James mógł już wrócić do szkoły. Był z tego powodu taki szczęśliwy. Oczywiście Percy najpierw odbierał go po połowie lekcji jak jakieś małe dziecko, aby się nie przemęczał, ale James cieszył się z każdej możliwości spotkania Poli i Nandi. Oczywiście wstydził się swojej blizny, dlatego nawet podbierał od duo specjalne opaski na przedramiona, aby wycierać niby pot z czoła. On nie używał tego tak jak ,,trzeba". On zakrywał nimi bliznę, która była brzydka i robił się na niej bliznowiec. Ojciec obiecał mu jakąś tam terapię, czymśtam, aby ją usunąć, ale James mało wierzył w jej skuteczność. Ethan pocieszył go, że zrobi sobie tam kiedyś tatuaż i będzie dobrze i ładnie. Nawet narysował mu kilka wzorów samodzielnie i chciał rysować je długopisem. Były to najczęściej jakieś wielkie ptaki. James nie rozumiał czemu, ale Ethan zaczął mówić na niego ,,mój mały ptaku". Co to miało oznaczać? Czemu akurat ptaku? Najlepsze było jednak porównanie ,,Mój mały koliberku" albo ,,Mój dzielny orzełku". James uwielbiał jak bracia porównywali się do zwierząt. Na przykład Will zawsze był misiakiem, albo króliczkiem. Ethan był wilczkem, Fred młodszym niedźwiedziem, albo labradorem. James uwielbiał zwierzęce porównania.
Szukał swojej opaski, ale nie mógł jej znaleźć. Gdzie ona się podziała?! Hej! Gdzie jesteś?!
Chodził po pokoju, nawet otworzył plecak w poszukiwaniu wszystkiego. Nic!
Wszedł do łazienki...O, nie, nie, nie! Nie! Była cała mokra. Całą noc leżała w wannie z której zapomniał wylać wody...No na pewno nie wyschnie! Co teraz?!
Próbował zakrywać ją toną pudru, podkładu i wszystkiego co miał pod ręką. Nic. Z blizny schodziła każda warstwa. No nic... Musi iść tak. Modlił się, aby byle nie podwinęła mu się koszula. Z drugiej strony nie musiała. Blizna wkraczała na część jego dłoni. Była w kształcie swojego rodzaju krzyża. Chirurdzy musieli ją rozciąć, aby dostać się do tętnic, mięśni i ścięgien. Miał jej dość. Okropnie się jej wstydził.
W aucie siedział bardzo spięty. Zwrócił na to uwagę Ethan.
- Co się dzieje, moja jaskułeczko?- zapytał czule.
- Nic takiego. Jestem trochę...trochę zestresowany. Nic wielkiego.- odpowiedział niepewnie.
- Mój, jeśli coś będzie nie tak, dobrze?- zapytał.James pokiwał głową.
W szkole bardzo się stresował. Standardowo czekały na niego dziewczyny. Od razu do niego podbiegły, aby się przywitać.
- James!- krzyknęła Pola, ściskając go mocno.
- Hejka!- pomachała mu Nandi.
- Słyszałeś o tym, że dziś na LAB-ie robimy coś fajniejszego od maltretowania żab?- zapytała ciemnoskóra dziewczyna, wcinając kolejny jogurt.
- Mmm...Nie. Co będziemy robić?- zapytał niepewnie.
- Będziemy szyć! Super, nie? I to na kurczaku, a nie na jakiejś sztucznej cośce tylko na prawdziwych mięśniach i tak dalej! Super, nie?- zapytała podekscytowana.
- Ta...Super.- odpowiedział James.Jego ręka była już sprawna, ale może nie na tyle, aby szyć. Umiał już grać na ukochanych skrzypcach, ale aby od razu szyć? Z taką precyzją jak trzeba? Nie był co do tego przekonany.
Pani od fizyki widziała go w szkole po raz pierwszy. Ojciec napisał osobiście do tej baby, aby zmieniła mu tą ocenę. Ona najpierw się podobno wzbraniała, ale potem James zobaczył w dzienniku 4. Kiedy wchodził na lekcję patrzyła na niego z jakimś wyrzutem. Kiedy zajął swoje miejsce w ławce warknęła z pogardą w glosie:
- Wreszcie pan Verumes pojawił się w szkole! Chyba zaraz zacznę klaskać! Czuję się wybrana, że szanowny Panie zechciał przyjść na moje zajęcia. Może Pan Verumes opowie klasie o poprzednich tematach? Zapraszam. Czemu to pana nie było?- wypytywała z wrednym uśmieszkiem na ustach. Tymon i jego banda także wyglądali na bardzo zadowolonych.
CZYTASZ
Siódmy Syn- I
Teen Fiction[ WCZEŚNIEJSZA NAZWA TO PAMIĘTNIK JAMESA VERUMES. TAMTO BYŁ SZKIC TAK NA PRAWDĘ TO OFICJALNA WERSJA] James kończy naukę w ósmej klasie i ma zacząć naukę w Warszawskim liceum... Wszystko jednak staje na głowie przez śmierć jego ukochanej mamy. James...