- James! James, wstawaj!- zawołał głos Jaspera.
Chłopak przetarł oczy. Nie wiedział skąd on się tam wziął. Cały czas go jednak szturchał. Przecież noc spędził z nim tata...
- Aaa! Idziesz do domu, James!
- Co?! Do domu? Mogę wrócić do domu?!- zapytał podekscytowany.
- Do domu, synu. Jeśli oczywiście czujesz się na siłach to dziś lekarz na obchodzie powiedział, że jego zdaniem jesteś gotów. Terapeutka potwierdziła jego tezę, że zrozumiałeś, że tamta decyzja nie była dobra.- dodał ojciec.
- Oczywiście, że chcę wracać! Tu dostawałem kota!- jęknął i od razu zrzucił z siebie kołdrę pełen ekscytacji.
- Cieszę się bardzo, synu. Cieszę się bardzo. - odpowiedział mężczyzna.Jasper odzyskał swój błysk w oku jak usłyszał o tym, że wypisują Jamesa. Był zachwycony.
- Do domu! James, wracasz do siebie! Jejku, jak się cieszę.- aż podniósł go w uścisku.
- Jas, dusisz...- zaśmiał się, bo jeszcze nigdy nie został tak szczerze uściśnięty przez niego.
- Ojć, sorki...- uśmiechnął się do niego
- Chłopcy, zbierajcie majdan, a ja pójdę w tym czasie z Jamesem na wyjęcie tego paskudztwa.- powiedział, wskazując na rurki w szyji.James miał dość leżenia w milionie kabelków. Jak cudownie, że to już koniec! Do niezobaczenia maskotką z tlenem! Do nie zobaczenia dziwne maszyny! Do nie zobaczenia łóżko z okropnym materacem!
Pielęgniarki patrzyły na Harrego jak na istny postrach...Kiedy tylko pojawiał się na oddziale schodziły na boki korytarzy, a kiedy udało mu się nakłonić syna do snu wcześniej roześmiane, nie zwracające uwagi na płaczące niemowlaki, milkły.
- Chodź synku. Jak zawsze. Jak trafią się nieumiejętne to masz mi to powiedzieć. Załatwię sprawę.- powiedział, otwierając przed nim drzwi do gabinetu.
Pielęgniarki natychmiast ściągnęły z niego naklejki. Kiedy przyszła kolej kabelka z szyi to wzrokiem kłóciły się która to zrobi. Żadna nie chciała pracować pod czujnym okiem profesora Verumes. Oh, człowiek bardzo, ale to bardzo wymagający...
- Panie długo się będą zastanawiać? To kumuluje niepotrzebny stres u pacjęta. Proszę to zapamiętać na przyszłość.- warknął w ich stronę.
One jedynie spojrzały po sobie przestraszone. W końcu jedna podeszła i spojrzała błagalnym wzrokiem na Jamesa, jak gdyby chciała mu przekazać wiadomość, aby byle nie pisnął.
- Spróbuj się nie ruszać, okej?- zapytała odklejając plaster.
Wyciągała dość długą rurkę powoli. Harry patrzył jej na ręce swoim niesamowicie spostrzegawczym wzrokiem. Na końcu zapytał syna:
- Jak oceniasz pracę pań?Kobiety zatrzymały dech w piersiach, nie ważąc się odezwać.
- Ja? Nie wiem...Chyba dobrze, a co?
- Bo mnie się bardzo podobała. Powiem ordynatorowi, aby przyznał paniom premię, bo są panie zdecydowanie bardziej umiejętne niż koleżanki...- mruknął.Kobiety zaczęły się uśmiechać.
- Oh, dziękujemy bardzo!- odetchnęła jedna.
- Należy się paniom. No dobrze...To papierki gdzie podpisać?
- Zaraz przyniosę. Już po nie lecę!- ożywiła się druga.James zobaczył, że bracia ogołocili salę szpitalną ze wszystkich jego rzeczy. Byli tak szczęśliwi. Przyjechał po niego jedynie Jasper i Fred, ale ich uśmiechy już mu wystarczyły. Były niesamowicie szerokie. Złoto w ich oczach wracało. Nawet Jasper wydawał się żywszy. James tęsknił nawet za jego kawałami.
- Możemy iść? Idziemy? Możemy go wreszcie zabrać?- ekscytował się Jasper.
- A może niech się przebierze z piżamy, zje coś? Hm?
- Zje w domu. Ubieraj się James! Jedziemy wreszcie do domu!- ekscytował się Jasper.
- Ach...Wreszcie.- odetchnął patrząc na śniegowego niedźwiedzia za oknem.
CZYTASZ
Siódmy Syn- I
Teen Fiction[ WCZEŚNIEJSZA NAZWA TO PAMIĘTNIK JAMESA VERUMES. TAMTO BYŁ SZKIC TAK NA PRAWDĘ TO OFICJALNA WERSJA] James kończy naukę w ósmej klasie i ma zacząć naukę w Warszawskim liceum... Wszystko jednak staje na głowie przez śmierć jego ukochanej mamy. James...