tam dziewczyna że swoim tatą, ale oprócz krótkich włosów miała piękną suknię, a nawet szpilki.
- Ale ja jestem chłopcem, a nie dziewczynką.- warknął odkładając łyżkę na stół.
- Nie, Eriko. Myślałem, że Ci przejdzie ta faza, ale...- Nie dokończył, bo w Jamesie się zagotowało.
- Jak śmiesz? Jak śmiesz co? Nie było Cię przy mnie przez całe życie. Gówno o mnie wiesz. Gdzie był szanowny Pan profesor, kiedy jego syn potrzebował ojca?! Godzę się na bycie wpadką, ale chyba należał mi się chociaż jeden telefon na rok? Może by się szanowny profesorek mną zainteresował wcześniej niż po śmierci mamy?! I teraz masz jeszcze czelność wytykać mi bycie Trans?! Ty zwyrolu... Czekałem na Ciebie całe życie! Rozumiesz to kurwa?! Całe życie ! Ani razu! Nawet razu do mnie nie zadzwoniłeś, nie przyjechałeś, nie napisałeś SMS-a! Bałeś się, że Twoja żona dowie się o siódmym dziecku?! Jesteś pizda nie ojciec! Byłem naiwny myśląc, że poznam ojca. Nigdy nie poznam ojca, bo nie miałem takiej osoby! Poznałem osobę, która mnie spłodziła. Łączy mnie z tobą tylko nazwisko... Swoją drogą ciekawe czemu mi je dałeś... Nienawidzę Cię...tatusiu.- wykrzyczał mu prosto w twarz. Cała restauracja siedziała cicho. James zaczął biec i wybiegł za drzwi. Harry wstał i zawolał:
- Wracaj tu! Natychmiast! Co, boisz się jednak konsekwencji?!
- Coś Ty idioto narobił...- westchnął najstarszy.
- Percival...Wróci.- powiedział ojciec, widząc, że pierworodny bierze z wieszaka płaszcz.
Percy pobiegł za Jamesem który wybiegł z restauracji i biegł byle przed siebie. Za nim cała reszta.
Zaczął płakać. Chciał zniknąć.  Pierwszy raz w jego głowie pojawiła się taka myśl.

Hejo! Jak się podobałrozdział? Mam nadzieję,  że fajny;) Do zobaczenia w kolejnym! Miłej nocki!

Siódmy Syn- IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz