Gdyby nie to, że Jassper był brudny od wymiocin, krwi, potu i płaczu to nie dałby zaciągnąć się do domu. Stałby przed szybą do sali, błagając brata w myślach, telepatycznie, aby wstał. Płakałby tam i się załamywał. Z drugiej strony tak samo i Elio. On gdyby nie silne leki, które trzeba było mu podać to chyba zburzyłby cały budynek. Nad Jamesem czuwał Ethan, a ojciec kręcił się po szpitalu. Powiedział, że ewentualnie będzie spał w pokoju dla lekarzy, bo planowo powinien mieć niby dyżur, ale jakoś nie specjalnie spał. Pytał lekarzy, pielęgniarki...Kogokolwiek kto mógłby wiedzieć o stanie jego syna. Ethan siedział z różańcem w jednym ręku, a w drugim trzymał dłoń swojego brata. Była blada, krucha, ale ciepła. Maszyny cały czas cichutko pikały, słychać było pracę respiratora, oddychającego za Jamesa. Nikt nie wiedział kiedy się obudzi. Czy się obudzi? Czy jeśli się obudzi nie będzie ,,rośliną"?
Pola i Nandi płakały razem. Rano mieli przyjechać po nie rodzice. Korzystały z pomocy psychologa. Nie mogły w to uwierzyć.
W domu Fred zajmował się rodzeństwem, bo Percy siedział z Willem w jego pokoju pod ciężką kołdrą, nie pozwalając mu się bić. Eliot z Jassperem mieli spać na kanapie pod kocami.
Fred sprzątał krew z paneli. Gabinet został uprzątnięty przez sprzątaczkę zatrudnioną na cito. Zrobiła to wtedy, gdy siedzieli w szpitalu. Dla każdego z braci byłby to zbyt traumatyczny cios, aby zrobić to samemu.
- F...Fred.- jąkał się Jass.
- Tak, Kapi?- zapytał, od razu siadając, aby popatrzeć na niego i jego twarz.
- Bo...Bo...Bo...- jąkał się coraz bardziej, nie mogąc złapać tchu.
- Ciii...Jass, oddech. Tak? Wdeeech... Wyyydech...- mówił Fred
- Jaspi...- westchnął Eliot, obejmując go swoim silnym ramieniem.- Już dobrze. Już jest stabilny...
- Czy on żyje? Jeśli umarł? A jeśli umrze, jak będę spał? - pytał, nakręcając się coraz bardziej.
- Ciii...Nie umrze. Nie umrze...- zapewniał go Fred.
- A jeśli? Jeśli...Jeśli...Ja...Ja...- płakał mocno i otwarcie. Jass nie był znany z płaczliwości. Nie był znany ze zbyt wielu emocji. Ewentualnie z uśmiechu, ale płaczu? Nie Jassper Verumes.- Jaspi, już dobrze...- przytulał go Eliot, głaszcząc mocno po plecach- Wszyscy przeżywamy, nie? Nie Twoja wina.
- Co jak moja?
- Moja bardziej. Wiedziałem, że się ciął. Nie powiedziałem. Rozumiesz? Jest to moja wina i ojca. Nie Twoja. Nigdy nie była Twoja.
- Ja go...Ja dokuczałem...Ale nie chciałem...źle. Ja, ja...Ja nie chciałem...Żarty...
- Jass, spokojnie. Nie obwiniaj się.- prosił Fred.Jassper jednak płakał zawzięcie, nie mogąc nabrać oddechu.
- Dasz radę połknąć tabletkę, Jaspi?- zapytał Fred.
- Nie...Nie chcę.- mówił, wtulając się w klatkę piersiową Eliota.
- Jaspi...Udusisz mi się tu zaraz.
- Ja...Ja...Ja...- jąkał się, próbując coś z siebie wydusić.Eliot wiedząc, że Jass wsłuchuje się w bicie jego serca, starał się oddychać jak najwolniej.
- Szzzzz....- cicho szeptał mu do ucha- Silny z Ciebie chłop. Wiesz? Nie dałbym rady na Twoim miejscu, wiesz?
- Nie prawda...
- Prawda, Jasspi. Prawda...A Teraz weź tą tabletkę o Freda.
- Nie, nie...Nie.
- To w takim razie zrobię Ci zastrzyk, jeśli nie chcesz tak bardzo połykać.
- Nie, nie...Nie...p...potrzebuję.- jąkał się, a jego oddech świszczał.
- Ciii...- przytulił go też i Fred. Za moment zniknął za ciemnym korytarzem, którego nie oświetlało światło kominka.Za moment wrócił i niepostrzeżenie wstrzyknął w ramię brata jakąś substancję. Tamten zaczął po niej powoli się uspokajać. Stawał się senny.
- Spokojnie, Jass...
- Nie, nie.Jeśli...Jeśli dostaniecie wiadomość o...O Jamesie, to mnie obudzicie?
- Oczywiście. Teraz śpij, Jaspi...Śpij.- odpowiedział Eliot, wtulając się w niego.
CZYTASZ
Siódmy Syn- I
Teen Fiction[ WCZEŚNIEJSZA NAZWA TO PAMIĘTNIK JAMESA VERUMES. TAMTO BYŁ SZKIC TAK NA PRAWDĘ TO OFICJALNA WERSJA] James kończy naukę w ósmej klasie i ma zacząć naukę w Warszawskim liceum... Wszystko jednak staje na głowie przez śmierć jego ukochanej mamy. James...