James leżał w szpitalu już trzy dni. Czuł się coraz lepiej. Może psychicznie dalej był przygnębiony...Tamtego dnia po raz pierwszy mieli odwiedzić go pozostali, młodsi bracia. Fred nie pozwalał im wcześniej, bojąc się, jak zareagują. James czuł się przygnębiony. Sprawiał problemy...Wiele problemów. Do tego okazało się, że lekko naruszył swoje ścięgna w ręku, dlatego musiał ciężko ćwiczyć, aby choć dotknąć skrzypiec. Po co mu to było?! Leżał wpatrzony w sufit. Była już u niego dwa razy terapeutka. Rozmawiał z nią o wielu rzeczach. Nie chciał trafić do psychiatryka. Tak bardzo nie chciał. To był jego największy strach. Dobrze o tym wiedziała. Postanowiła, że najlepiej zrobi mu czas z rodziną, a nie w samotności w szpitalu. Potrzebował wsparcia. Napisał też do dziewczyn z podziękowaniami. Miały go odwiedzić po feriach, bo ojciec zdecydował, że James będzie miał cały wolny styczeń. Chyba, że mu się bardzo szybko poprawi, ale na to się nie zanosiło... Nie miał siły nawet za bardzo usiąść bez niczyjej pomocy. Był tak zależny od innych co go irytowało.
- Która godzina, Percy?- zapytał poddenerwowany. Bracia mieli zjawić się o dziesiątej.
- Ósma.- odpowiedział, patrząc na zegarek.
James ponownie spojrzał w sufit. Szczerze powiedziawszy już żałował tego, że nie pobiegł za ciężarówką od razu. Przepłacił za to okropnymi bólami, temperaturą i...nudą. Okropną nudą. W pewnym momencie zaczął liczyć drobinki tynku na suficie...
- O jejku...- westchnął średnio zadowolony
W ścianie dalej była dziura. James jak przez mgłę pamiętał krzyki Percyego. Do tego jego brat miał na dłoni czerwone przetarcia.
- Co się tam stało?- zapytał zdezorientowany.
Percy popatrzył na niego z uwagą.
- Nic takiego...- odpowiedział- Nie ważne...
James jednak zmarszczył czoło.
- Zaraz to naprawie...- powiedział, wychodząc na moment z sali. Wrócił ze srebrną taśmą, białą kartką papieru i klejem. Zakleił dziurę taśmą, a potem nakleił na nią białą kartkę.
- Nie widać. Białe to, białe tamto...Jak nowe.- odpowiedział, jeszcze wygładzając grudki kleju.
James nie mógł ukryć uśmiechu. Percy- prawdziwy majster. Przypominało mu to odcinki kultowych ,,sasiadów", którzy zamiast przykręcić śrubkę to głowili się przez pół odcinka, koniec końców przebudowywując chyba cały dom.
- Myślałeś o karierze budowlańca?- zapytał.
- Nie.- odpowiedział Percy, ponownie siadając na fotelu, obok.- Która godzina?
- W pół do dziewiątej.Czas się okropnie dłużył. Nawet grudki tynku były policzone. Nic ciekawego do roboty. Nawet nie można się przejść, bo jest się za słabym. James był też wściekły na to, że był cały czas brudny i nie mógł wziąść spokojnej kompieli, bo przetarcie go husteczkami nie ścierało całego brudu. Jak on nawet nie umiał za bardzo sam zjeść, bo to go męczyło! To okropne...To chyba największa pokuta za tą całą sytuację. Włosy mu się kleiły, on na bank nie pachniał fiołkami...Jejku jakie to irytujące!
- Nuuudy....Już nawet spać nie mogę. Jestem zmęczony tak długim spaniem.- westchnął James.
- Jeszcze trochę poczekaj, chłopaki niebawem będą.
- Mmm...- mruknął James, próbując przekręcić się na drugi bok, ale nie dało rady.
- Pomóc Ci w czymś?
- Nie...Irytuje mnie to wszystko. Jestem słaby, dostaję zadyszki przy mówieniu, nawet nie mam siły przekręcić się na drugi bok, jestem brudny, w ogóle jak jakiś nie wiem.- warknął.
- Oh, daj spokój James. Niedługo odzyskasz siły.- powiedział Percy, przeczesując mu sztywne włosy- Umyć Ci je? Może poczujesz się lepiej?
- Jak, skoro nie mogę iść do łazienki?- zapytał.
- Mam swoje sposoby.- odpowiedział.
- No okej.- odpowiedział James, ciężko wzdychając. Chyba się zmęczył.
CZYTASZ
Siódmy Syn- I
Teen Fiction[ WCZEŚNIEJSZA NAZWA TO PAMIĘTNIK JAMESA VERUMES. TAMTO BYŁ SZKIC TAK NA PRAWDĘ TO OFICJALNA WERSJA] James kończy naukę w ósmej klasie i ma zacząć naukę w Warszawskim liceum... Wszystko jednak staje na głowie przez śmierć jego ukochanej mamy. James...