26- Urodziny

234 12 12
                                    

Był dzień przed świętem zmarłych. James umówiłem się z braćmi, że pojedzie z nimi 1 listopada na grób mamy. Przynajmniej z jednym z nich. Niepokoiło go, że przez tydzień duo tak zgodnych braci się ze sobą nie pogodziło i cały czas coś do siebie warczeli. Nawet nie przesiadywali po nkcach w jednym pokoju, grając w gry... Było dość ciepło jak na październik. James dostał wiele wsparcia od Poli i Nandi, które w szkole jadły chyba więcej od nie jednej klasy razem wziętej, aby pokazać Jamesowi, że jedzenie nie jest niczym złym. Był święcie przekonany, że go wyśmieją z powodu problemów, ale skąd! Te dziewczyny chyba na prawdę go lubiły... On je z resztą też.
James robił progres na swojej terapi. Terapeutka była z niego podobno bardzo dumna i cały czas chwaliła go do braci, dzięki czemu opróżniony w dniu odkrycia kreseczek słoik ponownie zaczął się zapełniać. James starał się jak mógł nie okaleczać, jeść normalnie i wyleczyć z chorób. Nie za bardzo podobały mu się wszystkie rzeczy, ale chyba wycieczka jaką odbył z Percym w szpitalu na niego podziałała... Swoją drogą zaczął odzywać się do innych, a oni zapewniali go, że nawet myślą o nim jak o chłopaku i jest mniejszym problemem od Kacpra, o ile jego można było nazwać problemem. James jednak im w to jakoś nie wierzył... Nie wiedział czemu.
   

     Na przerwie Pola i Nandi zaciągnęły go na stołówkę. Dostali na niej całkiem dobrą zupę ogórkową oraz kotleta z ziemniakami i surówką. Całkiem normalny obiad. Chłopak jednak widział w nim potwora o nazwie Kalorie.
- James, jak tam?- zapytała Pola, upewniając się, że nikt się im nie przysłuchuje. Widziała, że przyjaciel ma problem z zupą.
- Dobrze, a u Ciebie? Na prawdę dobrze. Czemu pytasz?- zapytał wkładając łyżkę zupy do buzi.
- Jesteś inny... Trochę smutny... Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie polegać. Nikomu nie wygadamy Twoich sekretów.- przypomniała Nandi.
- Ale u mnie na serio wszystko dobrze... Po prostu niebawem święto zmarłych, pierwsze na których będę odwiedzać grób osoby, którą na orawdę znalem, a nie jakiejś prababci, która umarła dziesięć lat przed moim urodzenim... Jak to dobrze, że jutro wolne z okazji Święta zmarłych...Przynajmniej odpocznę.- powiedział i miał już coś kontynuować, kiedy do jego stołu podszedł Kacper. Był dla niego dziwnie miły ostatnimi czasy. [ Tak na marginesie przypominam, że Jassper to Jass, Kapi lub Kacper, aby wam nie mieszać w głowie. Tak go po prostu nazywają. Nie cą to inne osoby]
- O! Możemy się przysiąść, czy zepsujemy wam romantyczny lunch?- zapytał patrząc na Polę.
- Nie jesteśmy razem!- warknęli na raz mierząc go wzrokiem.
- Ja tam swoje wiem... Kręci z jedną z was na bank, ale dobra... Ale no to w takim razie się dosiadamy.- powiedział machając ręką w stronę Willa.
Kacper usiadł obok Poli, a Will pomiędzy Nandi i Jamesem. Ciemnoskóra zarumieniła się na widok jego braci i odgarnęła włosy za ucho.
- Dobra młody... Percy i Fred mają urodziny. Musimy coś dla nich skołować... - zaczął Elio pojawiając się z nikąd i kładąc ręce na blacie- Co roku przychodzimy do Percyego o północy i straszymy, po czym strzelamy konfetti i śpiewamy sto lat... Fred ma urodziny w południe, dlatego jego budzimy rano... Ale on często też nie śpi... Po prostu ich straszymy. Dziś obydwoje są na dyżurze, dlatego mamy czas na upieczenie tortu i pojechanie po jakiś fajny prezent. Oni co roku mówią, że nic nie chcą, bo mogą sobie kupić cokolwiek i kiedykolwiek, ale... Ale wiesz, że fajnie dostać jakiś prezent, prawda? Pojedziesz z nami na zakupy po szkole? O której kończysz? - powiedział Kacper. Pomiędzy nim, a Eliotem panowało wyczuwalne w powietrzu napięcie.
- Okej... Kończę o 14... Dziś wyjątkowo wcześniej, bo nie mam WF... Pan się rozchorował.
- Świetnie! Elio też ma dziś wykłady jedynie do 12! A ja kończę o 14... - powiedział Will.
- Świetnie! To pojedziemy po lekcjach z Elim. Ethan powiedział jedynie, że mamy się nie połamać...- dopowiedział Jasper, mrożąc brata wzrokiem.
- No nie fajnie byłoby, aby składał was we własne urodziny, prawda?- zapytał Will.

Will codziennie z Jamesem liczył swoje siniaki. On zbierał ryż do słoiczka po koncentracie pomidorowym. James był mu bardzo wdzięczny za poczucie tego, że nie walczy on sam, jedyny.

Siódmy Syn- IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz